Bully jest kolejnym odważnym pomysłem Rockstar, tego nie sposób nie przyznać. Sandbox, którego akcja toczy się w jednej z amerykańskich szkół i którego bohaterami są uczniowie i nauczyciele to nie lada koncept, coś nowego i wywołującego bardzo dobre pierwsze wrażenie. Specjaliści od wielkich, skrywających masę sekretów piaskownic nie zawiedli i zdołali ten ciekawy zamysł przekuć w bardzo dobrze wykonany tytuł. Niestety tym razem nie wszystko im się jednak udało.
Szkoła to nie jest miejsce, gdzie spotkasz gigantyczne trolle, uzbrojonych w nowoczesną broń żołnierzy przyszłości, rycerzy, smoki, duchy, potężne mechy czy zombi. Studio Rockstar musiało się więc mocno natrudzić przy projektowaniu bossów do swojego osadzonego w szkole sandboxa, Bully. Czy Kanadyjczykom udało się odnieść sukces i sprawić, że walki z głównymi przeciwnikami zapadają w pamięć i wnoszą pewien powiew świeżości do zabawy?
UWAGA, spojlery!
W kolejnym odcinku Strefy zrzutu* przyjrzymy się kilku nowym produkcjom, które na rynek trafiły po cichu, bez większej kampanii marketingowej. Wyraźnie widać, że tworzyły je mniejsze studia za mikroskopijne budżety, w porównaniu do tych przeznaczonych na stworzenie Legend of Zelda czy Contry. Czy z automatu możemy więc uznać, że to produkcje niewarte naszego czasu i pieniędzy? Na to pytanie odpowiedzą nasi recenzenci.
Twórcy gier na różne sposoby próbują budować przekonującego, atrakcyjnego, dającego się lubić lub podziwiać głównego bohatera. Jedni stawiają na wygląd, inni poświęcają godziny na obdarzenie go ciekawym charakterem i charyzmą. Są w tym gronie tacy, którzy operują na najniższych instynktach oraz ci bardziej ambitni. Gdzieś w tym gronie jest Rockstar, które stworzyło już niejedną ciekawą postać. James „Jimmy” Hopkins z produkcji Bully im jednak wyraźnie nie wyszedł.
Bully nie jest pierwszą kontrowersyjną grą w dorobku Rockstar. Autorzy serii Grand Theft Auto czy Manhunta nie raz już wywoływali spore dyskusje swoimi projektami. Bully jest jednak na swój sposób szczególny, ze względu na miejsce akcji i głównych bohaterów. Opowieść o bardzo specyficznej szkole, Bullworth Academy, i jej uczniach może nie podobać się wielu osobom, przedstawicielom rozmaitych zawodów i grup społecznych. Komu i za co Canis Canem Edit szczególnie podpadł?
Mając na liczniku kilka godzin gry i niemal dwadzieścia pięć procent na wskaźniku progresu byłem skłonny wychwalać Rockstar za świetnie przygotowaną historię w Bullym. Byłem gotów na przykładzie losów Jimmy’ego pokazać, że fabuła może być ogromnym, nawet największym atutem sandboxa. Potem jednak scenariusz zaczął tracić, a losy młodego Hopkinsa w Bullworth Academy zmierzać niekoniecznie w najlepszym kierunku.
Grami Rockstar trudno się nie zachwycać, bo to zazwyczaj produkcje dopracowane, dające mnóstwo możliwości i zapewniające wiele godzin zabawy na najwyższym poziomie. Takie są kolejne odsłony GTA, takie jest Red Dead Redemption i taki jest Bully aka Canis Canem Edit. O tym jak wygląda „Grand Theft Auto w szkole” właśnie zacząłem przekonywać się na własnej skórze. Za mną ledwie kilka godzin zabawy, dopiero skończyłem uczyć się mechaniki, poznałem główne postacie i postawiłem pierwsze kroki w wirtualnym świecie akademii Bullworth. Już teraz mogę jednak wyróżnić trzy elementy, które sprawiają, że w Bullym można się z miejsca zakochać.
Poprzedni artykuł skończył się leciutkim cliffhangerem, więc czas na kontynuację. Przed Wami kolejne 6 gier, które nie doczekały się sequela. A powinny.
Rockstar Games – marka sama w sobie, swoisty znaczek jakości gier nowej generacji. Studio to zasłynęło przede wszystkim z serii GTA, w której to z każdą kolejną częścią oferowali nowe podejście do wymyślonego pomysłu na rozgrywkę. Otwarty, tętniący życiem świat z perspektywy TPP, w którym możemy swobodnie się przemieszczać, zmieniać pojazdy według własnego uznania i ranić wszystkich w połączeniu z przemyślaną fabułą i hollywoodzkimi cut-scenkami okazywał się zawsze strzałem w dziesiątkę. Nawet jeśli nie byli z tym pierwsi, okazali się najskuteczniejsi, czego dowodem jest nazywanie większości gier przedstawionych w ten sposób „klonami GTA”. Zaczęli na dobre od trzeciej części, pobawili się różnymi historiami o gangsterce w mieście, a po drodze zorientowali się, że można z powodzeniem na takim patencie zmieniać realia. Tak powstało Bully: Canis Canem Edit oraz Red Dead Redemption, czyli kolejno „GTA w szkole” i „GTA na Dzikim Zachodzie” – w obu przypadkach wyszło rewelacyjnie. Z jakimi jeszcze innymi realiami mogliby spróbować się zmierzyć?