W drugim God of War na PSP nie brakuje brutalnych walk, ogromnych bossów, napakowanych bohaterów, wizyt w burdelu, czy głosu Bogusława Lindy. To jeden z największych zastrzyków oldschoolowego testosteronu w 2010 roku, który podniesie samoocenę niejednego cherlaka (np. moją). Co w tym nie pasuje? Przewidywalność i brak wyrazistości.
Duch Sparty to pierwsza odsłona serii, w której jak dla mnie naruszono jej integralność oraz sensowność. Do tej pory scenarzystom i producentom udawało się przekonać odbiorców, że krucjata Kratosa ma namiastki wymiaru artystycznego i nie jest tylko marketingowym kuciem żelaza, póki gorące. Wyprawa po Dejmosa to niestety chaos.
Nie mówię, że nowy God of War jest słabą grą, bo to w dalszym ciągu ta sama satysfakcjonująca mechanika oraz świetne wykonanie (od którego PSP się krztusi). Chodzi o to, że każda kolejna wypowiedź bohaterów w przerywnikach filmowych jest niezrozumiała i niepotrzebna. Kratos strzela fochy i tłucze wszystko, co się rusza. Po co i dlaczego?
Ciekawe jak potoczą sie losy tej zasłużonej serii, często przytaczanej i wynoszonej na piedestał za ciekawe i twórcze potraktowanie dobrze znanego materiału źródłowego. Nawet mimo skrajnej brutalności, która w pewnym momencie wyjdzie twórcom bokiem. Kiedy odrzemy przygody Kratosa z klimatu i mistyki, to zostanie nam tylko przebrzmiała gra akcji.