Gearbox Software powiedziało co nieco na temat Aliens: Colonial Marines, na które od lat wyczekują tłumy fanów uniwersum. Tym razem ma obejść się bez fuzji z Predatorem, ale nie znaczy to, że zmierzymy się tylko z wymysłem wyobraźni H.R. Gigera.
Trudno nie zgadzać się z decyzją twórców, którzy własnymi pomysłami chcą nieco poszerzyć bestiariusz. To bardzo sensowne rozwiązanie, bo walka z trzema typami przeciwników byłaby po pewnym czasie zbyt monotonna. Trudno mi uwierzyć, że recenzenci i fani nie narzekaliby na schemat prowadzenia starć po kilku godzinach strzelania do śliniących się stworów. Oczywiście, bardzo ważne, aby twórcy nie uciekli zbytnio od pewnego kanonu i nie wrzucili do tytułu totalnie nie pasujących tam stworzeń. Na razie się na to nie zanosi, bo licencja ogranicza wszelkie zbyt dalekie skoki, ale jakaś obawa istnieje. Dobrze by też było, gdyby deweloper nie potraktował poszerzonej liczby wrogów jako usprawiedliwienia dla nie tak zaskakującej i zdecydowanie słabiej dopracowanej sztucznej inteligencji. Wszak wszyscy liczymy, że Obcy nie raz nas zaskoczą i zabiją, nawet pomimo posiadania masy technologicznych gadżetów. A do tego potrzebne jest dobre AI.
Colonial Marines kibicuję od początku, ale od kilkunastu godzin zastanawiam się, jakie będzie tempo gry i czego tak naprawdę bym oczekiwał wchodząc w buty doskonale wyposażonych komandosów. Autorzy mają zmusić nas trochę do skradania się i planowania, więc raczej nie będzie to ciągły rajd na złamanie karku z grzejącymi się lufami karabinów. Ale jeśli ktoś popełni błąd i źle wyważy rozgrywkę to może się okazać, że to oczekiwanie, zastawianie pułapek i walka o przeżycie będą zbyt powolne i przez to wyprute z emocji. Nawet pikanie sensorów ruchu i gapienie się w ich mały ekranik w końcu przecież zacznie nudzić. Gearbox ma niełatwe zadanie, bo musi odpowiednio wykorzystać potencjał Obcego, szybkiej bestii, która ma jednak pewien instynkt samozachowawczy i nie jest durnym wrogiem. Poza tym, chce zrobić strzelankę FPP, a nie klona Conflict Desert Storm. Chyba czas takich gier się skończył po chwilowym boomie.
Miło by też było, gdyby nie przesadzono ze skryptami. Nie ma nic bardziej irytującego niż z góry zaplanowane śmierci członków zespołu, o czym przekonał się każdy, kto bawił się The Thing. Jeśli ma być naprawdę emocjonująco to los komandosów powinien jednak zależeć od naszych umiejętności taktycznych i bojowych. Choćby w jakimś stopniu.
Colonial Marines ma trudne zadanie, bo oczekiwania są spore. Ludzie nie przełkną krótkiej i prostackiej wyżynki w znanym świecie. Chcą zachowania klimatu i strachu, ale jednocześnie chcą poczuć się jak pewna siebie Vazquez. Twórcy widać, że mają szacunek do Obcego i do graczy. Pytanie, czy wystarczy im umiejętności? Słysząc kolejne plotki o tej grze boję się niekiedy powtórzenia losów Armada of the Damned. Tam też był gigantyczny potencjał...