Stare gry mają swój smak. Prostackie graficznie i ubogie muzycznie, banalne, jeśli chodzi o zasady, a jednak wciągają jak cholera. Dlatego Pan Bóg słusznie oświecił chłopców z Microsoftu, by pdzięki usłudze XLA podsuwali nam co jakiś czas "hiciory" sprzed dwudziestu i więcej lat. Fulko łyka te tytuły, ponieważ przypominają mu dawne piękne czasy, kiedy to jako małolat gotów był nawet oberwać po ryu, by tylko zagrać sobie w salonie gier. Dlatego co rusz sięga po klasyki, a ostatnio sięgnął po Dig Dug.
Sprawę unikatowej atmosfery na fliperach wasz mistrz pióra poruszał już jakiś czas temu na GOL-ach (Piwo i Orzeszki - Pożycz dychę), więc nie o tym będzie. Będzie o Dig Dug. Ten kultowy przebój z salonów i komputerów 8-bitowych doczekał się wielu następców, podróbek i inkarnacji. Fulko był bardzo ciekawy, jak wygląda wydana w 2006 roku wersja na X360. Miał nadzieję na nostalgiczny powrót do przeszłości doprawiony może czymś nowym, zaskakującym. Z tym nastawieniem wasz ulubiony felietonista wysupłał 400 MP i zassał grę.
Graczom powyżej 35 roku życia produktu Namco Bandai nie trzeba przypominać, młodszym - i owszem. Tytułowy Dig Dug to "ludziko-podobny" górnik, kopiący tunele w ziemi. Po co to robi - nie wiadomo. Skarbów tam nie znajduje, węgla - także nie. Znajduje za to dwa gatunki stworów, które może załatwić spuszczając im na czachy głazy lub używając osobistej pompki. Broń ta ma tą właściwość, że wbita w ciało kreatury pompuje ją niby balon aż do momentu, gdy ta z hukiem pęka (kreatura, nie broń). Głupie to strasznie, ale nie takie rzeczy japońce wymyślali, a ludzie to pokochali.
Cele gry są dwa - dojść jak najdalej i zdobyć jak najwięcej punktów. Kolejne, wyższe levele osiągacie poprzez drążenie tuneli i oczyszczanie ze stworków plansz, natomiast zdobycz punktowa należy się wam za zabijanie wrogów i zbieranie owoców tudzież warzyw, pojawiających się w liczbie jednego na każdy poziom. Tyle. Żadnych dodatkowych atrakcji, dodatkowych broni, bonusowych leveli. Tyle i basta. Czyli dokładnie tak samo, jak w oryginale.
Oprawa gry również przypomina jako żywo swego protoplastę z wczesnych lat 80-tych ubiegłego roku. Muzyczka prosta, ale jeszcze jakoś obleci - brzęczy miło w uchu. Graficznie jest znacznie gorzej. Nie liczcie na zróżnicowane plansze. Wszystkie wyglądają identycznie, różniąc się z rzadka kolorami kolejnych warstw ziemi. Bohater i kreatury zbudowani są ledwie z garstki pikseli. Jak Fulko wspomniał już wyżej, stworków są jedynie dwa rodzaje (ścigająca bohatera kulka w goglach i ziejący ogniem smoczek), broń tylko jedna, owoców/warzyw niewiele więcej. Bida z nędzą.
Z braku urozmaiceń taktyka gry niemal na każdym poziomie jest identyczna. Drążycie tunele podprowadzając wrogów pod spadające kamienie, a niedobitki "ustawiacie" sobie tak, by likwidować je pojedynczo pompką. Po 5 levelu zaczyna to być monotonnie, po 10 nudne, po 15 wkurw...jące. Gdyby może nie chęć zdobycia kompletu achievementów, które wymagają dojścia przynajmniej do 18 levelu, nikt by tak długo z Dig Dug nie wytrzymał. Tyle, że to i tak zabierze nie więcej jak kilka godzin. I tak wystarczy.
W sumie wasz mistrz pióra sam sobie jest winien. Szukał klasyka i dostał klasyka. Ale chyba nie do końca pamiętał, jak ten klasyk wygląda i jak się w niego gra. Może myślał, że dostanie jakąś wersję deluxe z nowymi planszami, broniami, stworami? A może spodziewał się grywalności na poziomie Froggera - legendarnego hitu, w który Fulko gra już na X360 dobre dwa lata i nadal się nim nie znudził? Niestety, Dig Dug nie jest ani wersją deluxe, ani Froggerem. To banalna gierka, która niestety każdemu szybko się nudzi. Jeśli więc najdzie was chętka na jakiegoś klasyka, to lepiej nie na tego. Cóż, nie wszystkie gry-legendy powinny opuszczać mury muzeum. Ta nie powinna...