Relacja z finałów EU LCS w Krakowie - kwiść - 30 sierpnia 2016

Relacja z finałów EU LCS w Krakowie

W ostatni weekend do Polski trafiła kolejna duża impreza e-sportowa, czyli finały europejskiej ligi League of Legends. Nie było to może wydarzenie dorównujące skalą IEM Katowice, ale emocji również nie brakowało.

W krakowskiej Tauron Arenie rozegrano pojedynki o 3 oraz 1 miejsce, które decydowały o tym, jakie drużyny pojadą na jesienne Mistrzostwa Świata w Stanach Zjednoczonych. Podczas sobotniego meczu mogliśmy oglądać zespoły Unicorns of Love i H2K, a w finale walczyły ze sobą G2 oraz Splyce. W odróżnieniu jednak od turnieju w Katowicach, impreza ta skierowana była przede wszystkim do osób na bieżąco śledzących wydarzenia na esportowej scenie LoLa. Wstęp na mecze był płatny (każdy dzień wymagał osobnego biletu za 50zł), a komentarz i cała impreza prowadzone były wyłącznie w języku angielskim. Organizatorzy przygotowali co prawda kilka pobocznych wydarzeń, takich jak pokaz cosplayu czy spotkanie z gwiazdami polskiego internetu, ale działo się to wszystko poza główną sceną, na której królowały wyłącznie e-sportowe rozgrywki. Jeżeli ktoś oczekiwał growej imprezy dla całej rodziny, to był raczej mocno zawiedziony.

H2K vs Unicorns of Love

Na sobotę zaplanowano mecz o trzecie miejsce między drużynami H2K oraz Unicorns of Love. Przed jego rozpoczęciem trudno było wskazać jednoznacznego faworyta. Oba zespoły grały ostatnio bardzo dobrze, wiec zapowiadało się emocjonujące i zacięte starcie. Taki też był ten mecz. Mimo, że H2K przez cały czas utrzymywało drobną przewagę, Jednorożce co jakiś czas się odgryzały i niemal do samego końca miały szanse na zwycięstwo. Ostatecznie jednak grający Cassiopeią Ryu poprowadził H2K do wygranej, kończąc starcie z imponującymi statystykami 9 zabójstw, 1 śmierć i 2 asysty. Na widowni po meczu można było usłyszeń liczne okrzyki radości, bo w drużynie zwycięzców gra dwóch Polaków: Marcin „Jankos” Jankowski oraz Oskar „VandeR” Bogdan - Pierwszy na pozycji junglera, a drugi występujący jako support. Obaj zawodnicy powiesili na swoich fotelach polskie flagi, żeby jeszcze bardziej zachęcać kibiców do dopingowania swojej drużynie.

Drugi mecz nie rozpoczął się najlepiej dla obu zespołów. Ze względu na problemy z klientem gry, zawodnicy i kibice musieli czekać kilkadziesiąt minut na start kolejnego starcia. W tym czasie w hali uruchomił się również alarm, a automatyczny komunikat z głośników poprosił wszystkich uczestników imprezy o ewakuację. Alarm był na szczęście fałszywy, ale reakcja tłumu straszno-śmieszna. Nikt nawet nie podniósł się ze swojego siedzenia, nie mówiąc już o próbie opuszczenia budynku.

Mimo tych drobnych problemów warto było czekać, bo drugi mecz ponownie dostarczył sporo emocji. Przez pierwszą połowę gry H2K znowu miało drobną przewagę, ale tym razem Jednorożce dobrze się broniły i idealnie wykorzystywały wszelkie błędy przeciwnika. W 25 minucie zespół UoL przeprowadził idealny atak obok smoka, zabijając wszystkich przeciwników, nie tracąc nikogo ze swojej drużyny i na deser zdobywając jeszcze Barona. Od tego momentu nie odpuścili do samego końca, zdecydowanie pokonując H2K i doprowadzając do remisu.

Niestety, o ile dwa pierwsze starcia były bardzo emocjonujące, o tyle trzecie nie dostarczyło już tak wiele emocji. Przez pierwszą połowę meczu obie drużyny grały bardzo pasywnie, bojąc się popełnić jakikolwiek błąd, przez co wiele osób na widowni zaczynało ziewać. Gdy jednak akcja wreszcie ruszyła, H2K szybko zdobyło przewagę i nie dało jej sobie odebrać do samego końca. Przy wyniku 2-1 brakowało im już tylko jednego zwycięstwa, żeby zapewnić sobie trzecie miejsce w lidze i 70 Circuit Points, które decydują o awansie do Mistrzostw Świata.

Początek czwartego meczu ponownie był dość wyrównany. Jednorożce zdobyły przewagę na TOPie dzięki dobrej grze Kissa "Vizicsacsi" Tamása, a Marcin „Jankos” Jankowski zdominował dżunglę swoją znakomitą Nidalee. O wyniku meczu i całego starcia zdecydowało jednak duże lepsze planowanie i poruszanie się po mapie ze strony H2K. Do 30 min udało im się zniszczyć 9 wież przeciwnika, tracąc tylko jedną. Przy takiej przewadze nawet świetne inicjacje walk Kennena nie mogły uratować Unicorns of Love przed porażką. Tym samym H2K zwyciężyło, wywołując wielką radość wśród zdominowanej przez Polaków widowni. Był to jednak dopiero pierwszy krok w stronę awansu do mistrzostw świata. Żeby być go pewnym, H2K musiało czekać do niedzieli i liczyć na zwycięstwo G2 w finałowym pojedynku ze Splyce.

G2 vs Splyce

O ile sobotni mecz mógł dziwić dość małą liczbą widzów, którym udało się zająć jedynie 1/5 część trybun, o tyle finał okazał się naprawdę sporym widowiskiem. Prawie trzy godziny przed rozpoczęciem pierwszego meczu przed Tauron Areną można było podziwiać olbrzymią kolejkę czekających przy wejściu kibiców. Zajęli oni wszystkie wydzielone miejsca, które stanowiły niemal 3/4 pojemności hali, dzięki czemu wreszcie można było poczuć się jak na wydarzeniu o randze mistrzowskiej. Doping potrafił być bardzo głośny nawet mimo braku polskich zawodników w rywalizujących drużynach. Często jednak przebijały się okrzyki H2K, bo wynik finału miał zdecydować czy drużyna z dwójką Polaków dostanie się do Mistrzostw Świata już teraz, czy będzie musiała zagrać w barażach. Awans gwarantowało im zwycięstwo faworytów, czyli zespołu G2.

Pierwszy mecz finału między G2 i Splyce był jednym z lepszych pojedynków tego sezonu. Obie drużyny grały naprawdę świetnie, przez większość czasu nie dając przeciwnikom żadnej okazji na zdobycie większej przewagi. O wyniku zdecydowało kilka kluczowych team fightów, w których lepsze okazało się G2. Do zwycięstwa poprowadził ich nie grający ostatnio najlepiej Luka "PerkZ" Perković, którego AP Ekko siał prawdziwy postrach na tyłach wroga, a jego efektowna ucieczka przed gankiem Shena wywoła okrzyk zachwytu na trybunach.

Po tej bolesnej porażce zawodnicy Splyce nie poddali się jednak i świetnie rozpoczęli drugie starcie. Od początku uzyskali drobną przewagę, a potem powiększali ją z każdą minutą. Przegrywające G2 zaczęło w swoim stylu popełniać sporo głupich błędów. Grający na pozycji ADC Jesper "Zven" Svenningsen cały czas dawał się łapać samotnie na linii, a kierowany przez Perkza Ekko nie miał już tak dużego wpływu na mecz. Ostatecznie Splyce zwyciężyło zdecydowanie i mogło z dużą pewnością siebie rozpocząć kolejną mapę.

Trzecie starcie wyglądało już jednak zupełnie inaczej. G2 szybko znalazło sposób, jak poradzić sobie ze zbyt agresywną grą swoich zawodników. Rozwiązaniem okazał się Tahm Kench. Wybrał go jako swojego bohatera Alfonso „Mithy” Rodriguez, który przez wielu uważany jest obecnie za najlepszego zachodniego supporta. Trudno zliczyć ile razy w trakcie tego jednego meczu uratował swoich towarzyszy przed pewną śmiercią. Za każdym razem gdy Splyce wysyłało 3-4 osoby, żeby zabić samotnego przeciwnika, zawsze w ostatniej chwili pojawiał się Tahm Kench i połykał go do swojego bezpiecznego żołądka. Każda taka akcja dawała G2 czas na zabicie smoka lub zniszczenie wieży, a tym samym powiększenie swojej przewagi. Mecz skończył się zdecydowanym zwycięstwem obrońców tytułu w 29 minucie.

Po drugiej porażce Splyce straciło nadzieje i w czwartym meczu nie stawiło większego oporu. G2 wygrało każdą linię, dominując nad przeciwnikiem od samego początku do samego końcu. Mecz trwał jednak sporo czasu, bo obrońcy tytułu grali bardzo bezpiecznie i długo przeciągali moment ostatecznego ataku. Gdy Nexus Splyce wreszcie został zniszczony, cały stadion wypełnił ogromny hałas, a chwilę później zawodnicy G2 mogli po raz drugi wznieść w górę puchar mistrzów EU LCS.

kwiść
30 sierpnia 2016 - 12:00