Recenzja filmu Nie bój się ciemności - Guillermo del Toro nie odkrywa Ameryki - sathorn - 5 września 2011

Recenzja filmu Nie bój się ciemności - Guillermo del Toro nie odkrywa Ameryki

Guillermo del Toro usłyszałem po raz pierwszy przy okazji Labiryntu Fauna, który (z tego co się orientuję) w opinii większości uznawany jest za dzieło niedoskonałe, jednak wyjątkowe. Reżyser po stworzeniu tego obrazu podpisał się jeszcze pod kilkoma filmami, m.in. Oczy Julii, Sierociniec czy Istota. Ostatnio jednak Meksykanin osobiście zaangażował się w pisanie scenariusza. Co z tego wyszło?

Nie bój się ciemności to film pod wieloma względami podobny do Labiryntu Fauna. Mamy więc małą dziewczynkę, która widzi więcej niż inni ludzie, a jej dziwaczne zachowania są tłumaczone trudną sytuacją życiową, blablabla... Ile razy już to słyszeliśmy? Jeżeli pamiętacie Labirynt Fauna, to wiecie, że napięcie w tamtym obrazie tworzone było na dwóch płaszczyznach - realnej i fantastycznej. W Nie bój się ciemności nie doświadczymy niczego takiego - a szkoda. Fabuła jest nieco zbyt prosta i oparta na banalnych schematach.

Nie mam możliwości streszczenia fabuły, bez psucia Wam zabawy. Muszę jednak zaznaczyć, że na początku filmu napięcie jest kreowane całkiem nieźle. Przyznam szczerze, że jestem dosyć mało odporny na straszenie, więc to moja opinia może być niezbyt miarodajna, jednak pierwsze 45 minut porządnie zszargało mi nerwy. Prawie zupełnie ono ulatuje w momencie w którym... pradawne zło ukazuje swoje oblicze w pełnej krasie. Nie po raz pierwszy wypływa tu na wierzch stara prawda, że najbardziej straszy to czego nie widzimy. Więcej nie powiem, żeby nie psuć Wam zabawy.

Gra aktorska jest poprawna i nic więcej. Podobnie jak muzyka i reżyseria. Zakończenie rozczarowuje - pięć minut po wyjściu z kina wymyśliłem dwa lepsze. Najdziwniejsze jest jednak to, że mimo wielu gorzkich słów, nie żałuję wyjścia na Nie bój się ciemności. To nieźle zrealizowany film, który spodoba się tym, którym tęskno do prawdziwych horrorów, od których kinematografia odeszła ostatnimi czasy na rzecz tworów pokroju Piły (ble). Niestety produkcji tej brakuje zupełnie charakteru. W pamięć zapada na dłużej jedynie kilka scen, a to za mało żeby polecić film z czystym sumieniem. Ocena - 6/10 i ani oczka więcej. Absolutnie nie trzeba, chociaż można, jeżeli lubicie się bać.

sathorn
5 września 2011 - 18:20