Kiedyś, w zamierzchłych, bądź zapomnianych czasach nie było (albo było niedużo) mini-produkcji promujących gry video. Jaki był tego powód? Może po prostu nikt na to nie wpadł? Albo wpadł, ale nie można było uzyskać na tyle funduszy, bo przecież ogólnoświatowe serwisy z filmikami nie istniały, a jedyną drogą rozpowszechnienia takiej reklamy byłaby telewizja lub ewentualnie radio. To przecież bardzo kosztowna kwestia. Może jednak sprawa opierała się na czymś innym. Przypuszczalnie rynek gier video nie był na tyle duży, aby taka promocja danego produktu opłacała się dostatecznie. W końcu każdy kto był zafascynowany światem wirtualnym z pewnością uzyskałby informacje o nowych produkcjach lub po prostu czekał na dostawy do sklepów, bądź bazarków. Istnieje też możliwość, iż po prostu brało się, co popadnie, gdyż wybór był na tyle mały, że dla retro gracza nie była to aż taka trudna do rozwiązania sprawa.
Rozwój! Rozwój! (Niedor... !)
Bardzo lubię serię Dead Island - oba "duże" odcinki gry zapewniły mi sporo frajdy, a ciekawe założenia i wysoka grywalność przyćmiły techniczne niedoskonałości i taką sobie historyjkę. Ucieszyłem się więc na wieść o koncentrującym się na fabule spin-offie, który miał z jednej strony wyjaśnić to i owo oraz zapewnić połączenie z powstającym Dead Island 2, a z drugiej zaproponować zupełnie inny styl gry. Escape Dead Island (EDI - ładny skrót, prawda?) od kilku dni jest już dostępne, a moim zadaniem będzie wyjaśnić, dlaczego tu obok widnieje taka, a nie inna ocena. Bo mogło być dobrze, ale niestety szansa została pogrzebana.
Po kolejnych znienacka pojawiających się gameplay’ach Wiedźmina 3 i kilku produkcjach Ubisoftu, byłbym skłonny powiedzieć, że tegoroczne targi niczym konkretnym już mnie nie zaskoczą. Cała sprawa nieco się zmieniła po zapowiedzi i przedstawieniu trailera Dead Island 2. Z uwagi na zbieżne Dying Light, które przecież łudząco przypomina „Martwą Wyspę” nie spodziewałem się właśnie takiej prezentacji zwłaszcza, że rodzi to ciekawą i unikalną wręcz sytuację na rynku.
Ogromny biorąc pod uwagę polski rynek – sukces sprzedażowy osiągnięty przez Dead Island utwierdził twórców w przekonaniu, że tematyka zombie to ich specjalność. Poszli za ciosem i tworzą Dying Light, które na samym starcie oczarowało, lecz z czasem, gdy wtargnięto na sferę faktycznej rozgrywki - udowodniło, że z nową marką i świeżą ideą niewiele ma wspólnego. Grę przesunięto na przyszły rok i właśnie ta decyzja może uratować „umierające światło”.
Dzisiejszy tekst w pierwotnym założeniu miał być recenzją, jednak z kilku powodów zdecydowałem, że opublikuję go w formie klasycznego wpisu. Moja decyzja była podyktowana w dużym stopniu tym, iż oceniałem Dead Island ponad rok temu, a druga odsłona niezbyt różni się od poprzedniej. Potraktujcie więc poniższy artykuł jako moje narzekania na to, czym jest (lub nie jest) Riptide.
Branża gier wideo w naszym kraju jest ostatnimi czasy jedną z lepiej prosperujących. O tym, że produkcje z kraju nad Wisłą są całkiem niezłym znakiem rozpoznawczym mogliśmy przekonać się już dwa lata temu - wtedy właśnie Barack Obama otrzymał od Donalda Tuska drugiego Wiedźmina. Poza CD Projekt RED całkiem przyzwoicie radzą sobie inne studia, m.in. CI Games, People Can Fly (wykupione przez Epic Games) czy też Techland, czyli główny bohater tego tekstu.
Wrzesień jakoś nie chce być szary i nijaki, wobec czego czasu na granie jakby jakoś mniej, co nie przeszkadza nam wcale spędzać przed komputerami i konsolami długie godziny. Dwudziesty czwarty odcinek podcastu ocieka więc wrażeniami z rozgrywki oraz dyskusjami o tym, co zrobiono dobrze, a co można by jeszcze lepiej.
Poza tradycyjną porcją faili i wazelin bierzemy na tapetę dodatek DLC do gry The Gunstringer o fascynującym podtytule Kroniki Dmuchanego Ludka. Ponadto przyglądamy się wyspie Banoi i grze Dead Island, szybkim krokiem przemierzamy Hard Reset i nieco dłużej zasiadamy nad partyjką w Renegade Ops. Nie brakuje oczywiście komentarzy do pierwszego zwiastunu nowego Maxa Payne'a i zachwytów nad zapowiedzianym dopiero co Syndicate.
W dziale kultruralnych trochę o Drive, trochę o komplentej wpadce (patrz zdjęcie poniżej) dystrybutora Gwiezdnych Wojen na Blu-rayu i trochę o Stephenie Kingu. Bardzo trochę. Zapraszamy!