Nie tak dawno udało mi się odkurzyć raczej mało znaną serię Pro Cycling Manager i w ostatnich dniach postanowiłem zasiąść przy niej na dłużej. No wiecie, zazwyczaj strzelam tam, gdzie krew tryska strumieniami, kończyny podlegają złamaniom, a bohaterowie pozują na twardzieli... Urozmaiceniem była właśnie pozycja studia Cyanide, która pozwoliła mi się wcielić w szefa grupy kolarskiej. Niepozorność tego tytułu to jednocześnie jego największa moc. Są gry ekonomiczne, strategiczne i sportowe, które całkiem fajnie działają w obrębie własnych zasad. PCM w niebywale prosty, ale skuteczny sposób łączy te gatunki i powoduje, że mamy do czynienia z syndromem "jeszcze jednego etapu".
Moje uwagi skierowanę są w wersję z numerkiem 2009, jako, że była ona najtańszą z ostatnich dostępnych w Polsce. PCM 2010 już tak atrakcyjny cenowo nie jest, aczkolwiek niewykluczone, że kiedyś się w niego zaopatrzę. Aby dodać smaczku rozgrywce postanowiłem zaaplikować grze moda o nazwie PCMdaily, który aktualizuje bazę danych zawodników i wyścigów do roku 2010. Pierwsze kilka godzin spędziłem na poznawaniu tajników tego sportu (i tu wreszcie przydaje się instrukcja,). Dowiedziałem się na przykład co oznaczają poszczególne umiejętności i kiedy należy z nich korzystać, jak ważny jest dobór zawodników do danego wyścigu oraz jak dbać o finanse, aby nie skończyć sezonu z minusowym kontem. Z grubsza najpierw bawiłem się teorią, a potem dopiero zmieniłem się w praktyka.
PCM 2009 jak mało który menadżer (nawet piłkarski) posiada świetny mechanizm rozgrywania zawodów. W trakcie etapu możemy kierować poczynaniami wszystkich zawodników, przy czym nie kierujemy nimi dosłownie, tylko wydajemy im dyrektywy (np. trzymaj się w grupie, idź na czoło peletonu, chroń lidera etc.). A to czy wykonają je wzorowo zależy od formy i umiejętności. Ingerencja gracza w wydarzenia na trasie jest na tyle duża, że czujemy się (dosłownie) Panem własnego losu. Tu nic nie dzieje się przypadkiem, jeżeli twój lider zostanie z tyłu i odpadnie z peletonu to będzie to tylko twoja wina. Poza tym PCM 2009 w przeciwieństwie do rzeczywistego kolarstwa nie jest tak nużący. Zawsze możemy wysłać słabszego zawodnika w bój po dodatkowe premie, uczestniczyć w ucieczkach, ewentualnie sabotować liderów innych zespołów. Sposobów na uatrakcyjnienie etapu jest sporo, ale ogarnięcie wszystkiego zajmuje raczej mało czasu. Po kilku godzinach wypracowałem sobie metodę tworzenia tzw. pociągów dla sprinterów, czy atakowania w górach. Klimat szachów został zachowany, wszak wygrać może tylko jeden (i to się czuje przez skórę). Obsługa i interfejs są więc bardzo dopracowane i nie przyprawiają "każuala" o torsje. Produkt Cyanide w kategorii przystępności stawiam wysoko.
Grafika w PCM 2009 jest "wystarczająca" tzn. Wszystko jest na swoim miejscu, kolarze wyglądają jak kolarze, ale efektownych wodotrysków nie należy się spodziewać. Otoczenie nie zachwyca, ale nie jest to jakaś szczególna wada, bo i tak skupiamy się cały czas na zawodnikach. Reszta nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Dźwięk zaś to mix komentarza (dość ubogiego), odgłosów kibiców i kliknięć myszą. Niby nie za wiele, ale tu również ciężko byłoby wycisnąć coś z tej materii. Menusy skonstruowane są estetycznie - tabelki, wskaźniki, jakieś wykresy, do tego przebogata baza zdjęć i emblematów. Miodzio.
Szkoda, że tak nienagannie wykonana gra skazana jest na niszowość. Jednocześnie jest to coś tak świeżego, że przyciągnęło mnie do monitora na wiele godzin. Aktualnie rozgrywam drugi sezon, poinwestowałem kasę w uzdolnionych juniorów, czekam na Tour de France, bo wiem już jak pokonać tego cholernego Contadora z Astany :) Arghh jeszcze jeden wyścig, jeszcze jeden etap...