Michał Wawrzyniak, szerzej znany jako Kołcz Majk, aktywnie wspiera różne inicjatywy związane ze światem gier. W serwisach crowdfundingowych finansuje twórców oraz doradza im ekonomicznie oraz wizerunkowo. Krótka rozmowa na temat branży z Michałem Wawrzyniakiem.
Jesteś bohaterem gier Labirynth i Rycerze Pustkowi. Jak to jest być bohaterem gry planszowej? Jakie to jest uczucie, kiedy wiesz, że ktoś twoją postacią odgrywa historię w danej grze?
To jest o tyle fajne, że w przypadku Labiryntu, Mentalmanta jest postacią typowo kreowaną w grze na moje podobieństwo i ma swoją moc - jedną z wartości, w którą wierzę „Zawsze i wszędzie możesz wszystko”. Dostaje ekstra kryształy i to jest wszystko bardzo mocno powiązane z tym, co robię.
“Zawsze i wszędzie możesz wszystko” to jedna z moich idei, która ponad dekadę temu w
zaświtała mi w głowie. Co by było, gdyby człowiek faktycznie mógł więcej? Co by było, gdybyśmy w głowie poukładali sobie wszystko troszkę lepiej? Teraz to poszło dalej, przeszło do mainstreamu w postaci gry, które niestety ciągle same w sobie nie są traktowane poważnie. Na szczęście to się powoli zmienia, ponieważ w branży pojawiają się potężne pieniądze, np. w e-sporcie, a jak wiemy, wszystko na świecie jest traktowane poważnie, jeżeli wiąże się z kasą.
I dla mnie ma to ogromne znaczenie, że gry, które w swojej definicji mają przynosić
rozrywkę, niosą ze sobą przekaz i pewne wartości. A jak się czuję? Nigdy się nad tym nie
zastanawiałem, szczerze mówiąc. Na pewno, kiedy gram w grę, to gram oczywiście swoją
postacią i to jest fajne.
Dlaczego zdecydowałeś się na wsparcie tych inicjatyw?
Pojawiają się zbiórki i projekty, gdzie, jeśli chcesz, żeby postać była wzorowana na Tobie,
musisz zapłacić kilka tysięcy złotych. Nie są to małe pieniądze, tym bardziej że nie masz
wpływu na to, jaka ta postać rzeczywiście będzie. Mi od samego początku zależy, aby dana postać była w 100 % taka jak ja, żeby była na maksa pozytywna. Nie chcę, żeby była sytuacja, że dostaję informację, że mamy 4 postaci negatywne i Ty masz taką być i po prostu dać nam na to hajs. Ta opcja mnie nigdy nie interesowała. To by nic nie wniosło.
Czyli można powiedzieć, że nie jest to dla Ciebie tylko zajawka i zabawa, ale też misja?
Oj tak, zdecydowanie! To, co dzisiaj robię, pojawiło się dopiero gdy porzuciłem świat biznesu.
Po 11 latach w branży komputerowej, gdzie siedziałem w Paryżu na wysokim stanowisku w wygodnym apartamencie, zarabiałem duże pieniądze, zobaczyłem, że nie o to chodzi w życiu. Rzuciłem wszystko i zacząłem od nowa. Zacząłem pracować nad sobą. Zacząłem czytać więcej książek, rozwijać się. Moje podejście jest takie, że jak coś robię, to robię to na maksa. I chcę pokazać ludziom, że jeżeli chce się coś osiągnąć, to wszystko jest możliwe. Młody projektant gry nie wierzy w to, że odniesie sukces. Dorośli ludzie tłumaczą dzieciom, że granie jest bez sensu. To złe.
Ja swoją córkę uczyłem, że obok książek gry są mega ważne, że rozwijają człowieka, że
pokazują opcje, których normalnie byś nie miał. Jak jesteś magiem, to sobie wyobrażasz, co
by było, gdybyś umiał czarować. Jak przenosisz się do świata postapokaliptycznego,
wyobrażasz sobie to wszystko co mogłoby się stać jeśli dalej będziemy wyczerpywali zasoby planety.
Wyobraźnia jest mega ważna i gry tak jak i książki bardzo mocno ją rozwijają. Dlatego
staram się wspierać różne inicjatywy związane z grami.
Można powiedzieć, że jesteś po części współtwórcą gry?
Do współtwórcy mi bardzo daleko. Jestem raczej osobą, która pojawia się, kiedy twórca ma chwilowe trudności albo potrzebuje dodatkowej pomocy. Tak jak w moim biznesie na co dzień jestem mentorem dla mojej ekipy czy klientów, nagrywam filmy, tłumacze różne rzeczy, pokazuję swój punkt widzenia.
Jeśli chodzi o gry, w których jestem jedną z postaci, na różnych etapach po prostu
doradzałem twórcom czy to biznesowo, czy marketingowo. Użyczałem też swojego brandu, Kołcz Majk, żeby informacje na temat danego projektu rozeszły się szerzej. Traktuję to jako swego rodzaju pomoc. Nie zawsze trzeba było ludziom dać hajs, a dużo częściej wsparcie słowem i wiedzą.
Odchodząc trochę od tematu wspierania różnych inicjatyw - często grasz w gry? Czy to planszowe, czy też gry video.
W grach siedzę właściwie od dziecka. Ciekawostką jest też to, że kiedyś kopalnią romów w internecie był Kostuszkowy Emu Raj i ja byłem gościem, który go prowadził. Byłem Kostuchem. Więc czy gram? Cały czas! Generalnie poziom życia, na którym obecnie się znajduję, czyli posiadanie kilku swoich firm i brandów, pozwala mi na granie, kiedy chce i w co chcę. Raczej skłaniam się w stronę konsoli. W tym wypadku mam ten komfort, że chcę pograć o 8 czy o 9 rano, odpalam konsolę i gram. Z planszówkami już tak łatwo nie ma. Potrzeba większej ekipy. Staram się być cały czas na bieżąco. Teraz od dwóch miesięcy cisnę w nowego Fallouta.
Trochę kontrowersyjny tytuł w ostatnim czasie.
Wiem. Ludzie na niego stękają. Czytałem sporo recenzji, że jest straszny, pełen błędów.
Szczerze mówiąc, poza kilkoma elementami bawię się świetnie, mimo że moja postać nie
jest jeszcze na nie wiadomo jakim poziomie. Pasuje klimat wędrówki solo po opuszczonym
świecie.
Czy to, że od dawna grasz w gry, pomogło Ci w jakiś sposób w tym, co robisz
aktualnie?
Zdecydowanie tak! Jak popatrzysz na branżę szkoleniową, to moi klienci się śmieją, że
jestem pierwszym szkoleniowym cosplayerem w Polsce. Gdy ponad 10 lat temu zacząłem
się przebierać (pierwsze żenujące stroje), dla wielu było to nie do ogarnięcia. I tu też się
zaczyna pytanie, co jest, a nie jest cosplayem. Dla jednego to własne zrobienie stroju, a dla drugiego dobre odegranie postaci. Dla mnie istotne jest, żeby się dobrze bawić, a gdy biegam w zbroi czy przebraniu, to jest mega fun.
Poza tym w okresie nastoletnim, przez długi czas grałem w papierowe RPG i czasami
bywałem mistrzem gry. Tam wszystko dzieje się w głowie, musisz sobie wszystko wyobrażać i dużo pamiętać, żeby wkręcić w historię innych. I to mi bardzo pomogło rozwinąć wyobraźnię i myślenie. A jak wspominałem wcześniej, jest to według mnie bardzo ważne w życiu.
Wnioskuję z tego, że zamiłowanie i pasja do gier przewija się przez Twoje życie i w jakiś sposób łączy się z pracą.
Nie nazwałbym tego zamiłowaniem czy pasją do gier. Właściwie to łapię się na tym, że gry
są dla mnie czymś zupełnie naturalnym. W poprzednim domu miałem nawet osobny pokój do grania i oglądania filmów. To jest coś tak naturalnego, że nie jest pasją, tylko częścią mojego życia.
Czyli, mimo że regularnie grasz, nie działa to w żaden sposób destrukcyjnie na to, co robisz w życiu zawodowym?
Wiesz, jeżeli człowiek jest ogarnięty i potrafi sensownie rozdzielić czas, gry nie są absolutnie destrukcyjne. Wręcz przeciwnie. Taki nastolatek, jeżeli ma ogarniętą szkołę, nie ma żadnych zaległości, to to, że gra w gry od rana do nocy tak jak ja to robiłem, w niczym przecież nie przeszkadza. Priorytety i wszystko gra.
Planujesz wspierać kolejne inicjatywy związane z grami? Czy raczej nie myślisz o tym do przodu?
Raz na kilka tygodni przeglądam serwisy crowdfundingowe, propozycje ludzi, którzy chcą
coś fajnego stworzyć. Nie ograniczam się tylko do gier. Staram się wspierać ludzi, którzy
chcą stworzyć coś wartościowego. Coś co otworzy innym głowę, oraz pokaże, że w XXI w.
jest miejsce na wiele ciekawych zajawek.