Bully - niewykorzystany potencjał na niezłą historię - Brucevsky - 27 stycznia 2014

Bully - niewykorzystany potencjał na niezłą historię

Źródło: strangegaming.blogspot.com

Mając na liczniku kilka godzin gry i niemal dwadzieścia pięć procent na wskaźniku progresu byłem skłonny wychwalać Rockstar za świetnie przygotowaną historię w Bullym. Byłem gotów na przykładzie losów Jimmy’ego pokazać, że fabuła może być ogromnym, nawet największym atutem sandboxa. Potem jednak scenariusz zaczął tracić, a losy młodego Hopkinsa w Bullworth Academy zmierzać niekoniecznie w najlepszym kierunku.

Jakby na to nie patrzeć, wymyślić nowy, ciekawy koncept na misje w sandboxie nie jest łatwo. Dostarczanie, śledzenie, zabijanie, eskortowanie, wykradanie lub uciekanie każdy fan gatunku zna już bardzo dobrze, bo spotkał je w takiej lub innej formie w praktycznie każdej ogrywanej piaskownicy. Co więc zrobić, by gracz nie narzekał na nudę i nie dostrzegał tak wyraźnie schematów? Choćby zaproponować mu zabawę w mniej wyeksploatowanym uniwersum. Inny zleceniodawca, inna pozycja głównego bohatera, inne okoliczności podjęcia się danego zadania, to wszystko może dobrze zakamuflować oklepany motyw i sprawić, że dana gra nie będzie wyglądała jak prosta kalka znanych tytułów. I na początku właśnie takie unikalne uniwersum decydowało, że Canis Canem Edit wyglądał tak atrakcyjnie, a kolejne godziny spędzone z dziełem Rockstar mijały bardzo szybko.

Pierwsze godziny i scenki przerywnikowe rozbudzają apetyt na więcej, ale potem jakby zabrakło pomysłów

Z zaciekawieniem śledziłem losy Jamesa i zastanawiałem się, w jakim kierunku on zmierza? Jak skończy się Bully? Czy butny nastolatek przejmie, jako uczeń, kontrolę nad szkołą? Czy wróci do znienawidzonego ojczyma i matki? Czy wyrzucą go z akademii, jak z wielu innych szkół wcześniej? Jaki obrót przybierze jego konflikt z Garym? Czy ten psychopatyczny nastolatek nie doprowadzi do tragedii? Co stanie się z Peteyem i czy odegra on istotniejszą rolę? Jak daleko posunie się Rockstar stąpając po cienkim lodzie i pokazując z niekoniecznie najlepszej strony „szkolne życie”?

W pierwszych kilkunastu godzinach gry te i inne pytania bardzo dobrze, wręcz doskonale, zakamuflowały, oparte na znanym schemacie misje. Pomagając kolegom, koleżankom, nauczycielom i innym pracownikom szkoły, wykonywałem znane już z wielu innych gier zadania, ale nie miałem powodów, by marudzić. Zaintrygowany dalszymi losami bohaterów, podejmowałem się kolejnych misji, czekając na następną wstawkę na silniku gry, nowy dialog, nową relację Jimmy’ego z danym bohaterem, nowy fakt na temat Bullworth Academy. Zapowiadało się to wszystko świetnie.

Świetnie zagrany i zagadkowy bohater, Gary, nagle znika na kilka godzin. Niestety...

Potem jednak fabuła Bully’ego zaczęła popadać w schematy. Tym samym zaczęło spadać zainteresowanie, bo i okazało się, że nagle nie ma żadnej misternej intrygi, a całość biegnie w jakimś zupełnie zwyczajnym kierunku. Pojęcia nie mam, czemu nagle zepchnięto na dalszy plan Gary’ego, a historia Jimmy’ego zaczęła przypominać prostą opowieść „od szkolnego zera do ulubieńca tłumów”. Nagle miejsce złożonej i ciekawej opowieści zajął zlepek mniejszych zleceń, dzięki którym młody Hopkins zdobywa szacunek i uznanie rówieśników. Po co wykonujemy misje? By podporządkować sobie każdą z kolejnych grup, które działają w szkole. A czemu to robimy? Tak naprawdę do końca nie wiadomo. Dla sławy, pozycji, wygody prawdopodobnie. A pierwsze wstawki, wprowadzenie kilku postaci i bardzo różnych grup uczniów dawały nadzieję, że będzie dużo ciekawiej i bardziej oryginalnie. Można było liczyć na pasjonującą opowieść ze zwrotami akcji, zapadającymi w moment postaciami i ciekawym zakończeniem.

W tym momencie, gdy wskaźnik progresu powoli dobija do pięćdziesięciu procent, Bully jest już odarty z magii tajemnicy i nawet nie próbuje udawać, że ma do zaprezentowania ciekawą historię. Czy końcówka, samo zakończenie gry wynagrodzi miałkie rozwinięcie? Wciąż na to liczę, choć powodów do optymizmu jest coraz mniej.

Brucevsky
27 stycznia 2014 - 16:32