Recenzja filmu Jurassic World: Upadłe królestwo. Żwawa skamielina
"Jurassic World" - dinozaury powróciły! Szkoda, że na tarczy. Recenzja filmu
Park jurajski - tak samo świetny jak 20 lat temu
Lubię strzelać do dinozaurów o poranku...
Obiecanki cacanki, a głupiemu radość - recenzja Primal Carnage
Zaskoczony potencjałem Adriena Brody’ego
Od premiery pierwszego Parku jurajskiego minęło 25 lat. Od premiery Jurassic World minęły 3 lata. Od premiery Upadłego królestwa minęło 12 dni. Chyba mogę więc zaserwować Wam spoilerową recenzję najnowszej odsłony dinozaurzej serii, w której ładnie opiszę wszystko to, co wyszło dobrze (a momentami nawet bardzo), zestawiając to z rzeczami słabymi, których też trochę się zebrało. Ale konkluzja jest jedna - nowy Świat jurajski jest lepszy niż się spodziewałem.
Fabuła nowego filmu podejmuje wątek urwany w poprzedniku - minęły 3 lata od zniszczenia parku, zagrożona wybuchem do niedawna uśpionego wulkanu Isla Nublar została pozostawiona samej sobie, a bohaterowie rozpierzchli się po świecie. Znana z biegania po dżungli w szpilkach Claire przewodzi organizacji pragnącej ochronić dinozaury od ponownego wyginięcia, zaś "zaklinacz rapotorów" Owen siedzi na pustkowiu i buduje chatkę. Prawidła narracji wymagają jednak, by ona i on spotkali się w punkcie krytycznym, by uratować wszystkie dinozaury i dać po łapach złym ludziom.
Jest taka scena w "Jurassic World", gdy jeden z drugoplanowych bohaterów - stylizowany na nerda - narzeka na wprowadzanie do parku zmutowanego potwora. Kiedyś wystarczyły zwykłe dinozaury, by ludzie mdleli z zachwytu lub przerażenia. Dawniej park z dinozaurami miał tę magię - w końcu przywrócono do życia wymarłe gigantyczne gady, a to nie zdarza się codziennie. Nikt wtedy nie myślał, że potrzeba więcej zębów i kłów, aby przyciągnąć tłumy. Ten niewiele wnoszący do fabuły bohater jest po części głosem widzów, którzy ruszyli do kin z powodu pozytywnych wspomnień związanych z pierwszą częścią. Mam także wrażenie, że reprezentuje on jednak także twórców, którzy chcą wytłumaczyć swoje postępowanie i prosić o przebaczenie. No nie wiem.
Po wielu latach od ostatniego seansu z wielką przyjemnością przypomniałem sobie wczoraj Park jurajski. Dwie godziny minęły szybko, a gdy na ekran telewizora wjechały napisy końcowe, z jeszcze większą przyjemnością stwierdziłem: ten film prawie się nie zestarzał i dzisiaj jest równie rajcujący, jak w 1993 roku (to już 20 lat, serio!). Tak na dobrą sprawę jest to nadal jeden z najlepszych przykładów kina przygodowego w historii (najlepszym jest seria o doktorze Jonesie, ach ten Spielberg, niech go dunder świśnie!).
Dinozaury zawsze potrafiły rozpalić wyobraźnię zarówno dzieci, jak i dorosłych. Wielkie, zielone gadziska to mimo silnych, naukowych dowodów i opracowań stworzenia na poły mityczne. Nie zmienia to faktu, że są bardzo dobrym materiałem na grę.
Dawno nie obcowałem z grą, która co rusz zapalała w moim umyśle lampkę: „to dałoby się zrobić lepiej. I jeszcze to. I tamto też”. Po wściubieniu nosa w każdy aspekt Primal Carnage w wyobraźni jarzyła mi się już cała choinka pomysłów. I nie chodzi tylko o samą krytykę, lecz natychmiastowe pojawianie się rad, jak dany szkopuł naprawić. Najwyraźniej właśnie kogoś takiego zabrakło w zespole developerskim, albowiem samo hasło „hajda zrobimy grę o ludziach walczących z dinozaurami” nie wystarczy, by stworzyć dopracowaną produkcję.
Premiera filmu King Kong i gry z nim związanej odbyła się sześć lat temu. Od 2005 roku regularnie atakowały mnie materiały promocyjne dotyczące tej produkcji UbiSoftu. Cały czas jednak nie potrafiłem się przełamać, aby zagrać. Wszystko przez te etapy z Adrienem Brodym.
Producenci epizodycznych przygodówek z Telltale Games zajmują się głównie ubieraniem znanych marek w niezbyt oryginalne, ale przyjemne gry. Doczekaliśmy się Powrotu do przyszłości, ale to nie wszystkie projekty studia. Kolejnym jest Jurassic Park, czyli podróż w uniwersum dinozaurów wskrzeszonych z bursztynu. W sieci pojawiło się info na temat serii.