Kino azjatyckie jest zazwyczaj kojarzone ze sztukami walki i Jackiem Chanem. Niesłusznie, bo skośnoocy potrafią robić całkiem dobre filmy w innych gatunkach, szczególnie w ostatnich latach. Chciałbym przedstawić azjatyckie kino wojenne koncertujące się fabularnie na pierwszej połowie XX wieku. Warto się zainteresować, ponieważ pod wieloma względami można je porównywać z największymi hollywoodzkimi produkcjami. Artykuł ten jest wstępem do recenzji najnowszej koreańskiej superprodukcji pt. My Way.
Poniżej znajdziecie opisy paru filmów, które moim zdaniem są bardzo dobrymi dziełami. Niestety w naszych kochanym kraju jak i na naszym kochanym zachodzie azjatyckie kino wojenne jest strasznie mało popularne pomimo istnienia wydań DVD/Blu-Ray oraz festiwali filmowych. Każda z tych produkcji nie jest żadnym hipsterskim tandetnym pseudofilozoficznym minimalistycznym tworem. Duży budżet, profesjonalni aktorzy, wielu speców od efektów specjalnych.
City of Life and Death
Chińskie Listy Schindlera? Każdy, kto choć trochę interesuje się historią powinien znać wydarzenie, które powszechnie historycy nazywają "Masakrą nankińską". Na przełomie 1937 i 1938 roku wojska Japońskie dokonały rzezi ludności cywilnej w ówczesnej stolicy Chin, w Nankinie. Gwałty, egzekucje, zezwierzęcenie. City of Life and Death jest filmem przedstawiającym te krwawe wydarzenia w bardzo pesymistycznej i drastycznej formie. Wszystko utrzymane w czarno-białej stylistyce podkreślającej całkowity brak nadziei. Miasto, w którym każdy żołnierz jest zwierzęciem, a jednym sprawiedliwym zostaje... Nazista z Niemiec. (Historia prawdziwa). Dodajmy do tego wątek miłosny, wielu bohaterów (również po stronie agresorów) i wychodzi jeden z najbardziej pesymistycznych filmów, jakie miałem okazje obejrzeć. Jeśli komuś ciemność bijąca z ekranu się spodoba to polecam zobaczyć inną produkcję tego reżysera o tytule "Kekexili" (nie zniechęcać się opisami. Nawet na temat walki z kłusownikami można zrobić bardzo smutny film).
Assembly
Patriotyzm w wydaniu chińskim. Na samym początku trzeba zaznaczyć, że film ten jest przepełniony komunistyczną propagandą. Nie powinno to dziwić patrząc na kraj produkcji, zresztą sama historia ponoć jest prawdziwa. Podczas wojny domowej w Chinach oddział złożony z 48 wojowników rewolucji staje w obronie ostatniego punktu. Swój posterunek mogą opuścić dopiero, gdy usłyszą dźwięk rogu. Giną wszyscy z wyjątkiem dowódcy, bo rozkaz odwrotu nie nadszedł. Gu, jedyny ocalały, po zakończeniu wojny postanawia przypomnieć wszystkim rodakom o poświęceniu jego przyjaciół, gdyż nikt nie pamięta o ostatnim oddziale... Nie widziałem (a widziałem sporo filmów wojennych) lepszych scen batalistycznych niż w Assembly. Ponure, dynamiczne, chwytające za gardło. Dla tego widowiska naprawdę można przymknąć oko na ideologiczny wydźwięk. Niestety film jest bardzo nierówny. Pierwsza część to wspomniane wyśmienite sceny walki, druga część rozgrywa się po wojnie i przedstawia dalsze cywilne losy Gu. Napięcie opada, powstaje nuda. Nie zmienia to faktu, że dla spragnionych dobrego kina wojennego Assembly będzie idealnym wyborem.
Brotherhood of War
Przechodzimy teraz do Korei. W tym kraju również rozegrała się wojna domowa. Dwóch braci żyje sobie spokojnie, dopóki nie nadchodzi czas wojny i przymusowego poboru do wojska. Starszy brat jest bardzo ofiarnym człowiekiem i postanawia zrobić wszystko, by jego braciszek mógł uniknąć dalszej walki. Koreański Szeregowiec Ryan. To jest bardzo dobre porównanie, bo ewidentnie twórcy BoW wzorowali się na tej amerykańskiej superprodukcji. Jak im wyszło? Azjatycko wyśmienicie. Pełno typowo koreańskiego dramatyzmu (płaczący faceci to norma), ale to tak jakby oskarżać filmy z Bollywoodu o śmieszne piosenki. Sceny batalistyczne są świetne. Pełne emocji, efektów i dynamiki. Czuć duży budżet. Fabuła porusza i ściska w gardle. (Scena z egzekucją komunistycznych kolaborantów - przyznaję, ryczałem. Można oskarżyć o wspomniany dramatyzm i cukierkowatość. Mimo wszystko ja to kupuję! Uwielbiam takie proste strzały w serducho mające na celu wywołanie małego katharsis, w odróżnieniu od tych wszystkich hollywoodzkich szmir, które mnie nie poruszają w jakikolwiek sposób.).
Korea nie odpuściła robienia kolejnych filmów wojennych w stylu Brotherhood of War. Całkiem niedawno miał premierę nowy hit pt. My Way. Recenzja tej produkcji ukaże się w ciągu najbliższych dni.
Jakie są cechy wspólne wymienionych wyżej filmów? Poruszają w typowo azjatycki sposób i są pełne dobrej akcji. Niestety, jeśli ktoś ma problemy z akceptacją azjatyckiej mentalności to istnieje duża szansa, że filmy produkowane w tamtych rejonach nie podejdą mu. Jeśli jesteś natomiast otwartym człowiekiem i szukasz czegoś innego (nie znaczy gorszego wizualnie ani fabularnie) niż mainstream pod postacią hamburgera to natychmiast zabieraj się za filmy o których wspomniałem.