And the Oscar goes to... 85. Oscarowa gala za nami
Wróg numer jeden - kilka kartek z pamiętnika CIA
Recenzja filmu Green Book - bo chodzi o to, żeby było miło
Na pięć minut przed Blade Runnerem 2049. O talencie aktorskim Ryana Goslinga
Oscarowe nadrabianie #1 – Przełęcz ocalonych
Oscarowe nadrabianie #0 - Leony
Trochę spóźniona będzie piątkowa polska premiera filmu Green Book - do normalnej dystrybucji w USA trafił on w listopadzie, na szczęście można było bez problemu złapać jeden z wielu seansów przedpremierowych. A wszystko dlatego, że dzieło Petera Farrelly'ego zdobyło 3 Złote Globy (w tym dla najlepszej komedii lub musicalu) i 5 nominacji do Oscara - nie licząc tabuna innych wyróżnień - trzeba więc szybko pokazać je możliwie duże liczbie widzów. Całkiem słuszna decyzja, bo Green Book jest fenomenalnym kawałkiem współczesnego kina.
Używam słowa "fenomenalny" z pełną świadomością, choć przeszukiwanie internetu pokazuje, że łatwo odciąć się od zachwytów pod adresem tego filmu. Green Book jest filmem ku pokrzepieniu serc. Taką dużo mniej fantazyjną, ale równie ciepłą, wariacją na temat tego, co z widownią w 1994 roku zrobił Forrest Gump.
Mimo młodego wieku, ma już na koncie pokaźną liczbę zagranych ról i zaskakująco mało aktorskich wpadek. Ryan Gosling, bo o nim mowa, jest dziś bożyszczem zarówno kobiet, jak i mężczyzn, niedoścignionym ideałem, a przy tym wszystkim piekielnie utalentowanym aktorem, jednym z niewielu wśród tzw. „młodych zdolnych”, którzy odnieśli sukces pełną gębą, na całego. A wydaje się, że najlepsze dopiero przed nim. Cały czas czekamy na prawdziwą bombę atomową w wykonaniu Goslinga, rolę, która wyniesie go na aktorski Olimp, tam gdzie znajdują się najwięksi. Może już w przypadku „Blade Runnera 2049” Denisa Villeneuve'a, który za kilka dni zagości na polskich ekranach?
W obliczu premiery nolanowskiej Dunkierki postanowiłem w ramach przetarcia szlaku filmów wojennych nadrobić jednego z oscarowych zwycięzców i nominatów, czyli Przełęcz ocalonych. W momencie premiery wiązałem z tym filmem duże nadzieje, ale niestety okoliczności nie pozwoliły mi zapoznać się z nim wcześniej – jak się okazało ze szkodą dla mnie, ponieważ Przełęcz jest filmem absolutnie wybitnym.
Od rozdania tegorocznych Oscarów (nazywanych przeze mnie pieszczotliwie Leonami, na cześć wiadomo kogo) minęła już ładna chwila. Emocje zdążyły opaść. Piękne kreacje wróciły do szaf albo poszły na aukcje charytatywne. O wpadkach na jakiś czas zapomniano. Jednakże najważniejsze w tym wszystkim przecież były, są i będą filmy. Czas przypomnieć sobie o niektórych z nich, a inne po prostu nadrobić. Do dzieła!
Wczoraj na uroczystej gali ogłoszeni zostali zwycięzcy tegorocznych Oscarów. Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej najwięcej statuetek przyznała filmowi La La Land (6 nagród), w tym dla najlepszej aktorki (Emma Stone), reżysera (Damien Chazelle), a także za muzykę, piosenkę, zdjęcia i scenografię. Za najlepszy obraz ubiegłego roku uznano Moonlight, choć początkowo, w związku z wpadką Warrena Beatty’ego i Faye Dunaway, Oscar w tej kategorii trafił w ręce twórców La La Land. Sytuacja została szybko wyjaśniona, ale w Internecie aż szumi. W tym miejscu znajdziecie dłuższy film (właściwa akcja od 5:20).
Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej ogłosiła nominacje do tegorocznych Oscarów. Najwięcej szans na statuetkę ma La La Land (14 nominacji – wyrównane rekordowe osiągnięcia filmów Wszystko o Ewie i Titanic). Na kolejnych miejscach uplasowały się: Moonlight i Nowy początek (po 8 nominacji), a następnie Manchester by the Sea, Przełęcz ocalonych i Lion. Droga do domu (po 6 nominacji). Zwycięzców poznamy 26 lutego, podczas uroczystej gali organizowanej w Dolby Theatre w Hollywood.
W poprzednim filmie Kennetha Lonergana, mocno niedocenionej Margaret, jesteśmy świadkami jednego z najbardziej realistycznych obrazów śmierci w kinie. Oczami nastoletniej Lisy widzimy jak pięćdziesięcioletnia kobieta wpada pod autobus. Chwilę wcześniej, podczas jazdy, dziewczyna zagadywała kierowcę o kowbojski kapelusz, czym rozproszyła jego uwagę. Teraz klęczy na ulicy i trzyma ofiarę fatalnego splotu okoliczności. Kobieta, mimo utraty nogi, nie straciła przytomności. Przykuta do ziemi krzyczy na pomagających jej przechodniów, a informację o wypadku bierze za ponury żart. W czasie gdy szok uśmierza ból, gasną kolejne zmysły. Aż do utraty wzroku. Wtedy pojawia się błysk poczytalności, świadomość końca. W rękach Lisy zostaje martwe ciało.
Koniec z żartami z Leo, który bardzo się starał, ale do tej pory nie udawało mu się zdobyć upragnionego Oscara. Teraz, grając jedną ze swoich słabszych ról, szóstą nominację wymienił na statuetkę. Najlepszym filmem został wybrany "Spotlight" o skandalu pedofilskim w Kościele, a najlepszą aktorką Brie Larson za przejmującą rolę w "Pokoju". Na gali sporo było politycznych i społecznych deklaracji. Zabrakło dobrego humoru.
Rozdanie potencjalnie najważniejszych filmowych nagród, Oscarów, już za kilka godzin. Wśród nominowanych produkcji znajduje się bohater tego tekstu, film Pokój. Dzieło twórcy Franka (to jedyny film Lenny'ego Abrahamsona, który widziałem, który mi się bardzo podobał, dlatego o nim wspominam) idzie jeszcze dalej w kreowaniu świata prawdziwego, niewygodnego, potwornie emocjonującego i emocjonalnego, ale jednocześnie ciepłego i optymistycznego. Pokój to kino doskonałe, któremu od wyjścia z kina bardzo kibicuję i życzę, aby zgarnął wszystko, co może.
Nie pamiętam Oscarów z tak słabymi nominacjami w głównej kategorii. Znalazło się tam kilka dobrych filmów, ale część to zupełne nieporozumienia. Nie ma ani jednego, do którego chętnie w przyszłości będę wielokrotnie wracał, ani jednego, który wywarł na mnie wielkie wrażenie. Sam rok 2015 w filmach nie był aż tak słaby, jak wskazują na to same nominacje. Mimo wszystko to nadal najważniejsze wyróżnienia w kinie. Film może zdobyć Złotego Globa i inne nagrody, ale i tak czeka się przede wszystkim na Oscary, które zawsze są niesprawiedliwe. Ale po kolei.