Nie przerywam mu. Cierpliwie wysłuchuję stojącego przede mną mężczyzny, który z niezrozumiałych dla mnie pobudek postanowił poświęcić swój drogocenny czas na wygłoszenie cennych rad i wskazówek. Co mam dalej robić? Gdzie iść? Kogo unikać, a z kim się bratać? Obcy stara się przekonać mnie, żebym mu po prostu zaufał. Ale jak mam to zrobić do jasnej cholery, nie wiedząc z kim tak naprawdę mam do czynienia? Przecież jest skazańcem. Za jakie grzechy odbębnia tu wyrok? Czy jest zwykłym złodziejem czy bezwzględnym mordercą?
Z głową pewną wątpliwości ruszam naprzód. Stojący nieopodal uzbrojeni strażnicy ignorują moją osobę – wiedzą, że i tak stąd nie ucieknę. Kieruję się przed siebie jedyną dostępną drogą, szukając jakiegokolwiek przedmiotu, który zapewniłby mi ochronę. Po chwili docieram do zasypanej kopalni, gdzie znajduję kilof. Wiem że to za mało, by czuć się bezpiecznie, ale na początek powinno wystarczyć. Taką mam nadzieję.
Zauważam pierwsze stwory, dwunożne zwierzęta kojarzące się ze strusiami. Na razie ignorują mnie, ale wiem że to nie potrwa wiecznie. W końcu jeden z nich zauważa moją postać i rusza do ataku. Wyjmuję kilof i modlę się, żeby to wystarczyło. Nie czekam na ruch przeciwnika, ale sam przechodzę do ofensywy, wiedząc, że bierne przyglądanie się szarżującemu oponentowi nie prowadzi do niczego dobrego. Wykonuję dwa szybkie ruchy i ranię rywala. Ten oddaje mi, ale w ostatecznym rozrachunku to jednak ja jestem górą. Czując się znacznie pewniej po odniesionym zwycięstwie zaczynam biec w kierunku drugiego zwierzęcia. W końcu i ono uznaje moją wyższość. Żyję i mimo kilku drobnych ran, wciąż mam się dobrze.
Rozglądam się po okolicy i chwilę później znajduję miecz. To już jest coś! Obieram kierunek na wyłaniające się z mgły budowle, omijając kolejne stwory. Na razie nie będę walczyć, chcę po prostu jak najszybciej znaleźć się wśród ludzi. Gdy w końcu docieram do obozu, przyczepia się do mnie stojący przed bramą strażnik. Co tu robię? Odpowiadam jak na prawdziwego kozaka przystało, próbując zrobić na rozmówcy wrażenie. Nie udało się – mężczyzna wyciąga miecz, dwoma szybkimi uderzeniami powala mnie na ziemię, pokazując miejsce w szeregu. Na odchodne odbiera mi jeszcze dwa kawałki rudy, które udało mi się znaleźć po drodze. Jest mi wstyd, ale nie ma tu miejsca na sentymenty. Podnoszę się z ziemi i wkraczam do osady. Rozglądam się w poszukiwaniu znajomej twarzy. W końcu zauważam ją. Wojownik siedzi na ławce obok jednego z domostw w pobliżu bramy. Biegnę do niego czując, że ów nieznajomy pomoże mi ogarnąć się w tym jakże niebezpiecznym świecie. Czy dałbym sobie radę bez opiekuna? Być może tak, ale nie chcę ryzykować. Przeżycie w kolonii karnej, gdzie bezwzględni mordercy stanowią prawo, jest wystarczająco trudne.
Dziś jest bardzo brzydka, ma wyjątkowo nieprzyjazny interfejs użytkownika, a sterowanie może doprowadzić do szewskiej pasji. Z drugiej strony oferuje prawdziwą, brutalną i na swój sposób oryginalną opowieść o człowieku, który szuka swojego miejsca pośród bandy podobnych mu ludzi. Podejmuje wybory, wykonuje czasem banalne, ale uzasadnione fabularnie zadania i w końcu staje przed szansą uratowania świata, jak na prawdziwego bohatera przystało. Wiele rzeczy można w nim poprawić, wiele rzeczy trzeba mu wybaczyć, ale przyjemność jaką przynosi przymusowa odsiadka w Kolonii Górniczej w Khorinis jest po prostu bezcenna. Bo taki jest Gothic. Nie ten piękny i kolorowy czwarty, ale ten piekielnie surowy, pierwszy. Bez dwóch zdań najlepszy.