Po długim namyśle, postanowiłem na łamach serwisu wprowadzić nowy cykl wpisów dotyczących spraw polityczno – gospodarczych naszego kraju. Zdeterminowany głównie pogarszającym się stanem finansów państwa oraz nieudolności rządu do poprawy sytuacji, chciałbym rzucić trochę światła na fakty, o których albo w mediach się nie mówi, albo nikt tych wiadomości nie jest w stanie zrozumieć. Postawiłem sobie za cel zachęcenie niektórych do refleksji, próbując w miarę moich możliwości wyjaśnić pewne mechanizmy obszernej dziedziny jaką jest ekonomia. Dzisiejszy materiał będzie swoistym wprowadzeniem do zrozumienia rozwoju państwa, oraz próby odpowiedzi na pytanie czy Polska jest w stanie udźwignąć ten obowiązek na swoich barkach. Z racji długości materiału, podzieliłem go na trzy części. Zapraszam.
Czym więc jest rozwój?
Postęp możmy przedstawić za pomocą trzech przeplatających się między sobą elementów:
- praca (ilość ludzi aktywnych zawodowo; rośnie wraz z przyrostem naturalnym bądź imigracją).
- kapitał (rośnie z inwestycjmi).
- postęp technologiczny (rośnie wraz z inwestycjami w kapitał ludzki, wydatkami na badania i rowój).
Te trzy filary definiują czy dany kraj będzie się dobrze rozwijał (zakładając, że nie mamy w plecaku ton ropy i innych energetycznych surowców). Pomimo ich oczywistości, wprowadzają na tyle dużo zamieszania, że nie sposób zająć się wszystkimi od razu. Zaczynijmy więc od najbardziej podstawowego elementu – pracy.
Jak powszechnie wiadomo, im mniej bezrobotnych tym więcj ludzi może pozwolić sobie na kosumpcję. Ta przekłada się na wydatki (rosną wpływy do budżetu), inwestycje (powstają miejsca pracy, rynek staje się bardziej konkurencyjny) i oszczędności (jeśli ulokujemy pieniądze na lokacie, wówczas bank może nimi obracać). Za pomocą piramidy wiekowej można dość łatwo oszacować tendencje na rynku pracy, a te niestety kolorowe nie są.
Spójrzmy na wykres z 2004 roku. Mamy przedstawione dwa wyraźne wyże demograficzne. Pierwszy – wyż powojenny, zaraz pod czarną kreską, oraz tzw. pokolenie zemsty Jaruzelskiego (od około 17 roku życia). W roku obecnym powinniśmy być więc w świetnej sytuacji. Pokolenie ZJ w większości ukończyło kształcenie i weszło na rynek pracy (uwzględniając część, która wyemigrowała), pracuje także duża liczba starszych*.
*dlaczego więc tempo rozwoju jest tak mierne w naszym kraju? Będzie o tym poświęcony osobny wpis.
Co się stanie za 20 lat (z perpektywy piramidy)? Powojenne pokolenie przekroczy czarną linię średniego wieku emerytalnego i znaczna część ludzi zacznie korzystać z przywilejów rent i emerytur. Na rynku pozostaje jedno aktywne pokolenie a później populacja zaczynie się gwałtownie kurczyć. W roku 2050 z powodu niskiego przyrostu naturalnego, stajemy się strukturalnie starym społeczeństwem, z ogromną liczbą emerytów i niewystarczającą liczbą Polaków aby zadbać o świadczenia dla tych najstarszych (czyli nas, siedzących teraz przed komputerami). Z 38,5 mln mieszkańców, zostanie nas zaledwie ok 32 mln.
Dane Komisji Europejskiej pokazują wyraźnie, że Polska będzie jednym z czołowych państw pod względem braku rąk do pracy (aż 20%).
Aktywizacja starszych?
Są dwa wyjścia z sytuacji (jeśli obecna polityka demograficzna się nie zmieni). Albo zaczną przybywać do nas emigranci z Azji i Afryki (co w dobie powszechnych rasistowskich postaw jest dość kontrowersyjnym rozwiązaniem), albo zaczniemy aktywizować nie tylko tych młodych. Zobaczmy jak kształtuje się udział dwóch najistotniejszych grup wiekowych w szkoleniach.
Z danych OECD wynika, że % udział w szkoleniach przez osoby od 55 roku życia to nieco ponad 5%. Państwo pomija potencjał tej dużej grupy społecznej, przez co znajdujemy się w samym ogonie Europy. Gorsi od nas są tylko Grecy i Węgrzy, gdzie w przypadku tych pierwszych dochodzi do tego jeszcze kwestia odmienności kulturowej w tym zakresie.
Jeśli państwo nie chce zatroszczyć się o interesy emerytów, to może oni sami powinni to zrobić? Wszak zatrudnianie starszych jest dzisiaj bardzo pożądane, pracodawcy oszczędzają w ten sposób na składkach, a i łatwiej zaufać takiemu pracownikowi. Pytanie tylko, czy w ogóle będą chcieli pracować?
Diagram przedstawia ile procentowo mężczyzn i kobiet w wieku 65+ skarży się na zły stan zdrowia. Nie jest przyjemne znowu znaleźć się w niechlubnej elicie tych najgorszych, niemniej ciężko nie zauważyć, że ludzi narzekających na zdrowie w naszym kraju jest dużo. Za dużo. Nie możemy więc aktywizować ludzi, którzy są chorzy, których nie stać na leki a do sanatariów czekają w kolejce latami.
Tak więc praca, pierwszy i chyba najważniejszy filar w rozwoju państwa, z którego rozwija się znaczna część inwestycyjna i rozwojowa. Dane, które przedstawiłem wyżej nie są wymyślone, można je znaleźć na unijnych stronach oraz raportach OECD. To przyszłość, która czeka nas wszystkich i dotknie nas w sposób bardzo brutalny. To nie kolejne straszenie kryzysem czy presem Kaczyńskim, a perspektywa, która w sposób wiarygodny została przedstawiona powyżej. Zapłacą za to nasze dzieci i wnuki wyższymi podatkami i inflacją, ponieważ rząd będzie musiał nam z czegoś emerytury wypłacić (chociaż wcale nie musi, ale o tym kiedy indziej). Powstaje pytanie czy coś da się z tym zrobić? Czy wielki ‘sukces’ platformy z podwojeniem becikowego jest wszystkim na co stać obecny rząd do walki z niskim przyrostem naturalnym? Czy ucieczka w dorzynane OFE, dopłacanie rządu do ZUSu z rosnącego długu publicznego to wszystko co jest w stanie zrobić premier Tusk? Dzisiaj bez oceny, poddaję tamat do refleksji.
Gregg