Historia z epickim rozmachem - Half-Life 2 Episode One Episode Two - Goozys - 9 stycznia 2012

Historia z epickim rozmachem - Half-Life 2 Episode One, Episode Two

Przy okazji wstępu do trzeciej części cyklu wspomniałem, że rozszerzenia fabularne do gier uznanych grami roku mają bardzo trudne zadanie przed sobą. Mianowicie będąc kontynuacją wydarzeń bądź źródłem wielowątkowości fabularnej z założenia muszą prezentować ten sam, a nawet wyższy poziom wykonania, co podstawowa wersja gry. W przypadku pierwszej części Half-Life, dodatkami zajęło sie zewnętrzne studio Gearbox Software, co zaowocowało świeżym podejściem do tematu. Natomiast przy okazji Half-Life 2 tworzeniem niżej opisanych rozszerzeń zajęło się samo Valve. I chyba można śmiało powiedzieć, że kolejny raz programiści pod wodzą Newell'a stanęli na wysokości zadania. Epizodyczny ciąg dalszy przygód dzielnego doktora Freemana okazał się w moim prywatnym odczuciu jeszcze lepszy niż podstawowa wersja gry, choć niezupełnie. To była wciąż ta sama gra, jednak każdy z dodatków zaoferował zgoła odmienne walory estetyczne.

Episode One to niestety malutki krok w tył względem podstawowego Half-Life 2.

Half-Life 2 przyzwyczaił mnie do specyficznego i bardzo dobrze wyważonego klimatu. Na początku uraczył mnie rozległym terenem, który mogłem eksplorować różnymi środkami lokomocji, by na samym końcu wysłać mnie do wnętrza Cytadeli i wywołać u mnie wrażenie maleńkości oraz zagubienia. Monumentalna konstrukcja wraz z ciasnymi korytarzami zrobiła na mnie wówczas ogromne wrażenie. Episode One natomiast, ku mojemu zaskoczeniu, odbiegł od tej formy prezentacji wydarzeń i poszedł w kierunku pierwszego Half-Life. Znowu było ciasno, ciemno, strasznie, klaustrofobicznie z małą ilością zewnętrznych lokacji. A gdy już się pojawiały, to na bardzo krótko.

I chyba to było największą bolączką tego rozszerzenia, bo oczekiwałem zupełnie czegoś innego. Oczywiście nadal grało mi się rewelacyjnie, aczkolwiek każdy następny rozdział po jakimś czasie zaczynał nudzić. Pierwszy Half-Life był dla mnie grą, w której istniała równowaga pomiędzy eksplorowaniem opuszczonego kompleksu badawczego Black Mesa, a sytuacjami, w których trzeba było skorzystać z dobrodziejstw militarnych i pobawić się w eksterminatora. W przypadku Episode One zapomniano chyba całkowicie o tym pierwszym aspekcie zabawy. Strzelanie, strzelanie i jeszcze raz strzelanie. Również wymuszane na graczu korzystanie z Gravity Gun okazało się bardzo irytującym elementem rozgrywki. Wiedziałem, że na barkach Freemana spoczywa wielki obowiązek, ale z każdą kolejną minutą traciłem zapał do dalszej wędrówki. Czekałem chwili wyjścia "spod ziemi", która niestety nie chciała nastąpić. Dopiero końcowa akcja, w której trzeba było pomóc Rebeliantom w dotarciu do pociągu była swoistą próbą wzięcia głębszego oddechu, ale był to już koniec gry. Przyznam szczerze, że lekko się rozczarowałem. Niby fabuła została popchnięta dalej, bo w końcu przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce, ale w gruncie rzeczy nie wiedząc właściwie w jakim celu. Całość bardziej pasowałaby do historii opowiedzianej  z perspektywy Barneya. No, ale padło na Freemana. Było przyjemnie, króciutko, ale jakoś tak bez polotu.

Czemuż to, czemuż cały Half-Life 2 nie wyglądał jak Episode Two?

Dopiero Episode Two pokazał pazurki, a swoim rozmachem spowodował u mnie przysłowiowy opad szczęki. Wraz z Alyx wylądowałem na obrzeżach City 17 i spoglądając na dymiące zgliszcza Cytadeli wiedziałem, że szykuje się pierwszorzędna zabawa. Wyrzuciło mnie gdzieś w pizdu do lasu i radź sobie człowieku sam. I ucieszyłem się, że sprawy przyjęły taki obrót. Half-Life 2 jest grą do bólu liniową i oskryptowaną, i nie można sobie pohasać gdzie nam się rzewnie chce, ale drugi epizod powala na kolana. Czułem, że otacza mnie naprawdę ogromny teren. No i w końcu fabuła wróciła na właściwe tory. Dodatkowo wiedząc, że przygoda lada moment się zakończy, poczułem naprawdę mocną więź z głównym bohaterem. Wiem, już o tym wcześniej pisałem, ale tym razem zamiast Freemana, to Ja byłem protagonistą, i to ja zmierzałem z Alyx do White Forest. Nigdy przedtem nie czułem się w ten sposób. Gdy wyłączałem grę, wydawało mi się, że wyłączam samego siebie. Przestawałem funkcjonować jako zdrowy człowiek, odbijało mi, a jedyne o czym byłem w stanie rozmawiać, to wysnuwanie przypuszczeń, jak będzie wyglądała dalsza droga do celu. Wariat, można było rzec.

Poprawiona oprawa graficzna stała się jeszcze bardziej sugestywna. Mówcie co chcecie, ale w Source drzemie przeogromny potencjał, co udowadnia także modyfikacja Dear Esther. Po prostu tereny, które przemierzałem w Episode Two zauroczyły mnie swoim wykonaniem. Zatrzymywałem się i podziwiałem przepiękne widoczki, spływającą rzeczkę, latające ptaszki i było cacy. Do tego w międzyczasie dochodziło do starć z siłami Kombinatu i znowu było cacy. Czego chcieć więcej? Jednak swoją miażdżącą siłę rozszerzenie ukazało w chwili, gdy musiałem bronić bazy White Forest przed falowo nadciągającymi siłami wroga. A broniący się Rebelianci stworzyli tym samym jedną z najbardziej zapadających w pamięci scen batalistycznych. Ostatnią taką walkę przeżyłem na Omaha Beach w Medal of Honor Allied Assault. Być może mało widziałem, ale dla mnie była to poezja. Czegoś takiego właśnie oczekiwałem od gry i dostałem to podane jak na złotej tacy. Natomiast scena końcowa, w której Alyx i Freeman są ........................ przez ........................, a Eli ........................ spowodowała, że przez dłuższą chwilę nie wydałem z siebie głosu. Siedziałem jak wryty przed monitorem, zadając sobie pytanie "co teraz?". No przecież zrobiłem wszystko jak trzeba, a tu takie coś.

Osobiście uważam powyższe rozszerzenia fabularne za jedne z najlepszych, jakie pojawiły się w branży komputerowej. Idealnie powiązane z głównym wątkiem (choć EP1 miał z tym troszeczkę problemów) nie spowodowały zaniżenia poziomu grywalności, jaki oferuje Half-Life 2. Mogę nawet śmiało stwierdzić, że ten poziom rozrywki wzniosły na poziom, który na tę chwilę jest nie do osiągnięcia przez inne gry FPP. I pozostaje tylko mieć nadzieję, że kiedykolwiek nastąpi ciąg dalszy.

Goozys
9 stycznia 2012 - 10:37