Stardock po raz kolejny wypuścił na rynek zabugowaną pozycję. Tym razem jest nią turówka fantasy Elemental: War of Magic. Dlaczego firma nie wyciągnęła praktycznie żadnych wniosków z sytuacji z Demigodem i Galactic Civilizations 2?
Zabugowany Elemental: War of Magic to jeden z dzisiejszych tematów numer jeden. Najnowsza produkcja Stardocka - firmy odpowiedzialnej za stworzenie platformy Impulse, narzędzi Impulse::Reactor, wypromowanie genialnego Sins of a Solar Empire, a także działającej aktywnie na rzecz rynku gier pecetowych - zadebiutowała z olbrzymim falstartem. Osoby, które zamówiły ją w przedsprzedaży, uzyskując wcześniejszy dostęp do pełnej wersji, skrytykowały grę za niewyobrażalnie dużą liczbę błędów. Wystarczy wspomnieć, że potrafiły one nieustannie zawieszać Elementala, z kolei niedoróbki w kontekście sztucznej inteligencji skutecznie hamowały podejmowanie racjonalnych decyzji przez jednostki kontrolowane przez komputer.
Publikacja dwóch łatek nie tyle usunęła niektóre problemy, co uświadomiła graczom, jak duża liczba elementów gry nie działała poprawnie. Krytyka graczy oraz ludzi z branży, w tym redaktora brytyjskiego PC Gamera (określił start gry mianem katastrofy), doprowadziła nawet do sytuacji, w której Brad Wardell, dyrektor generalny Stardocka, niemalże zlinczował negatywnie nastawionych graczy, sugerując aby odpuścili sobie przyszłe gry firmy. Po kilku godzinach co prawda przeprosił za swe słowa, lecz niesmak pozostał.
Jak to możliwe, że firma, która ma takie doświadczenia - z podobnymi trudnościami w poprzednich latach użerali się nabywcy Demigoda i Galactic Civilizations 2 - po raz kolejny serwuje nam niedokończąną produkcję, życząc sobie za nią aż 160 złotych? Czy to możliwe, aby trzylata produkcji i wiele miesięcy testów, w tym z udziałem graczy, poszło w całości na marne? Oczywiście, że nie. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że potencjalne "niedopatrzenie" Stardocka mogło być po części działaniem w pełni zamierzonym.
Elemental: War of Magic nie zostało potraktowane żadnymi zabezpieczeniami antypirackimi. Zgodnie z zamierzeniem producenta i wydawcy, gra ma walczyć z piratami za pomocą darmowych aktualizacji i łatek, do których dostęp uzyskują jedynie ci gracze, którzy zdecydują się na zakup oryginalnej wersji i jej rejestrację w ramach platformy Impulse. Czyżby więc wypuszczenie niemalże kompletnie niegrywalnej pozycji było świadome i mające na celu utarcie nosa użytkownikom nielegalnych kopii gry? Trzeba przyznać, że teoria ta, choć dosyć karkołomna, jest całkiem prawdopodobna. Szczególnie w obliczu gorących przeprosin Wardella i jego zarzekań, że błędy nie zostały wychwycone przez "czysty przypadek". Czy przez czysty przypadek można nie zauważyć około setki poważnych błędów i niedoróbek (tyle rzeczy poprawia tylko łatka o numerze 1.05)?
Inną kwestią jest oczywiście to, że patche zostały już wyodrębnione przez piratów i udostępnione za sprawą różnych torrentów i stron z warezem. "Zabezpieczenie" Stardockajeżeli zatem przyniesie jakiś skutek, to tylko połowiczny. Utrata zaufania fanów jest natomiast zjawiskiem jak najbardziej realnym.
PS. W poniższej galerii znajdziecie kilka ujęć obrazujących zmiany wprowadzone wraz z patche 1.05.