Styczniowa pogoda w tym roku pełna jest niespodzianek. Jednego dnia mamy zimę na całego, by kolejnego dnia poczuć jesienne lub nawet wiosenne klimaty. Brakuje nam tylko upałów rodem z lata w ciepłym kraju i będziemy mieli pełną paczkę pogodowej niespodzianki. Jeśli mowa już o paczkach z niespodziankami to w moje ręce wpadł kolejny Pixel Box. Ciekawe co tym razem w pudełku piszczy?
Horror w formie animowanej daje twórcom spore pole do popisu. W końcu mogą stworzyć praktycznie wszystko, co wpadnie im do głowy, bez obawy o to ile by to kosztowało lub czy dałoby się to naprawdę zrobić. Ograniczeniem staje się tylko talent, pomysłowość i chęć podejmowania ryzyka. W końcu gdy wszystko można, bardzo łatwo przekroczyć granicę dobrego smaku i molalności. Czy Krwawa wyprawa należy do produkcji, które zawędrowały zbyt daleko?
Czasem naprawdę brakuje mi słów na tytuły gier wideo. Myślałem, że widziałem już wszystkie okropne, odrzucające i dziwne kombinacje literek, które mają sprawić, że zainteresujemy się daną produkcją. Byłem jednak w błędzie, bo w mieście jest nowy boss. Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon? Infinite Combate. Niech ktoś spróbuje wymówić ten tytuł na głos w jakimś miejscu publicznym.
Stworzenie gry na licencji filmu czy serialu to dosyć trudne wyzwanie. W jakichś 90% przypadków otrzymujemy okropne produkcje, które tylko żerują na rozpoznawalnych markach. Reszta to głównie średniaki, w które można, ale nie trzeba zagrać. Bardzo rzadko pojawiają się też tytuły naprawdę dobre, które wyrastają ponad miano gry na licencji. Czy Fairy Tail dołączy do tego elitarnego grona?
Cześć. Dawno nie pisałem o tym, co u mnie słychać. Koledzy nalegali już kilkukrotnie, abym cos z tym zrobił. Jeden z nich zaczął mnie nawet podejrzewać o to, że przestałem kończyć gry, i rzeczywiście mam ich skończonych w tym roku od niego. Pozostaje mi jedynie mu pogratulować. Jeśli o mnie chodzi, to przez ostatni miesiąc zaliczyłem powrót po latach do Heavy Rain i Mafii II. Grałem w nie tak długo, aż zrobiłem w nich praktycznie wszystko. Nie potrafiłem jednak zebrać się i streścić w kilku słowach swoich wrażeń z obu tych produkcji. Nie lubię pisać na siłę. Ta krótka przerwa była mi potrzebna do naładowania akumulatorów. Wróciłem do odświeżonej wersji Final Fantasy VII, który wessał mnie jak bagno, ale tym razem postanowiłem napisać coś o pierwszych dwóch odsłonach When They Cry, które składają się na grę z gatunku visual novel pod tytułem Higurashi.
Ostatnim (póki co) filmem, jaki opiszę tu w ramach netfliksowej kwarantanny jest dziełko nietuzinkowe i zupełnie inne od poprzednich pięciu. I nie tylko przez wzgląd na fakt, że jest to anime. Sturgill Simpson presents Sound & Fury jest wizualnym albumem, czterdziestonimutowym teledyskiem, krótkim muzycznym filmem bezpośrednio powiązanym z muzykiem i jego najnowszą płytą.
Sturgill Simpson to amerykański muzyk wywodzący się z nurtu country. Jako taki nigdy nie był w kręgu moich zainteresowań, a pierwszy raz usłyszałem jego twórczość w filmie Jima Jarmusha, Truposze nie umierają. Tymczasem gdzieś zauważyłem, że jego ostatni album, Sound & Fury, ma w sobie więcej hard rocka, psychodelii i bluesa, więc się zainteresowałem. A potem przyszedł czas na powiązany z albumem film.
Po wyciśnięciu do cna Broly’ego, twórcy odpowiedzialni za kinowe uniwersum Dragon Balla postanowili w końcu zaoferować widzom coś nowego. W marcu 1995 roku premierę miał Fusion Reborn, w którym świeżo rozbudzone przez odcinki Zetki marzenia fanów o fuzji Goku i Vegety zostają od razu spełnione. Czy to wystarczyło, by powstał hit? Spoglądam na film tradycyjnie w formie analizy w tweetach.
Oczywiście, nie brakuje spoilerów.
Potężny, brutalny, owładnięty żądzą zemsty – Broly to idealny przeciwnik dla grupy herosów z uniwersum Dragon Ball Z. Nie dziwi więc specjalnie, że po swoim debiucie w kinówce z 1993 roku, powrócił. W poprzednim odcinku cyklu ponarzekałem na zmarnowany potencjał jego drugiego występu. Teraz biorę się za trzeci, wydany parę miesięcy później, w 1994 roku. Oto moja analiza Dragon Ball Z: Bio-Broly w tradycyjnej formie 10 tweetów.
Uwaga, spoilery duże i brzydkie, jak zmutowany Broly.
Kontynuujmy przegląd najlepszych anime 2019 roku. Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie, od openingu, który tak bardzo wpadł mi w ucho, że nie mogłem się nim nacieszyć, oglądając go bez przerwy. Wtedy też postanowiłem sprawdzić o czym jest The Promised Neverland. Po obejrzeniu całej serii mogę stwierdzić, że przerosło ono moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałem się, że trafię na tak kapitalną japońską animację.
Kociołek Pełen Newsów powraca po krótkiej przerwie z masą ciekawuch informacji dla wszystkich zjadaczy popkultury.