Kapitalna Planeta Małp świetna geneza Kapitana Ameryki - yasiu - 11 sierpnia 2011

Kapitalna Planeta Małp, świetna geneza Kapitana Ameryki

Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że w ostatnich dniach pobiłem jakiś swój rekord. W ciągu czterech dni byłem w kinie dwa razy – wiem, szaleństwo – i oglądnąłem dwa dobre filmy. Cieszę się, że żadnego z nich nie oglądałem w domu bo zazwyczaj wygląda to tak, że film sobie leci a ja oglądając oddaję się jeszcze innym czynnościom (to choroba serialowców, tak mi się wydaje, wszystko co dłuższe niż 41 minut jest ciężkie do oglądnięcia). Oba filmy o których mowa zostały już zrecenzowane przez fachurę eJaya – ja tylko krótko opiszę dlaczego i Kapitana Amerykę i Genezę Planety Małp warto obejrzeć.

Prawie podobni, prawda?

Oba filmy dzieli przepaść, nie wnikając w dane finansowe mogę strzelać, że przygody Kapitana Ameryki kosztowały znacznie więcej niż Planeta Małp (choćby ze względu na obsadę). Poza tym oba filmy prezentują całkiem inne podejście do rozrywki. Kapitan to akcja, celne odzywki, wizualny wypas. Planeta za to oczekuje od widza nieco więcej zaangażowania, jest widowiskiem znacznie spokojniejszym i niektórym potrafi nawet wycisnąć z oczu łezkę. Szkoda jedynie, że nie dało się w żaden sposób obejrzeć – jako zwieńczenia – kinowej wersji Kapitana Planety, pasowało by idealnie pod względem tytułu.

Szkoda, że najpotężniejszym ruchem w wykonaniu chłopaków z Hydry jest "Hail Hydra!"

Pierwszy chronologicznie był Kapitan Ameryka. Film na który szedłem z zerowym nastawieniem, mając nadzieję, na dobre widowisko. Szczerze mówiąc cała geneza człowieka z tarczą nie do końca mnie interesuje, ale, dobry film zawsze warto oglądnąć. Nie zawiodłem się, całość opowiedzianej historii bardzo ładnie rozłożono w czasie dzięki czemu seans był dynamiczny. Momenty spokojniejsze okraszone całkiem rubasznym humorem przeplatały się w odpowiednich proporcjach ze scenami akcji. Te ostatnie były trochę karykaturalne, przejaskrawione, ale chyba takie właśnie miały być. Całą Hydrę i stronę niemiecką pokazano w krzywym zwierciadle, ale mi to pasuje, w końcu komiks powstawał w czasach kiedy Niemiec był zły. Wizualnie odwalono kawał dobrej roboty, w zasadzie poza kiepską charakteryzacją Czerwonej Czaszki to co widziałem na ekranie odpowiadało mi. Mało tego, chyba pierwszy raz podczas seansu 3D – a to był mój trzeci jeśli dobrze liczę – nie bolała mnie głowa.

Kapitan Ameryka to film o którym spokojnie można zapomnieć kilka godzin po seansie, ale samo widowisko wciąga i przykuwa do ekranu. Nie wiem dokładnie jak potoczą się dalsze losy Kapitana Ameryki w Avengers, ale dzięki temu filmowi dobrze wiem skąd się wziął tam gdzie jest. Podsumowując więc, dynamicznie prowadzona fabuła, świetne sceny, doskonała obsada i fajny, w miarę lekki humor. Czy podobał mi się bardziej niż Iron Man? Nie wiem, oba były dobre a konserwa dociera do mnie lepiej niż żołnierzyk. Czy podobał mi się bardziej niż Thor? Oczywiście – chociaż to się może zmienić kiedy w końcu oglądnę przygody blondyna z młotkiem.

Prawie jak w Londynie

Z dwóch seansów chyba Geneza Planty Małp podobała mi się bardziej. Może dlatego, że lubię kino s-f gdzie element f nie jest przesadny, pokazuje jak niewielka w sumie zmiana w znanym nam świecie może doprowadzić do wydarzeń które mogą nas wszystkich zniszczyć. Pomysł i realizacja jak najbardziej na plus, mimo, że akcja toczy się w dość spokojnym tempie całość oglądało się naprawdę przyjemnie. Nie byłem nigdy jakimś szczególnym fanem klasycznej Planety Małp, ale to co zobaczyłem w kinie na pewno przekonało mnie, żeby przy kolejnym filmie z tej samej serii znów wybrać się do kina. Do klasyki wracać mi się za bardzo nie chce, stylistyka tych filmów zwyczajnie do mnie nie przemawia. Natomiast sposób w jaki pokazano małpy, rozwój Cezara, relację małpa-człowiek, mnóstwo zachowań społecznych z których sobie czasem nie zdajemy sprawy, mocno zaplusowało przy odbiorze Genezy.

Niemałe znaczenie miała też zapewne obsada. Znowu okazało się, że aby film był dobry, wcale nie trzeba zatrudniać aktorów z czołowych artykułów na pudelku czy innym plotku. Kilka twarzy znanych z seriali wystarczy aby zbudować ciekawą obsadę. Chyba jedynym aktorem którego od razu skojarzyłem po nazwisku z dużymi produkcjami filmowymi jest pan Serkis który gra Cezara. To jest kierunek w którym można iść moim zdaniem. Owszem, wyrośnie z tego zapewne pokolenie zarabiających miliarny dolarów rozwydrzonych aktorów, ale na tym etapie są świetni, nie są opatrzeni i nie strach otwierać lodówki.

Odpowiednia dawka akcji, odpowiednia dawka humoru, nawiązania do klasycznych scen filmowych plus dobry scenariusz dały w efekcie film który chętnie polecę jeśli ktoś zapyta o jakieś sf – ale niezbyt hardkorowe.

Jeśli nie możecie wybrać się na oba filmy, skłaniał bym się do Genezy, bo jest filmem zwyczajnie dającym więcej do myślenia. Nie żebym jakoś specjalnie przegrzewał komórki po seansie, nie, ale w trakcie było ciekawiej pod tym względem. Natomiast, nastawiając się na akcję, rozpierduchę i bohaterskie czyny, wybierajcie Kapitana Amerykę, to fajne kino akcji ze znanym bohaterem którego jeszcze zobaczymy. Obie pozycje mają swoje słabe strony, ale ja nie recenzuję filmów, ja je tylko – bardzo często bezkrytycznie – oglądam.

yasiu
11 sierpnia 2011 - 18:14