Życie=życie. Recenzja filmu 'Sęp'. - Gregg - 14 stycznia 2013

Życie=życie. Recenzja filmu 'Sęp'.

Gdyby mi ktoś powiedział, że polski film zostawi we mnie tyle skrajnych emocji i suspensu jak w przypadku produkcji Eugeniusza Korina, to zapewne bym mu nie uwierzył. I nie chodzi o rozwodzenie się nad słabą kondycją polskiej kinematografii, daleko mi do samozwańczego eksperta w tej dziedzinie. Bardzo długo zastanawiałem się czy podejść do tekstu zachowawczo i z dystansem, czy jednak dać upust zachwytowi, który wywołał we mnie wczorajszy seans. Nie pomogła dobrze przespana noc, podziw do Sępa nie zmalał ani trochę. Zapraszam więc na kilka chwil z moimi przemyśleniami dotyczącymi tego genialnego (jak na polskie realia) filmu. 

2h13min - dokładnie tyle trwa najnowsza polska produkcja, która miała premierę 11 stycznia. Świetny, trzymający od początku do końca thriller, z dużą dawką zagadek, nietypowych pomysłów, kontrastów, i wreszcie - humanistycznych dywagacji, które idealnie zamykają kompozycję filmu w jedną całość. Brak tutaj jednoznacznych odpowiedzi, racjonalnej oceny dotyczącej wartości ludzkiego życia czy recepty na to jak postępować słusznie. I taki miał być ten film - pozostawiając widza w stanie mentalnej konsternacji. 

O czym właściwie jest?

Akcja rozpoczyna się na sali rozpraw. W jedenym z najlepiej strzeżonych polskich sądów , w obecność mediów i grupy antyterrorystycznej odczytywany jest wyrok w sprawie mordercy na zlecenie - niejakiego Diuny, któremu udaje się niespodziewanie uciec. Nie jest to jednak jego inicjatywa, w ucieczce pomaga mu tajemnicza organizacja, która powiązana jest także z innymi przypadkami zniknięć groźnych więźniów - psychopatów. Bezradna jest w tym wszystkim policja, której najwyraźniej 'wyzwoliciele' zaczynają grać na nosie. Przydzielony do rozwikłania zagadki zostaje najlepszy glina w wydziale, niejaki Aleksander Wolin - pseudonim 'Sęp'. Ten inteligentny, wyróżniający się na tle reszty policjant (świetnie zagrany przez Michała Żebrowskiego) pokazuje nietypowy sposób rozwiązywania swoich spraw oraz nieliniowy sposób myślenia przy ich realizacji. I możnaby właściwie tutaj zakończyć. Przedstawianie dalszej części wydarzeń zepsułoby całą intrygę, jaką ten film jest owiany. Mogę tylko zapewnić, że wszystkie pojawiające się pytania, nieścisłości czy wręcz absurdalne wydarzenia, można w sposób logiczny wytłumaczyć - o czym nie byłem do przynajmniej połowy filmu przekonany.

Występuje cała aktorska śmietanka. Na wyróżnienie zasługuje świetnie zagrana postać generała przez Piotra Fronczewskiego, standardowa kreacja gangstera w wykonaniu Andrzeja Grabowskiego - która jak zwykle nie zawodzi. W końcu wizerunek głównego bohatera - tytułowego Sępa zagranego przez Michała Żebrowskiego, który zbudował u mnie olbrzymi szacuenk. Spotkałem się już w opiniami, że średnio pasuje do tej roli, jednak kompletnie się z tym nie zgadzam. Pojawia się kilka niepotrzebnych filozoficznych wtrąceń, niemniej postać jest bardzo przekonująca, wyrazista. Pomimo mieszanych uczuć do tego aktora, muszę przyznać, że stanął na wysokości zadania. Na plus również Daniel Olbrychski.

Rozczarowuje Paweł Małaszyński, któremu przyszło grać luzaka, kontrastującego ze swoim mądrzejszym kolegą. Zarówno w Ciachu jak i Weekendzie, poczucie luzu nie do końca mi w nim pasuje. Znacznie bardziej sprawdza się w poważnych rolach lub kiedy przychodzi mu grać zwykłego amanta. Rozciągnięty został wątek z Anną Przybylską, dla niektórych zupełnie niepotrzebnie. Pomimo wdzięku i niewątpliwych 'walorów' aktorki, trudno się z tym zarzutem nie zgodzić. Obiekcje mam również do kreacji roli Mirosława Baki. Były kapitan służb specjalnych w towarzystwie nie mniej uzdolnionych kolegów, podczas bójki dostaje w kość od jednego policjanta. Zarzut jednak ten kreuje do scenarzysty, który ewidentnie chciał wpleść kawałek amerykańskiej akcji, wzbudzając respekt do komisarza Woliny. 

Wnikliwi dostrzegą brak umiejętności u statystów. Policjantka widząc spalone ludzkie kości powieszone na drzewie, zachowuje się jakby był to dla niej chleb powszedni. Takich błędów nie da się jednak uniknąć w filmie trwającym ponad 2h. 

I na koniec jeszcze trochę o oprawie. Nie znalazłem konktetnych danych dotyczących budżetu jakim dysponował reżyser, mogę jedynie zapewnić, że nie przyjdzie nam oglądać tandetnych efektów, natomiast akcja jest bardzo syta i satysfakcjonująca. Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o czymś, co mnie osobiście najbardziej urzekło i wpłynęło na odbiór całości - muzyka. Korin wykorzystał twórczość londyńskiego zespołu Archive, z promującym utworem 'Bullets'. Trzeba przyznać, robi to podczas seansu świetne połączenie i w niejednym miejscu dostałem wręcz ciarek na plecach:) A poniżej wspomniany kawałek.

Podsumowując, jestem po prostu zachwycony. Możliwe, że w sposób naiwny, dałem się ponieść pseudo-intelektualnej rozryce, gdzie istnieją zapewne lepsze produkcje na rynku. Nie oczekiwałem jednak od tego filmu niczego. Seans wybrany właściwie przypadkowo, bo większym zainteresowaniem cieszy się teraz 'Hobbit' i 'Życie Pi'. Dostałem jednak taką bombę wrażeń, emocji i pytań, że ciężko mi wskazać film gdzie byłem ostatnio tak rozdarty. Od siebie szczerze polecam, nie będą to źle wydane pieniądze.

                                                                                                                                                  9/10

Gregg

Gregg
14 stycznia 2013 - 10:08