Śmiało mogę powiedzieć, że Bernard Minier jest moim ulubionym autorem kryminałów. Zachwycałam się już trzykrotnie, podążając wraz z komendantem Martinem Servazem za tropami zbrodni w malowniczych okolicach Tuluzy. Bielszy odcień śmierci, Krąg, Nie gaś światła stoją w czołówce doskonałych kryminałów. W zeszłym roku mojej uwadze umknęła kolejna powieść Francuza, nie związana z serią o komendancie Servazie. Paskudna historia zaskoczyła mnie od pierwszych stron. Autor bowiem nie tylko porzucił znanych nam bohaterów, ale i rodzimą Francję!
Akcja powieści rozgrywa się na jednej z niewielkich wysp, położonej na pograniczu USA i Kanady. Mała społeczność, lasy, wzburzone morze, mgły, wilgoć i deszcz - czyż nie są to doskonałe warunki dla zbrodni? Ale zanim zwłoki wypłyną na powierzchnię, warto poznać głównego bohatera! Henry Walker ma szesnaście lat i ja sam o sobie mówi - lubi książki, horrory, Nirvanę i orki. Nastoletnia ja z pewnością Henry'ego by polubiła. Inteligentny, oczytany, nieco mroczny chłopak ma również grupę bardzo bliskich przyjaciół, z którymi chodzi do szkoły i spędza każdą wolną chwilę. Do paczki chłopaka należy również jego dziewczyna, Naomi. Jak na niewielką społeczność, w której każdy o każdym wszystko wie, Henry jest nietypową jednostką – został adoptowany i jest wychowywany przez dwie mamy.
Wydawać by się mogło, że Henry wiedzie szczęśliwe życie (o ile życie nastolatka może być szczęśliwe), jednak wszystko zaczyna się walić. Naomi postanawia zerwać z chłopakiem, mimo że powtarzali sobie nieustannie: DŚNNR – Dopóki Śmierć Nas Nie Rozłączy. Po burzliwej kłótni dziewczyna przestaje odpowiadać na smsy, nie pojawia się w szkole. Wkrótce w prasie ukazuje się szokująca wiadomość - u brzegu wyspy znaleziono bestialsko okaleczone zwłoki młodej dziewczyny...
Henry szybko staje się dla policji głównym podejrzanym, dlatego też wraz z przyjaciółmi decyduje się podjąć własne śledztwo. Jednocześnie chłopak zacznie się zastanawiać, skąd tak naprawdę pochodzi i kim jest. Czy jego chroniona przez mamy tożsamość ma coś wspólnego ze śmiercią dziewczyny? Minier jak zwykle podrzuca czytelnikowi mnóstwo tropów i za każdym razem wywodzi na manowce. Wraz z chłopakiem przypisujemy winę każdemu po kolei, aż docieramy do ostatnich 50 stron, gdzie historia się obraca o 180 stopni. Fantastyczny zwrot akcji prowadzi do doskonałego finału!
Klimatem kryminał mocno kojarzył mi się z drugą powieścią Simona Becketta – Zapisane w kościach. I traktuję to jako zaletę. Przy czym zaznaczę, że Becketta cenię tylko za pierwsze trzy książki. Glass Island przenika również atmosferą pobliskiego Seattle, stąd pewnie Nirvana w sercach nastolatków nadal żywa. Minier podejmuje tutaj również bardzo ważny współcześnie wątek nowoczesnych technologii i ich wpływu na utratę życia prywatnego zarówno w wymiarze osobistym, jak i politycznym. Całe szczęście autor niczego nie demonizuje, pokazuje jedynie jaką moc ma Internet i skłania do refleksji nad sposobem, w jaki go wykorzystujemy.
Jeśli miałabym wybierać i porównywać Paskudną historię z serią o komendancie Servazie, Paskudna historia wypada nieco bladziej. Jednak doskonale się wpisuje w weekendową lekturę bez zobowiązań z solidną dawką emocji.