Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
Tranformers bez wielkich wybuchów, sprośnych dowcipów i idiotycznych bohaterów. Czy to w ogóle możliwe? Twórcy Bumblebee chcieli tym filmem (będącym spinoffem, a może...prequelem?) wyraźnie odciąć się od „dokonań” Michaela Baya. Efekt ich wysiłków jest tak bardzo inny od pozostałych odsłon, że zestawienie nowej przygody z poprzednikami może wprowadzić w osłupienie niejednego fana. Okazuje się, że coraz bardziej efekciarskie walki i sceny zagłady nie muszą być daniem głównym. W tej produkcji kluczowym pierwiastkiem jest ten najbardziej nam znany – ludzki.
Ale od początku – film wjeżdża sceną wojny na Cybertronie i robi to z klasą. Jest to dokładnie to, czego osoby wychowane na kultowych zabawkach oczekują, przede wszystkim pod względem wizualnym. Jest ładnie, ale nie efekciarsko. Roboty wyglądają świetnie, ale nie tak przekombinowanie jak w produkcjach Baya (miłe uszanowanie klasycznego wyglądu Optimusa!). Kolejne minuty dają namiastkę również tego, co będzie się działo dalej, a jest to...wyjątkowo spokojna narracja okraszona świetnymi efektami specjalnymi oraz bohaterami, których można po prostu polubić. Jeżeli w tym momencie z Bumblebee wyłania się Wam obraz kina rozrywkowego, wydestylowanego ze stylu Michaela Baya to jesteście baaardzo blisko. Sikających psów, skaczących po toalecie Chińczyków oraz wygłupiających się przed kamerą wielkich nazwisk nie stwierdzono.