Branża gier wideo w naszym kraju jest ostatnimi czasy jedną z lepiej prosperujących. O tym, że produkcje z kraju nad Wisłą są całkiem niezłym znakiem rozpoznawczym mogliśmy przekonać się już dwa lata temu - wtedy właśnie Barack Obama otrzymał od Donalda Tuska drugiego Wiedźmina. Poza CD Projekt RED całkiem przyzwoicie radzą sobie inne studia, m.in. CI Games, People Can Fly (wykupione przez Epic Games) czy też Techland, czyli główny bohater tego tekstu.
Wrocławscy programiści zyskali w moich oczach dzięki dwóm seriom: Call of Juarez oraz Dead Island. Zarówno klimaty dzikiego zachodu, jak i walki z nieumarłymi są dla mnie bardzo łatwo przyswajalne, a Gunslinger (przynajmniej jego demo) to już w ogóle poezja. Ale dzisiaj, zamiast rozpływać się nad tym westernem, skupię swoją uwagę na apokalipsie zombie. Z jednego, prostego powodu: nie podoba mi się, że Techland robi kolejne gry, które korzystają z tego samego schematu.
Riptide w porównaniu do pierwszego Dead Island różnił się właściwie detalami, jednak bez problemu mogę to zrozumieć. Twórcy wyszli z prostego założenia, że dadzą światu grę usprawnioną względem pierwowzoru. I bardzo dobrze, bowiem nie silili się na oryginalność, ani niczego nie przekombinowali. Odpowiednio niska cena w dniu premiery, a także skuteczna kampania marketingowa zapewniły "dwójce" niezłą sprzedaż. Nikt się chyba nie obraził, bo właściwie nie było o co.
Natomiast widząc ogłoszone niedawno Dying Light lekko się wkurzyłem. Sami deweloperzy przyznali, że gra będzie miksem Dead Island i Mirror's Edge. Jasne, na papierze pomysł prezentuje się bardzo ciekawie, bowiem dzieło DICE zyskało pokaźną rzeszę fanów, którzy z wywieszonymi jęzorami czekają na kolejny tytuł z free runningiem w roli głównej. Ale czy Techland szykuje właśnie taki projekt? Czy nie otrzymamy kolejnej wersji DI, wzbogaconej o kilka sekwencji poruszania się i z dodaną nową historią? Odpowiedź poznamy w 2014 roku.
Na koniec zostawiłem Hellraid, czyli następną grę opartą o silnik Chrome Engine. W tym przypadku także mamy do czynienia z pewną zmianą otoczenia - z tropikalnej wyspy gracz przeniesie się do świata bardzo mrocznego. Znowu głównym zadaniem okaże się walka z zombie-podobnymi stworami. A wszystko to w pierwszoosbowej konwencji i gameplayem przypominającym dwa inne tytuły. Chyba wiecie, jakie.
Porównajcie trzy obrazki widoczne powyżej. Moim zdaniem podobieństwa są aż zanadto widoczne. Zarówno Dying Light jak i Hellraid mogłyby być modyfikacjami do Dead Island. A nie będą, gdyż Techland postanowił połasić się na zawartość naszych portfeli.
P.S. Tak, wiem, że istnieje taka seria jak Call of Duty, która co roku generuje ogromne zyski, nie wnosząc w kolejnych częściach prawie nic nowego. Ale czy to działanie godne naśladowania? Ze swojej strony mogę jedynie dodać, iż z całego serca kibicuję Techlandowi i liczę na pewną zmianę w postępowaniu tego dewelopera.