Staram się chodzić do kina regularnie raz w tygodniu. Zwykle planuję na kilka dni wcześniej jaki film zobaczę, jednak kiedy w zeszłą sobotę przypadkiem znalazłem się w pobliskim centrum handlowym, musiałem podjąć decyzję na miejscu. Z jednej strony właśnie miał się odbyć premierowy pokaz filmu "Vampires Suck", parodii popkulturowej serii filmów i książek o wampirach "Twilight". Z drugiej strony na niepozornym plakacie filmu "Devil", o którym wcześniej nie słyszałem ani słowa, przyciągneło mnie nazwisko M. Night Shyamalan. Wystarczyło mi to do podjęcia decyzji.
"Devil" dołączył do grona filmów, których ~80% akcji toczy się na przestrzeni mniejszej niż 2 metry kwadratowe. Znany wszystkim "Phone Booth" (2002) czy też świeżutki "Frozen" (2010) dowodzą, że i tyle wystarczy, aby zbudować napięcie i grozę. Tym razem bohaterowie filmu zostają uwięzieni w windzie. Nieznający się wcześniej ludzie muszą spędzić ze sobą nieco więcej czasu, niż by sobie tego życzyli. Różnice ich charakterów szybko prowokują ich do zaczepek i kłótni. Na niemiłej atmosferze pewnie by się skończyło, gdyby nie okazało się, że jeden z pasażerów jest... No właśnie, tego nie wypada mi Wam powiedzieć. Dzięki kamerze zainstalowanej w windzie, całość wydarzeń jest śledzona przez strażników budynku oraz detektywa badającego sprawę samobójstwa mającego tam miejsce kilka godzin wcześniej. Sytuacja bardzo szybko przeradza się w walkę z czasem, własnymi słabościami i przeszłością. Momenty grozy przepasają się ze snuciem podejrzeń. Muszę przyznać, że przez 80 minut seansu nie było momentu, żebym sie nudził.
Z mojej strony film dostaje 7/10. Shyamalan odzyskał nieco w moich oczach po kompletnie beznadziejnym (moim zdaniem) "The Last Airbender". Cieszę się również, że "Devil" odciągnął mnie od "Vampires Suck", który okazał sie być durnym zbiorem średnio zabawnych scenek. Do premiery "Diabła" w polskich kinach pozostało jeszcze trochę czasu, ale miejcie go na uwadze. Polecam wszystkim kinomaniakom.