Dziennikarze artyści wytwórcy kultury to żebracy a mają się za święte krowy - sathorn - 1 lipca 2012

Dziennikarze, artyści, wytwórcy kultury to żebracy, a mają się za święte krowy

Zgłupiałem wczoraj zupełnie. Kinga Kenig, fotoedytorka Gazety Wyborczej wrzuciła w dniu wczorajszym na swojego bloga tekst, w którym wypomina Radosławowi Sikorskiemu (minister spraw zagranicznych, jakby ktoś nie wiedział) wrzucenie na swojego Twittera zdjęcia, za które nie zapłacił. Jakie to zdjęcie, ani kogo przedstawia, nie ma tutaj znaczenia – krótko zaznaczę tylko, że popularność Natalii Siwiec pozostaje dla mnie zagadką, ot podstarzała (ekhem... w kwiecie wieku), przemądrzała, nadęta modeleczka, wykreowana na celebrytkę, za którą nie przepada chyba nikt poza dziennikarzami. Faktem jest, że owa fotka dostępna jest w Internecie i obiegła szybko Polskę. Pan Sikorski postanowił się nim podzielić. Zdjęcie zrobił polski fotograf podczas jednego z meczów Euro w Warszawie.

Jeżeli czyta to pani Kinga, albo inni „poważni dziennikarze”, to proszę o uwagę, ponieważ zdradzę w tej chwili jedno z głównych założeń naszej profesji. Jesteśmy żebrakami. TAK JEST! JESTEŚMY ŻEBRAKAMI! Nasza praca jest w 100% uzależniona od osób, dla których ją tworzmy. Dajemy rozrywkę, informację, temat do rozmów pewnemu szerszemu gronu. Nie różnimy się niczym pod tym względem od akordeonisty na promenadzie w Świnoujściu. Niczego na dobrą sprawę nie wytwarzamy, a jedynie przetwarzamy – obraz, dźwięk, słowo, ku uciesze tłumu. Jedynym sposobem rozliczania nas, jest uznanie odbiorcy. Jedyną własnością, nasza marka, warsztat i renoma. Dotyczy to zresztą nie tylko dziennikarzy, ale wszystkich twórców kultury, od operatora kamery, przez grafficiarza, panią Monikę Olejnik, aż do aktora w teatrze.

Wytwórcy kultury z jakiegoś powodu są przekonani, że z tytułu „wzbogacania” życia szaraczków, mogą sobie uzurpować specjalne prawa. Otóż uwaga – ŻADNE Z NAS ŚWIĘTE KROWY! Nie chcecie, aby Wasze zdjęcia były publikowane? Nie wrzucajcie ich do sieci, proste! Trzymajcie je w szufladzie, w zapieczętowanej kopercie, może ktoś będzie chciał je od was kupić, żeby móc je opublikować jako pierwszy? Wasza praca zostanie doceniona, jeżeli jest tego warta, a potencjalny pracodawca, zauważy to i się z wami skontaktuje.

Inna rzecz. Powiedzmy sobie szczerze – to zdjęcie mógł zrobić każdy. Nie ma w nim nic szczególnego, nie jest nawet efektem jakiegoś specjalnie wysublimowanego działania ze strony fotografa, bo pani Siwiec pokazuje się chętnie i równie chętnie do zdjęć pozuje. Uzurpowanie sobie praw do tego „dzieła” i domaganie się uznania, ponad wynagrodzenie od zleceniodawcy, było by ze strony autora absolutną głupotą. Tym bardziej, że jak już wspomniałem, opublikowano to zdęcie w sieci. A jak wiadomo, sieć się rządzi swoimi prawami. Zwykłego użytkownika g. obchodzi kto robi zdjęcia, które widzi w ramce z newsem na Onecie. I słusznie, bo dlaczego miało by obchodzić? A co najważniejsze, jakim prawem można wymagać od niego, żeby go to obchodziło? Kto chce, ma ochotę, niech sobie podpisuje, podaje źródło – w ramach uznania. Niepodlinkowanie uchodzi za faux pas w branży gier wideo, ale wyobrażacie sobie, żeby nazywać newsmana, który nie poda źródła „złodziejem”?

Każdemu z nas, również mi, marzy się sława. Rozpoznawalność. Chcemy pomnika trwalszego niż ze spiżu, krótko mówiąc. Nawet jeżeli zaczynając swoją przygodę, robimy to dla zabawy, może trochę z ciekawości czy dla pieniędzy, to z biegiem czasu pragniemy poklasku ludzi, dla których tworzymy.  To naturalne i nie można tego potępiać. Bezczelnością w czystej postaci jest się tego poklasku domagać.

Co będzie dalej? Zakaz cytowania kultowych dialogów z polskich filmów? Przypadkiem nie zdardzajmy nikomu też, jaką ocenę dostałą dana gra na Gry-OnLine.pl, bo przecież można wejść na stronę i sobie przeczytać. Nie daj Bóg, żebyśmy koledze opowiedzieli, co było w nowym CD-ACTION. Niech sobie kupi, my nie kradniemy. Informacji, ciekawostek znalezionych w sieci też nie opowiadajmy, bo to przecież własność intelektualna autora.

Fakt, że coś stworzyliśmy i zdecydowaliśmy się na publikację, nie daje nam moralnego upoważnienia, żeby czuć się nobilitowanym. A już na pewno nie w sieci, która choć kapryśna, to także sprawiedliwa i zawsze odda twórcy uznanie, jeżeli na to zasługuje. Bardziej lub mniej lokalni celebryci i ważniaki powinny przyjrzeć na oczy, bo ich zamknięty bufoniasty światopogląd zaczyna działać wszystkim na nerwy.

PS. Tekst jest z premedytacją pozbawiony linków. Nie mam ochoty promować bloga pani Kingi, której poglądy mam w tak zwanym poważaniu. Chyba złamałem prawo. Ojej.

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem.

sathorn
1 lipca 2012 - 20:06