Fulko właśnie wrócił z Rodos. Słońce, plaża, ciepłe morze, no i rzecz jasna All Inclusive... czyli to, czego nie było w tym roku w Polsce. Wasz ulubiony felietonista jest opalony, zrelaksowany, uśmiechnięty- po prostu super gość. Nie ma co ukrywać - na pewno mu zazdrościcie. Spoko, przecież wy też możecie w tym albo przyszłym roku tam pojechać. Tylko czy aby naprawdę warto? Warto!!! Fulko wam zaraz powie, dlaczego. A że wasz mistrz pióra zawsze był trochę dziwny, zrobi to w formie leksykonu. No to jedziemy z koksem…
A jak:
All Inclusive – coś pięknego. Coś co sprawia, że wasze wspaniałe wakacje są jeszcze wspanialsze. Za parę zlotych więcej macie żarcie i picie do upadłego, alkohole, leżaki, tańce i animacje za free itd. Opcja All Inclusive daje możliwość luksusowego spędzenia urlopu bez zamartwiania się, że nagle czegoś wam zabraknie. Teoretycznie nie musicie wydawać ekstra ani grosza. Fulko wie, bo wykupił wczasy z opcją All Inclusive. Zauważył jednak z niepokojem, że niektórzy zachodni goście (Niemcy, Anglicy, Holendrzy) mieli bardziej wypasiony pakiet od niego (np. darmowe drinki w hotelowym barze). Trochę go to bolało, bo przecież, jak mówi premier Tusk, Polska to tygrys Europy.
Animacje – zabawy organizowane dla zblazowanych posiadaczy All Inclusive, którzy z racji bliskiego dostępu do baru nie opuszczają hotelu 24 godziny na dobę. Pomysły na rozerwanie zblazowanych turystów są różne: gry i zabawy (rzutki, kule, siatkówka, futbol), tańce i dyskoteki, występy muzyków, quizy itd. Fajną opcją jest też możliwość pozostawienia dzieci pod opieką animatorów, z czego Fulko jako posiadacz All Inclusive często korzystał. Dzieci mogły oddychnąć od starych, a starzy w końcu pobroić bez asysty dzieciaków. Wielu rodziców z tego korzystało, hehehe.....
B jak:
Brud – Fulko zwiedził całą Europę i nigdy nie miał dobrego zdania o południowcach jako czyścioszkach. Może to dziwne, ale na Rodos jest całkiem czysto. Największymi brudasami i syfiarzami są rzecz jasna turyści, którzy myślą, że jak nie są u siebie i mają All Inclusive, to mogą robić wkoło siebie śmietnik. Inna sprawa, że ważnym czynnikiem w roznoszeniu śmieci jest wszędobylski wiatr, porywający puszki, kubki, reklamówki, koło do pływania, a nawet okulary przeciwsłoneczne Fulko za 100 złotych.
C jak:
Ceny – Rodos jest drogi jak cholera. Relacja pomiędzy Euro a złotym w wielu przypadkach wynosi 1:1. Tragedia. Chcecie przykładowych cen? Proszę bardzo: piwo 0,5 L – 1,6 EUR, pączek – 2 EUR, flaszka najtańszego wina – 5 EUR, serek homo – 0,95 EUR itd. Pomnóżcie ceny w Euro przez 4 i wyjdzie wam w złotówkach. I co? Jedliście kiedyś pączka za 8 złotych? A są to ceny sklepowe, nie knajpiane. Dlatego albo trzeba być milionerem i zabrać z sobą worek kasy, albo wykupić wcześniej opcję All Inclusive i tym sposobem nie wydawać kasy. Fulko wykupił. Wspominał już?
D jak:
Dolina Motyli - jedna z największych atrakcji Rodos. To trzeba koniecznie zobaczyć! Na suchej jak pieprz wyspie znajduje się bowiem zielona dolina ze strumieniami, oczkami wodnymi, kataraktami, mostkami, schodkami i innymi pierdółkami. W wodzie żyją ryby i kraby, wokół szwędają się jaszczurki i węże, a w powietrzu unoszą się motyle. Motylki, które tak naprawde są ćmami są bardzo kolorowe, ale to widać dopiero wtedy, gdy się je zmusi, by fruwały. Fulko więc je zmuszał. Jeden z turystów powiedział mu, że za płoszenie owadów można zapłacić 150 Euro kary. Nie miał wyjscia: do autokaru wracał kanałami.
Drogi – na Rodos jest tak mało dróg, że nie ma potrzeby ich numerowania. Fulko kupił dwie mapy (trzecią dostał za darmo w hotelu, oczywiście w ramach pakietu All Inclusive) zanim zorientował się, że choćby dokupił jeszcze dwie, więcej dróg nie znajdzie, bo ich po prostu nie ma. A te co są, w większości są sakramencko wąskie i słabo oznakowane. O wypadek w takich warunkach nietrudno. Mimo, iż wasz mistrz pióra sam wypadku nie widział, widział wiele kapliczek przy drogach. To taki grecki zwyczaj: postawione są przez tych, którym cudem udało się uniknąć śmierci oraz dla tych, którzy szczęścia na drodze nie mieli.
Dziewczyny – lato to najpiękniejsza pora roku, bo dziewczyny zrzucają ciuchy i prezentują pięknie opalone ciała. Na Rodos ciał tych było bez liku. Fulko mieszkał razem z Niemkami, Holenderkami, Angielkami, Polkami, Rosjankami, Francuzkami itd. Trudno powiedzieć, które z nich były najładniejsze, bo w każdym narodzie trafiają się zarówno ślicznotki, jak i pasztety. Co dziwne, niewiele kobiet paradowało topless, a jeśli już jakieś odsłaniały piersi, to były to stare raszple. Bleee... Fulko był zbulwersowany, bo płacąc za All Inclusive spodziewał się czegoś lepszego w tej materii. Raz tylko trafiła się młoda piękność z biustem jak marzenie. Faceci kręcili się koło niej jak popieprzeni, a kąpielówki nienaturalnie im się naciągały. Fulko zna to wszystko oczywiście tylko z opowiadań.
E jak:
"Ela" – to nie imię kochanki Fulko, ale chyba najczęściej powtarzane słowo na Rodos. Według informacji, jakie wasz protagonista zebrał, oznacza ono: „dalej, szybciej, do przodu, start” itd. Znaczeń ma jak widać wiele i użycie go nawet bezwiednie nie powinno ściągnąć na wasze głowy kłopoty. Ale inne słowo i owszem. „Ne” - mimo, iż brzmi jak nasze „Nie”, oznacza dokładnie na odwrót – „Tak”. Jeśli więc wnerwiony Grek spyta: „chcesz w dziuba?” i w odpowiedzi usłyszy od ciebie „nie”, może ci przywalić. I uwaga jeszcze na słowa typu "kolos" (np. rodyjski). Mówcie "kollossus", nie "kolos". "Kolos" to po ichniemu "dupa".
F jak:
Fauna i flora – Rodos to generalnie nieduża, sucha wyspa. Dlatego nie ma się co spodziewać niesamowitych, egzotycznych zwierząt/roślin. Mimo, iż symbolem Rodos są daniele, największymi zwierzętami, jakie Fulko widział były kozy (w tym dzikie, wbiegające ze skał wprost pod autokar), poza tym jaszczurki, węże i cykady. Te ostatnie cholery potrafią dać taki koncert, że nie da się przy nich rozmawiać. Najpopularniejszymi jednak zwierzętami na wyspie są… koty. Jest ich tysiące!!! Co do roślin, obok drzew oliwnych jest cała masa mniej lub bardziej wysuszonych (szczególnie latem) chaszczy, które miejscowi nazywają umownie "lasem". Grecy raczej sami nie urządzają wycieczek do takiego „lasu”, zadowalając się przesiadywaniem wśród starannie pielęgnowanych roślinach koło domów.
G jak:
Gry – Salony Gier - o czymś takim chyba nie słyszeli na Rodos. Za to każdy lepszy hotel ma swoje flipery. Hotel Fulko oczywiście miał. Niestety, mimo opcji All Inclusive wasz mistrz pióra musiał bulić za grę na automatach i to nie mało, bo 1 EUR za kredyt! Zgroza. Żeby chociaż gry były fajne, ale gdzieżby tam. Kicha straszna, tytuły sprzed dekady, albo i więcej. Stareńkie wyścigówki motorowe i samochodowe (z kabinami) plus nędzny celowniczek (Paradise Lost) z karabinami. Fulko znudził się po 5 minutach. Alternatywą było kilka pecetów z zainstalowanymi FIFA-mi i jakimiś RTS-ami, w które można było zagrać, oczywiście odpłatnie. Fulko nie skorzystał, bo pecetem jako sprzętem do grania brzydzi się od dobrych pięciu lat.
Grecy (a właściwie Rodojczycy, a może Rodosanie?) – jako, że miejscowi żyją z turystyki, mimo dużego temperamentu są bardzo wyrozumiali i uprzejmi dla turystów, a w targowaniu mniej zajadli i krzykliwi od sąsiednich Turków. Wieczorami przesiadują przed domami lub w miejscowych knajpkach. Są bardzo towarzyscy. W kontaktach bezpośrednich lubią uściski i poklepywanie po plecach, a nawet pocałunki. Dlatego nie walcie Greka od razu w rya, jeśli was pocałuje. To po prostu taki miejscowy zwyczaj.
H jak:
Hotel – Rodos to nie choćby Turcja, gdzie gwiazdki można kupić. Tutaj rzeczywiście trzy gwiazdki to trzy gwiazdki, a pięc to pięć. Fulko mieszkał w czterogwiazdkowym. Było w sumie nieźle: pokoje codziennie sprzątane, łóżka słane, ręczniki wymieniane. Żarło i picie pyszne. Teoretycznie pełny wypas, ale... brakowało leżaków przy basenie i na plaży, w telewizji było tylko kilka kanałów, a lodówka była pełna, o ile coś się do niej kupiło. Na dodatek za sejf i Internet trzeba było płacić. I to w pakiecie All Inclusive! Tak więc glanc i szyk wymieszał się trochę z dziadostwem.
I jak:
Internet – jakby nie było Rodos to część Grecji, a więc Unii Europejskiej. Internet musi być. I jest, ale dostęp jest prawie zawsze płatny. Czy oni nie słyszeli o darmowych hot spotach? Człowiek buli kasę na All Inclusive, a te skurwiele karzą sobie płacić 5 EUR za godzinny dostęp! I to w czterogwiazdkowym hotelu. Jeszcze sobie wymyślili automaty sprzedające bilety z hasłami dostępu, pewnie by nie użerać się osobiście z zawiedzioną klientelą. Chcesz Fulko Internetu – kup bilet. Nie chcesz płacić – spadaj, najwyżej możesz sobie pokrzyczeć do automatu.
J jak:
Joannici – słynny zakon rycerski władał Rodos w średniowieczu. Na wyspie znajdziecie po nich wiele pozostałości - twierdz, umocnień i świątyń, część w bardzo dobrym stanie (np. zamek w Rodos City). Naprawdę warto zobaczyć, jak wyglądała rycerska potęga kumpli od miecza naszych Krzyżaków. W tym celu albo trzeba wynająć auto, albo wykupić wycieczkę objazdową (koszt ok. 50 EUR, wycieczka nie wchodzi w zakres All Inclusive), bowiem ich twierdze rozsiane są po całej wyspie. A Joannici? Nie ma ich już na Rodos, wygnali ich stąd Turcy. Ale i tak skończyli lepiej, niż Krzyżacy. Przetrwali do dzisiaj i obecnie zwą się Kawalerami Maltańskimi. Choć zakon nie ma już własnych ziem, liczy kilka tysięcy członków, w tym również Polaków.
K jak:
Klimat – jeśli jedziecie latem na Rodos, słońce macie zagwarantowane. Mają tu 300 słonecznych dni w roku! Żar się po prostu leje z nieba, a temperatury dzienne to jakieś 30-40 stopni Celsjusza. Latem jest tak sucho, że większość rzek wysycha do dna, a przy każdym większym skupisku drzew dyżuruje terenówka ze strażakiem w środku. Trochę "chłodniej" jest na zachodnim wybrzeżu, bo wieje ciągły wiatr znad Turcji. I jeszcze anegdota: wiecie, jaki był najważniejszy news w czasie pobytu Fulko na Rodos? Kryzys? Trzęsienie ziemi? Zamach terrorystyczny? Nie, robaczki, nie zgadliście. Najważniejszym newsem była bowiem informacja, że na Rodos spadł w sierpniu deszcz. Autentycznie! Gdyby wasz mistrz pióra na własne uszy tego nie słyszał, nie uwierzyłby. To ponoć mniej więcej taka anomalia, jak śnieg w czerwcu w Krakowie.
Kryzys – jaki kryzys?! Na Rodos wszyscy żyją z turystyki, a ta ma się dobrze, więc oni też nie narzekają. Gdzie nie popatrzysz, domy nowe budują, hotele nowe budują, sklepy i knajpy nowe otwierają – ot, taki tam kryzys. Choć może nie wszyscy są szczęśliwi, bo podczas pobytu Fulko taksówkarze strajkowali. Dziesięć dni. Czy coś wywalczyli – Fulko nie wie, bo z nimi nie gadał. A tak w ogóle to mało taksówkami jeździł, bo jak wszystko na Rodos, były cholernie drogie. Za 8 km odcinek trzeba było zabulić w przeliczeniu prawie 6o złotych!
Komary – te małe potwory są zmorą turystów w każdym zakątku globu. Na zachodnim wybrzeżu Rodos nie mają jednak szans z mocnym wiatrem, więc wasz ulubiony felietonista bez strachu przed nimi spał przy otwartym balkonie. Jednej nocy przestało jednak wiać. Fulko tego nie zauważył i małe bzykacze nie bacząc, że jego pakiet All Inclusive nie obejmuje ich obecności, wtargnęły do pokoju. Jezu, ale była walka! Długa i krwawa. Wasz protagonista wyszedł oczywiście z niej zwycięsko eliminując 19 wrogów (policzył), ale patrząc po krwawych śladach na ścianach i bąblach na własnym ciele, poniósł również dotkliwe straty własne. Dzięki Bogu na drugi dzień znowu zaczęło wiać.
Dość na dzisiaj. Zgrzewka wypita, a tu dopiero połowa opowiedzianych wrażenń Nie ma bola, resztę przygód na Rodos wasz mistrz pióra opowie, jak wróci ze sklepu. Narka.