'Jurassic World' - dinozaury powróciły! Szkoda że na tarczy. Recenzja filmu - promilus - 15 czerwca 2015

"Jurassic World" - dinozaury powróciły! Szkoda, że na tarczy. Recenzja filmu

Jest taka scena w "Jurassic World", gdy jeden z drugoplanowych bohaterów - stylizowany na nerda - narzeka na wprowadzanie do parku zmutowanego potwora. Kiedyś wystarczyły zwykłe dinozaury, by ludzie mdleli z zachwytu lub przerażenia. Dawniej park z dinozaurami miał tę magię - w końcu przywrócono do życia wymarłe gigantyczne gady, a to nie zdarza się codziennie. Nikt wtedy nie myślał, że potrzeba więcej zębów i kłów, aby przyciągnąć tłumy. Ten niewiele wnoszący do fabuły bohater jest po części głosem widzów, którzy ruszyli do kin z powodu pozytywnych wspomnień związanych z pierwszą częścią. Mam także wrażenie, że reprezentuje on jednak także twórców, którzy chcą wytłumaczyć swoje postępowanie i prosić o przebaczenie. No nie wiem.

"Jurassic World" rozgrywa się 20 lat po wydarzeniach znanych z "Parku Jurajskiego" i jednocześnie ignoruje drugą oraz trzecią część. Fabuła jest zresztą bliźniaczo podobna. Ludzie przywracają (znowu) do życia dinozaury i otwierają park rozrywki. Są tak zapatrzeni w siebie i swoje cudowne dokonania, że nie zwracają szczególnej uwagi na umocnienie systemu zabezpieczeń. W celu zarabiania jeszcze większych kokosów, do grona dinozaurów chcą dołączyć mutanta - Indominusa Rexa. Zwierz wygląda jak tyranozaur na dopalaczach. Oczywiście przeginają tworząc sprytnego drapieżnika, który zapoczątkuje rzeź (nie do końca) niewiniątek. Dodajmy do tego jeszcze wątek tresera (nie inaczej!), welociraptorów i mamy "Park Jurajski" na miarę XXI wieku - szybciej, więcej, głośniej.

Film rozpoczyna się powoli i upływa trochę czasu do pierwszego zjedzonego człowieka. To nawet nastraja pozytywnie, bo współczesne blockbustery rzadko pozwalają sobie na taką ekstrawagancję. Nawet standardowa historyjka o dzieciach rozwodników przywodzi na myśl złote lata dziewięćdziesiąte. Niestety to tylko zmyła - później film już nie idzie pod prąd współczesnym trendom i z produkcji o dinozaurach, które kiedyś przecież istniały robi się film o dziwnych potworach w futurystycznym środowisku.

Powiedz "aaaa"

Sukces "Parku Jurajskiego" wziął się przede wszystkim z umiejętnego nakreślenia historii, której zdecydowanie bliżej do filmu przygodowego, a nie horroru. Głównymi bohaterami byli paleontolodzy, którzy ubrali całość w naukowy kontekst, Spielberg z kolei przywiązał sporą wagę do realistycznego odtworzenia dinozaurów - zgodnie z najnowszymi odkryciami. Dodajmy do tego, że świat jeszcze wierzył, że wkrótce faktycznie uda się przywrócić do życia pradawne gady. W filmie zrezygnowano z broni, która wyglądałaby jak z filmu fantastycznego, do parku nie wprowadzono nowinek takich jak hologramy. To jest ta magia, której w "Jurassic World" zabrakło. Ten film postawił na różne cuda techniki, jak np. szklana kula do przemieszczania się pomiędzy dinozaurami. Dzisiaj raczej nikt nie wyjdzie z kina z myślą: "kurcze, może faktycznie niedługo uda się przywrócić do życia dinozaury". Raczej będzie to: "wow, ale miał wielką szczękę!". Nawet efekty specjalne nie robią już takiego wrażenia jak kiedyś w "Parku Jurajskim".

Raz, dwa, trzy i obrót

"Jurassic World" nawet nie próbuje rywalizować z kultowym pierwowzorem. Za cel wziął sobie współczesne blockbustery i to mu się udało, bo właśnie zaliczył największe otwarcie w historii kina, pokonując dotychczasowego lidera "Avengers". Zestawienie tych dwóch filmów obok siebie już wiele mówi o "Jurassic World". Twórcy nie zapominają jednak o widzach wybierających się do kina tylko z powodu nostalgii. To dla nich np. napisali postać nerda z pierwszego akapitu, który narzeka na współczesne wymogi widzów i wszędzie chodzi w swojej koszulce z logo "Parku Jurajskiego". Nawiązań nie ma za wiele, za to zdecydowanie więcej akcji. Często, niestety, niezbyt mądrej. Dinozaury "dogadujące się" z ludźmi to chyba największa głupota, jaka przyszła do głowy scenarzystom. Na drugim miejscu jest zignorowanie tak bogatej fauny. Gigantyczne roślinożerne zauropody pojawiają się tylko na chwilę. Poza Indominusem Rexem, welociraptorami i pterodaktylami, cała reszta nie pojawia się w ogóle lub jedynie epizodycznie. Swoją robotą nie popisali się nawet marketingowcy, bo o ile w filmie trochę czekamy na pojawienie się w pełnej krasie zmutowanego dinozaura, to jednak nie robi on żadnego wrażenia głównie dlatego, że znamy go z licznych zwiastunów. Powinni wziąć lekcje u ludzi promujących "Cloverfield".

Zjedzcie ich. Proszę

Na koniec kilka słów o tym, kto stanowi potencjalny posiłek dla dinozaurów. Dwóch braci - jajogłowy i podrywacz, kobieta sukcesu, treser dinozaurów robiący za bad-assa, wspomniany wcześniej nerd, wojskowy, który chce z dinozaurów zrobić broń. Wszyscy papierowi i nakreśleni bardzo grubą kreską. Są przydatni, by wprowadzić do fabuły trochę humoru, ale na koniec pozostaje jednak żal, że tak niewielu z nich skończyło jako pokarm T-Rexa. Nie Indominusa, bo tylko prawdziwy tyranozaur jest królem tej pradawnej dżungli, a nie jakiś mutant z próbówki szalonego naukowca.

promilus
15 czerwca 2015 - 19:46