„By pokazać Ci jak masz żyć tu jest klif:
Bierz co chcesz i nie patrz czy to źle czy nie„
Ciągle słyszę pitolenie o tym, że gry wideo są sztuką. Ludzie próbują mi wmówić, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy filmem, rzeźbą, obrazem, książką a gierką na PlayStation 4. W końcu we wszystkich przypadkach ktoś musi się wykazać artyzmem i innymi pierdołami. Moją odpowiedzią na takie bzdety jest puknięcie się w głowę. Gry wideo są taka samą sztuką jak porno kamerki, gdzie roznegliżowane dziewczyny i chłopaki machają genitaliami by naciągnąć frajerów na talary.
Czasami podejmujemy naprawdę głupie decyzje z bzdurnych powodów. Ja zdecydowałem się nie kupować Mario Kart 8 Deluxe na Nintendo Switch bo ograłem wersję na WiiU. Głupio jest jednak mieś konsolę od Nintendo bez gierki o szybkich gokartach. Dlatego na swoim Switchu zainstalowałem Rally Racers. Ratunku!
Bycie fanem czy tam nawet fanbojem jest czymś cholernie dziwnym. To taka wersja politycznego ogłupienia, gdzie człowiek żyje w swoim własnym świecie. Jesteśmy otoczeni warstwą bezpieczeństwa w postaci przytakiwaczy, którzy są tak samo oślepieni jak my. Dzięki temu jesteśmy w stanie wmówić sobie wszystko. Prawie każdy cierpi na coś takiego ale poprzez zamknięcie się w odpowiednich kręgach nie ma świadomości, że tak jest. Czasem jednak wydarzy się coś co rozwali nasz domek z kart i nasze postrzeganie świata odmieni się o 180 stopni. W internetach takie coś nazywają red pill ( nawiązanie do filmu The Matrix). Ja podczas gry w Dynasty Warriors 9 połknąłem taką czerwoną pigułkę. Czy jest jakiś sposób żebym powrócił do wirtualnej rzeczywistości, gdzie wszystko jest cacy?
Staroszkolne gry JRPG to dość specyficzna odnoga gatunku role playing. Z jakiegoś powodu te gry są jak karaluchy i nie da się ich eksterminować. Nawet w 2018 roku zasypywani jesteśmy masą produkcji wyglądających jak coś z NESa lub SNESa. RPG Maker zagwarantowało nam, że do końca świata będziemy widzieć gry tego typu. Trochę szkoda bo cały rynek wydaje się być mocno przesycony produkcjami od Kemco i innych miłośników starych gier RPG. Z tego powodu wiele ciekawych produkcji nie ma nawet najmniejszej szansy na zabłyśniecie. W końcu kto ma czas na to by pośród dziesiątek lipnych gierek dodawanych codziennie na Steam wypłać to co może być interesujące? W moje ręce wpadła jedna z tego typu gierek. Zastanawiam się jednak czy The Longest Five Minutes to coś więcej niż ciekawa koncepcja na grę JRPG?
Jestem fanem cyklu Musou. Każdy kto rzuci okiem na listę tekstów mojego autorstwa zda sobie z tego sprawę. Nawet w wypocinach dla Gry-Online udało mi się przepchnąć recenzję o Berserk w wersji Musou. Nie ukrywam tego faktu i na serio lubię tego typu gierki jako formę odstresowania i moją wersje wiecznego grindowania rodem z Destiny. Dlatego zapowiedź Dynasty Warriors 9 była dla mnie sporym wydarzeniem. Obietnice Musou z większym naciskiem na elementy RPG i otwartym światem to potencjał na mojego kandydata do gry roku. Czy Omega Force udało się stworzyć produkcję, która łączy to co najlepsze w moich ulubionych gatunkach? Czy Dynasty Warriors zostanie w końcu zaakceptowane przez growy mainstream? Czy na serio zrobiło mi się smutno po pierwszej godzinie gry w Dynasty Warriors 9? Na te pytania znajdziecie odpowiedzi w poniższym tekście { nie,nie, tak}.
Ostatnio jestem zaskoczony ilością bijatyk jakie pojawiają się na konsolach i pecetach. Co chwilę słyszymy o wskrzeszeniu jakiejś starej serii lub pojawieniu się nowej wersji lubianej gry. Czasem wychodzi to lepiej( Street Fighter V : Arcade Edition), czasem coś nawala (Marvel vs. Capcom: Infinite). Ogólnie jest jednak naprawdę dobrze i fani gatunku muszą powoli zastanawiać się w co włożyć ręce. Która produkcja godna jest dziesiątek jeśli nie setek godzin poświęconych na trening. Nowicjusze mają zagwozdkę z wybraniem bijatyki, która będzie na tyle przystępna i interesująca. Z mroku wysuwa się tytuł, który może być dobrą opcją dla obu grup. Czy warto postawić na Under Night In-Birth Exe:Late[st]?
Czasami mam straszną ochotę powrócić do starszych gier, w które zagrywałem się 20 lat temu. Często taka wycieczka w czasie kończy się tragedią i przestaję lubić gry, które uważałem za świetne produkcje. Niestety zrobiłem się leniwy, wymagający i nie potrafię koncentrować się na jednej rzeczy. Żeby dobrze spędzić czas z retro tytułami muszę się wysilić i wyłączyć telefon lub co gorsza skupić się na rozgrywce a nie pierdołach z podcastów, którymi zazwyczaj zagłuszam współczesne gry. Dlatego dziwi mnie nieustanna chęć tworzenia retro produkcji. Po kiego mam katować w Lost Sphear jak na rynku jest wiele samograjów i produkcji, które za pomocą lootboxów pozwolą mi ominąć wszystkie wzywania?
Nigdy nie byłem fanem Digimonów. Kiedy w poleskiej telewizji pojawiła się kreskówka z tym stworkami uważałem, ze jestem zbyt dorosły żeby oglądać coś takiego. Próbowałem sprawdzić gry z tego uniwersum bo słyszałem, że to takie Pokemony tylko dostępne na PlayStation. Niestety większość z tych produkcji klasyfikuje się jako średniaki i crapy. Dopiero Digimon Story: Cyber Sleuth – jedna z niedocenionych perełek dostępnych na PS4 i PS Vita przekonała do zainteresowania się Digimonami. Teraz na rynku pojawił się sequel tamtej zaskakująco dobrej gry. Czy Digimon Story: Cyber Sleuth – Hacker’s Memory utwierdzi mnie w przekonaniu, że w cyfrowych stworkach jest coś wartościowego? Może oryginalne Cyber Sleuth to tylko wypadek przy pracy i seria gier powróci na wody przeciętności?