MMA #10 - Już po KSW 16 - yasiu - 26 maja 2011

MMA #10 - Już po KSW 16

W moim ostatnim wpisie pojawiło się parę słów na temat nadchodzącej gali KSW. Ciekawy byłem walki Pudziana, jeszcze bardziej interesowało mnie starcie Khalidova z weteranem ringów i klatek MMA Mattem Lindlandem. Jeszcze wcześniej zdarzyło mi się odnieść do jarmarcznego stylu gal tej federacji, ale generalnie pochwalić cały ten cyrk. Dziś, po oglądnięciu KSW 16, pora na kilka mniej miłych słów. Marzy mi się, żeby rzeczy o których wspomnę, szczególnie jedna z nich, zmieniły się, wtedy gale Konfrontacji Sztuk Walki będzie mi się oglądało dużo lepiej.

Trochę myślenia na pewno przed kolejnymi walkami nie zaszkodzi

Nie mam absolutnie zamiaru zmieniać swojego zdania o roli KSW w propagowaniu MMA w Polsce. Nadal uważam, że to co robi ta organizacja i Iudzie pociągający w niej za sznurki jest niesamowite. Tak jak powiedziała Iwona Guzowska w trakcie gali – zaczynali w małej sali w hotelu Marriott, teraz robią imprezy w wielkich, nowoczesnych halach, a to przecież nie jest koniec. I super, niech robią dalej, ale kilka rzeczy moim skromnym zdaniem powinno się zmienić.

Ale o tym za chwilę, bo wspomniałem o hali więc przy okazji kilka słów na temat oprawy graficznej całej imprezy. Oceniając z punktu widzenia telewidza wydaje mi się, że dla osób które były na miejscu, całość zrealizowano fenomenalnie. Światła, wielkie ekrany, wielkość hali, to wszystko sprawiało jak najlepsze wrażenie. Trzynaście tysięcy osób obecnych na miejscu to też nie w kij dmuchał, nie wiem czy były jeszcze jakieś wolne miejsca, ale wydaje mi się, że spokojnie chętnych by się jeszcze trochę znalazło. Fajnie by było gdyby ktoś, kto oglądał galę na żywo napisał choćby w komentarzu parę słów na temat swoich wrażeń. Ja wrócę do moich odczuć, to co było w hali wyglądało świetnie, jednak realizacja w telewizorni pozostawiała nieco do życzenia. Nie chodzi o pracę kamer czy podobne technikalia. W zasadzie jedyne do czego mogę się w tej kwestii przyczepić to całkowicie nieczytelne infografiki pokazywane przed walkami. Nie wiem kto wpadł na pomysł pokazywania szarych napisów na nieco mniej szarym tle, ale nie była to koncepcja najwyższych lotów. Następnym razem proponuję wypróbować opcję żółtych liter na białym tle, albo czerwonych na żółtym. Będzie fajnie.

Miejscówka jest naprawdę zacna, oby działo się w niej jak najwięcej

Zanim przejdę do tego co w całej imprezie najbardziej mi nie pasowało, parę słów o walkach, bo w końcu otoczka otoczką, ale to pojedynki są tu najważniejsze – przynajmniej takie być powinny. Przegapiłem niestety pierwszą walkę, która skończyła się kontuzją i po której sportowo zachował się Polak przekazując puchar zwycięzcy swojemu pechowemu przeciwnikowi.  Przegapiłem też jedną z lepszych walk tej gali czy pojedynek Błachowicza. Widziałem za to zwycięstwo Kornika, widziałem też dwie finałowe walki. Niestety.

Niestety dlatego, że tylko jedna z nich nadawała się do pokazania. Mimo szumnych zapowiedzi, niewątpliwej poprawie wydolności (bo puchnie po dwóch a nie po jednej minucie) Mariusz Pudzianowski – jeden z głównych sprzedawców tego sportu w kraju – nie pokazał nic. Można się cieszyć, że atakował swojego przeciwnika bardzo zaciekle, ale płakać trzeba nad tym jak to robił. Mimo, że pracował nad walką w stójce, w jego ciosach nie było za grosz techniki, a samą siłą daleko się w tym sporcie nie zajdzie. Mariusz ani razu nie uderzył w korpus, ani razu nie spróbował walnąć inaczej, niż po prostu przed siebie. Nie wątpię, że trenował z bokserami, ale jego występ wyglądał tak, jakby w ogniu walki o całej tej nauce zapomniał. Bezmyślne okładanie Thompsona doprowadziło do tego co nieuniknione. Już pod koniec pierwszej rundy Pudzianowski oddychał przez szeroko otwarte usta, a to pokazuje, jak długa praca przed nim. Druga runda była już formalnością, w parterze nasz zawodnik nie potrafi nic, więc Thompson zrobił z nim co chciał. Wbrew temu co napisał ktoś w komentarzach, przegrana przez takie duszenie to nic wstydliwego. Wygląda to może niepozornie, ale skutecznie odcina dopływ krwi do mózgu i wielu zawodników odpływa zanim zdąży odklepać.

Ja wiem, że Mariusz Pudzianowski jest gwiazdorem, że to dzięki niemu, dzięki jego nazwisku – na które pracował długie lata – ludzie w ogóle interesują się tym sportem. Chcę też wierzyć, że facet się nie poddaje i będzie walczył dalej. Super, tylko niech zejdzie na ziemię i powalczy tak jak każdy Józek, Maciek czy Grzesiek którzy marzą o karierze zawodnika MMA. Niech jeździ na zawody, niech jeździ na gale, walczy z ludźmi którzy o KSW mogą tylko pomarzyć i niech nabiera doświadczenia. Do wielkich gal niech wróci, kiedy będzie mógł tam pokazać cokolwiek. W chwili obecnej przykro się na to patrzy.

Zdjęcie z całkiem innej walki, ale skoro na KSW 16 wygrał duszeniem to trzeba pokazać, że i w mordę dać potrafi dać

Całkiem inaczej wygląda sprawa z Mamedem Khalidowem. On swoją walkę wygrał szybko, wygrał bez większego wysiłku i wygrał ładnie. Lindland lata świetności ma dawno za sobą, ale jest zawodnikiem doświadczonym. Polak szybko udowodnił, że doświadczenie w tym przypadku nie wygra ze świeżością. Osobiście nie wnikam, czy Mamed powinien iść do UFC czy gdziekolwiek indziej, to jego sprawa. Chciałbym jednak zobaczyć, jak sprawdza się w pojedynku z przeciwnikiem który jest na fali, który jest w podobnym wieku, podobnie walczy. Nie mam w tej chwili dostępu do Internet, nie mam w głowie tabelek z wagami poszczególnych fajterów, ale taki Chris Lieben (może nie świeży, ale dobry zabijaka) czy Michael Bisping na pewno lepiej pokazaliby kondycję naszego mistrza.

Może i się tego doczekamy, w KSW są coraz większe pieniądze i zapewne coraz poważniej właściciele tej organizacji są traktowani na zachodzie. Słowa Thompsona, że dla każdego zawodnika to przywilej walczyć w tej federacji to marketingowy bełkot, ale na pewno z czasem uda się sprowadzić coraz lepszych mordobijców.

Nie jestem jednak pewien, czy ktokolwiek – chodzi mi o zawodników z najwyższej półki – zechce stanąć w ringu przeciw Polakowi i poczuć się jak człowiek gorszej kategorii. Polacy walcząc z obcokrajowcami wchodzą do ringu drudzy – niezależnie od doświadczenia swoich przeciwników – a to faworyzowanie. O przeciwnikach mówi się tylko jak się nazywają i gdzie walczyli, o Polakach zawsze słychać nieco więcej – są faworyzowani. Komentatorzy każdą akcję polskiego zawodnika traktują jak cud, objawienie, bo Polacy są faworyzowani. W końcu szopka przed dwoma ostatnimi walkami przypomina mi coś, co miało miejsce za okupacji (tej niemieckiej). Kiedy drużyny Niemców grały przeciw drużynom lokalnym, to dzielnych okupantów zapowiadano z wielką pompą, muzyką, biciem braw i ekstazą, a miejscowych szaraczków przeznaczonych do bicia przy dobrych wiatrach tylko wygwizdano. Coś takiego w organizacji aspirującej do miana czegoś więcej niż polski zaścianek nie może mieć miejsca. Jeśli Polak wchodzi z pompą do ringu, dajmy taką samą możliwość jego przeciwnikowi. Takie faworyzowanie rodaków jest dla mnie żenujące a do tego jakby się mocno przyczepić, może zawsze trochę negatywnie wpłynąć na przeciwnika. A przecież jeśli zawodnik dobry to nie potrzebuje takiej pomocy.

Może i zawstydził Ibisza, ale niestety, poziom prezentuje przerażająco niski...

Powyższe zabolało mnie i moją małżonkę najbardziej, rozmawialiśmy długo na ten temat. Ale nie tylko szopka z wyjściem jest bolesna (na podnośniku??? No litości…) samo prowadzenie gali, zapowiadanie i istoty prowadzące zawodników do ringu to całkiem inna para żenujących kaloszy. Ja sobie zdaję sprawę, że Pan Waldemar jest znajomym ludzi którzy tym wszystkim kręcą, ale czy oni tego nie widzą? Na tym samym poziomie prezencji i wymowy stoi wspaniały program Iwona który zapewne tańszy jest od usług obecnego zapowiadającego. Nerwowe spojrzenia, czy to już, czy już mam podawać nazwisko, czytanie wszystkiego z kartki to rzeczy które mi osobiście bardzo się nie podobają. Ale cóż, jak się ktoś przyzwyczaił do najwyższego poziomu, zejście niżej nie idzie mu łatwo. O właśnie, najwyższy poziom i wspomniane wcześniej istoty. Dlaczego w UFC czy WEC wystarczy, że dziewczyny ubierze się w sportowe szorty I staniki? U nas trzeba je wymalować, zakuć ich wielkie balony w za ciasne gorsety i kazać nie wiadomo po co towarzyszyć zawodnikom w drodze na ring. Po co?

Ostatnią wadą jaką wymienić muszę, jest brak KSW we Wrocławiu. Było i nie ma, a ja czekam, żeby się w doborowym towarzystwie wybrać i zobaczyć w końcu, jak to wygląda na żywo. Na razie jest tak sobie, ale widać postęp a to jest najważniejsze. Niech MMA rośnie w siłę, dzięki temu więcej ludzi będzie miało szansę obserwować, jak rodzi się sport przełomu wieków.

yasiu
26 maja 2011 - 19:45