Któż z nas nie lubi po ciężkim dniu w pracy zasiąść przed monitorem i zwyczajnie w świecie odreagować? Któż z nas nie lubi zatracić się choćby na moment w wirtualnym świecie i zapomnieć o zmartwieniach oraz rozterkach życiowych? Któż z nas nie lubi poczuć się niepokonanym Wybrańcem i bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji eksterminować diabelską swołocz w imię ratowania świata? Są tacy? Nie sądzę. W każdym z nas bez względu na wiek drzemią nieokreślone ciągotki do eksplorowania ogromnych przestrzeni, których nigdy w prawdziwym życiu nie będziemy w stanie zwiedzić. Przychodzą dni, kiedy budzą się w nas najbardziej skrywane emocje i z wojennym okrzykiem na ustach niczym rycerze broniący swej Królowej mamy nieodpartą wręcz chęć ruszenia ku nieznanemu. By zetrzeć w proch hordy przeciwności losu i pokazać kto tutaj tak naprawdę rządzi. Czasem są takie dni, kiedy całkowicie zapominamy o bożym świecie i brniemy w gąszczu naszych wyobraźni, byle do przodu. Oczywiście, że tak... Ot, wstęp nawiązujący do niczego, ale jednak jakiś sens ma. W ten sposób chciałem króciutko nakreślić, jak oddziałuje na mnie gra, której nazwa znajduje się w tytule. Czapki z głów…
Opowieść stara jak świat. Na nieduże, położone na odludziu miasteczko pada blady strach. W rozległych podziemiach - które, wbrew zdrowemu rozsądkowi, swym obszarem wielokroć przewyższają osadę, pod którą się znajdują - zalęgły się gobliny, szkielety, zombie, demony, wielkie pająki i podobne plugawe bestie. Na szczęście pojawia się podróżnik, który wie za który koniec trzyma się miecz (lub różdżkę, samopał czy inną kuszę). Bohater śmiało wkracza w ciemne korytarze, wilgotne jaskinie i zatęchłe katakumby.
Z brawurą siecze hordy mniejszych i większych potworów. Gromadząc po drodze złoto i rozliczne bardziej lub mniej magiczne fanty przedziera się - piętro po piętrze - coraz niżej. Wreszcie, w rozświetlonej upiorną poświatą otchłani, odnajduje swój ostateczny cel - Wielkie Zło, Któremu Należą Się Baty. Diablo? Nie. Nie tym razem. W Torchlight tyłek wymagający skopania należy do demona, który nosi złowieszcze imię Ordrak. Fakt ten - jak to zwykle bywa - nie ma najmniejszego znaczenia.
Choć wszyscy już przywykliśmy do tego, że gry Blizzarda „ukażą się, kiedy będą gotowe”, to kolejne informacje o przesunięciu daty premiery Diablo III powodują rosnące zniecierpliwienie wśród graczy. Tym razem amerykańskie studio ogłosiło, że trzecia odsłona kultowego hack-and-slasha zadebiutuje dopiero w drugim kwartale tego roku…
W pierwszej części moich wrażeń z bety Darkspore przybliżyłem wam nieco opowiedzianą w grze historię oraz system kreacji bohaterów. Tym razem zajmę się tym co najważniejsze w każdym h&S czyli walką, umiejętnościami oraz przeciwnikami, z którymi przyjdzie się nam zmierzyć. Choć zastosowane przez twórców rozwiązania trudno nazwać rewolucyjnymi, to z pewnością wprowadzają one powiew świeżości do nieco skostniałego gatunku i choćby z tego powodu warto się im bliżej przyjrzeć.
Moja reakcje na zapowiedź hack&slasha w świecie Spore nie była zbyt entuzjastyczna. Choć uwielbiam ten gatunek gier, to połączenie go ze stworami od Maxisa wydało mi się absurdalne. Co oni sobie myśleli łącząc grę dla dzieci z rozgrywką w stylu Diablo? Albo wyjdzie z tego banalna gierka dla dzieci o... zabijaniu, albo gra dla starszego odbiorcy w dziecięcej otoczce. Jedna i druga wizja jakoś do mnie nie przemawiały. Jestem obecnie po 8 godzinach zabawy z wersją beta Darkspore i wierzcie lub nie, ale gra zapowiada się na jedną z największych niespodzianek tego roku!