Kilka dni temu recenzowałem dla GOLa Dead Rising 2. Moja ocena nie była zbyt pozytywna i wydawało mi się oczywistością, że podobnie zareaguje większość graczy. A tu co? Game Informer 95%, Game Spot 85%, IGN 80%! Jeszcze ciekawszy jest fakt, że najniższa ocena na metacritic to 70%. Nawet takie hity jak nowa Cywilizacja czy Halo: Reach mają na liczniku 1-2 niższe oceny. WTF?! Pomyślałem sobie: Hmm… może miałem zły humor jak grałem w tego risinga? Może jak zagram drugi raz zmienię zdanie? No to zagrałem.
Dobra, tak naprawdę zagrałem drugi raz, bo pisałem poradnik, ale byłem też ciekaw swojego drugiego wrażenia. Niestety, spędzenie przy grze kilkudziesięciu godzin, w żaden sposób nie wpłynęło na moją ocenę. Nadal uważam ten tytuł za prymitywny, nudny i tępy. Coś jednak musi w nim być, że zachwycił tylu graczy. Jedyne wyjaśnienie jakie przychodzi mi teraz do głowy, jest takie: Dead Rising 2 ma po prostu w sobie to „coś”. Nie można w żaden sposób określić czym to „coś” jest, ale jest i kropka. Jednych gra zachwyci, a innych odrzuci. Żeby jednak nieco przybliżyć ten tytuł, postanowiłem szczegółowo opisać walkę z pewnym bossem (oczywiście bez spoilerów fabularnych). Myślę, że świetnie obrazuje ona, jakość rozgrywki w Dead Rising 2.
Pierwsze co musimy zrobić, to oczywiście dostać się do budynku z bossem. Tutaj czeka nas pierwsze (i jedyne) pozytywne zaskoczenie. Całkiem niedaleko znajdziemy save point, co jest naprawdę rzadkie w grze Capcomu. Najczęściej misje są tak oddalono od punktów zapisu, że trzeba przejść pół miasta, żeby spróbować wykonać je ponownie. Niestety zaskoczenie szybko znika, bo choć odległość jest mała, to po drodze czekają nas dwa długie loadingi i korytarz pełen zombie. Dojście do bossa zajmuje więc, mniej więcej 2-3 minuty. Mało? Będziecie inaczej śpiewać po dwudziestym wczytaniu gry ;)
Gdy już dotrzemy na miejsce, naszym oczom ukaże się wysokie rusztowanie, na którym będzie stał przeciwnik. Wspinamy się więc na górę i… spadamy z powrotem w dół, po otrzymaniu silnego kopniaka w twarz. Druga próba jest już bardziej udana, ale nie dlatego, że wchodziliśmy inaczej, tylko dlatego, że naszemu wrogowi uruchomił się inny skrypt. Pomyślał sobie pewnie: „Tym razem zamiast kopać, zrobię fikołka w tył. To na pewno go zaskoczy”. Jesteśmy więc na górze, a wokół latają fajerwerki, przeciwnik kopie, skacze, strzela. Co robić? Pewnie trzeba odkryć jakąś skomplikowaną strategię. Po dziesięciu porażkach (2x10=20min na samo chodzenie!) w końcu krzyczymy: Eureka! Super, mega skomplikowana strategia, polega na potraktowaniu naszego przeciwnika z buta i strzelaniu do niego, gdy jest ogłuszony. Gejm dezajnerzy siedzieli pewnie 2 lata, żeby to zaprojektować...
No to teraz pójdzie jak z płatka! Co może być trudnego w kopaniu? Pierwsza próba: pudło. Druga próba: pudło. Trzecia próba: pudło… Dwudziesta próba: trafienie! Trafienie może było, ale przeciwnikowi włączył się skrypt ataku, więc był w tym czasie nietykalny…. Trzydziesta próba: trafienie! Przenikanie tekstur… Po kilkunastu minutach, wreszcie opanujemy kopanie na tyle, żeby co dziesiąty cios trafiał. Oczywiście tylko co piąty ogłusza, ale tego już przeskoczyć się nie da.
Powoli, bo powoli, ale zabieramy kolejne punkty życia przeciwnika, aż tu nagle BUUUUM! Choć do tej porty rakiety trafiały tylko w obrzeża lokacji, tym razem jedna postanowił zmienić kierunek i uderzyć w sam środek. Trudno. Leczymy się, wspinamy ponownie na górę i kontynuujemy starcie. Jeszcze tylko cztery uderzenie i wygramy! Trzy! Dwa! Je… Nieudany unik, boss kopie nas w twarz i lądujemy pod teksturami. Oczywiście nie pozostaje nic innego jak wczytać grę…
Po długich minutach męczarni, w końcu się udaje! YES! YES! YES! Czas na nagrodę ;) <<SPOILER>> Jeżeli wcześniej nie wykonaliśmy pewnego zadania, w nagrodę za pokonanie bossa, będziemy mogli podziwiać jedno z najgłupszych zakończeń w historii gier. Nasz wspaniały bohater, mający na koncie 5000 zabitych zombie, zostanie zjedzony przez… jednego, nieuzbrojonego trupa o_O
Jeżeli taka gra zasługuje na ocenę 95%, to ja chyba zajmę się szydełkowaniem ;)
PS. Cały tekst jest oczywiście nieco tendencyjny, ale wszystkie opisane sytuacje wydarzyły się naprawdę ^^