Moneyball - Pieniądze to nie wszystko? - promilus - 6 stycznia 2012

Moneyball - Pieniądze to nie wszystko?

Jak wygląda przeciętny film o sporcie? Najpierw pewna drużyna przegrywa. Pewnego dnia znajduje dobrego trenera, bądź zaczynają opiekować się nią anioły. Od tego momentu passa się odwraca. W ostatnim meczu na nowo przegrywa, by w końcówce zwyciężyć (np. po zobaczeniu uśmiechającego się dziecka na trybunach). Moneyball nie jest przeciętnym filmem o sporcie. To film o marzeniach, o walce z wiatrakami. Do bólu prawdziwy.

Historia oparta jest na faktach i skupia się wokół postaci managera klubu baseballowego Oakland Athletics Billy'ego Beane'a. Tym (zapewne nielicznym!), którzy nie znają się na historii baseballu i na baseballu w ogóle, wyjaśniam, że Oakland Athletics to przeciętniak jak Lech Poznań drużyna ze środka tabeli ekstraklasy bez szans na mistrzostwo. By drużyna biedniejsza znaczyła coś w rozgrywkach musi mieć niezwykle ogarniętych włodarzy, którzy w promocyjnych cenach skupią utalentowanych zawodników, których klasy nie doceniają inne kluby. Właśnie tak działa Billy Beane. Intuicje sobie daruje, a całą rekrutację oddaje w ręce ekonomisty, który skupuje zawodników na podstawie tabelek i wyliczeń. Ale, czy nawet idealna strategia jest w stanie wygrać z wielkimi pieniędzmi?

Kamera praktycznie przez cały czas towarzyszy głównemu bohaterowi, w którego rolę wcielił się Brad Pitt. Aktor  zapowiedział, że w 2014 zakończy swoją aktorska karierę. Szkoda, bo ma talent jak mało kto. Rolą w Moneyball tylko to potwierdził. Towarzyszy mu znany z ról frajerów grubasek Jonah Hill, a w tle raz na jakiś czas pojawia się Philip Seymour Hoffman.

Scenariusz to sprawka Sorkina. Rozpisane przez niego zebrania działaczy wyglądają tak jakby to był film dokumentalny. Jeśli Moneyball dostanie w tym roku Oscara, to najpewniej za scenariusz, bo jak wspomniałem na początku, jest nietypowy.

Moneyball to film, który równie dobrze mógłby się dziać w świecie piłki nożnej. Aż dziwne, że jeszcze nic w tym stylu nie powstało. Amerykanie kochają swój sport narodowy i już nie jeden film mu poświęcili. Duże zdziwienie pojawia się, gdy biedny klub z zadupia próbuje zawojować ekstraklasę – bez pieniędzy, a z dobrym sztabem. Zwykle kończy się na jednym sezonie, sprzedaniu najlepszych zawodników i rajdzie w dół. Cieszy, gdy Dawid wygra bitwę z Goliatem, ale nie miejmy złudzeń – wojnę zawsze wygrywa Goliat.

8/10

promilus
6 stycznia 2012 - 19:16