Les Miserables. Nędznicy - realizacyjnie najwyższy poziom wokalnie trochę gorzej - k42a_ - 27 stycznia 2013

Les Miserables. Nędznicy - realizacyjnie najwyższy poziom, wokalnie trochę gorzej

   Musical jest gatunkiem mocno specyficznym i przedstawienie go na srebrnym ekranie wymaga sporych umiejętności. Kino zna i pamięta kilka mniej lub bardziej udanych musicali jednak nigdy nie były one gatunkiem popularnym i mocno eksploatowanym. Zdaniem wielu ich miejsce jest na deskach teatru i tam też, po raz pierwszy w 1985, wystawiona została muzyczna wersja Nędzników Wiktora Hugo. Teraz mamy okazję ocenić jak twórcom udało się przenieść dzieło sceniczne na ekran.

   Akcja dzieje się we Francji, w pierwszej połowie XIX wieku. Śledzimy losy Jeana Valjeana, który za kradzież chleba spędził w niewoli 19 lat. Od momentu odzyskania wolności ściga go komendant Javert.

   Rzecz jasna fabuła jest nieco bardziej skomplikowana, dzieje się zresztą na przełomie kilkunastu lat, widzimy przemiany jakie zachodzą w głównym bohaterze, poznajemy wiele drugoplanowych postaci i zmieniają się miejsca akcji. Pierwszym wrażeniem, jakie zaczęło się u mnie pojawiać w okolicach połowy filmu to spory niedosyt. Przecież taka książka aż prosi się o ekranizację na wysokim poziomie, ale nie w formie musicalu. Od ponad ćwierćwiecza musicalowa wersja Nędzników jest wystawiana na scenie i tam też powinno zostać jej miejsce. Twórcy lepiej by zrobili gdyby za podstawę dla scenariusza obrali samą książkę zamiast musicalu. Był budżet, byli aktorzy, nic tylko kręcić. A jako, że otrzymaliśmy musical to momentami wyszło karykaturalnie, oczywiście nie obyło się bez dłużyzn, narracja też czasem szwankowała. Reżyserowi nie udał się także dobór aktorów do poszczególnych ról – jeśli koniecznie chciał zgromadzić aż tyle znanych nazwisk mógł je chociaż dobierać według talentu WOKALNEGO, a dopiero w drugiej kolejności aktorskiego. Jedyną osobą, która faktycznie się wybroniła jest Anne Hatheway. Występuje dosyć krótko, ale przez ten czas śpiewa naprawdę mile dla ucha, zarówno standardowe kwestie jak i te wymagające więcej warsztatu. Ciekawą parę stworzyli również Helena Bonham Carter z Sachą Baronem Cohenem. Poległ za to Russel Crowe. Po kilku jego wstawkach miałem już dosyć tego głosu, śpiew to zdecydowanie nie jego branża. Hugh Jackman też nijako, strasznie dziwi mnie ta nominacja do Oscara. Słabsze występy niektórych aktorów pociągają za sobą fakt iż w filmie nie ma praktycznie nic co na dłuższy czas miałoby wbić się w ucho. Brak charakterystycznej czy ciekawiej zinterpretowanej piosenki albo nawet sceny faktycznie będącej wartą zapamiętania, zwłaszcza w przypadku musicalu, to duży minus.

   Wspomniałem już o dużym jak na musical budżecie (około 60 mln $). Widać, że każdy dolar był dokładnie oglądany – scenografia została wykonana na najwyższym poziomie, tak samo jak kostiumy i charakteryzacja. Po raz kolejny nasuwa się pytanie, dlaczego twórcy nie mieli odwagi zerwać z tradycyjną wersją Nędzników i nie nakręcili filmu historycznego. Powtarzam, warstwa wizualna na najwyższym poziomie.

   Les Miserables. Nędznicy (bo tak brzmi pełny tytuł, chyba dystrybutor nie mógł się zdecydować, którą wersję językową wybrać) są musicalem poprawnym. Autorzy podjęli się zadania trudnego i z góry skazanego na chociażby lekką porażkę – niemożliwym było przenieść musical z desek teatru na ekran w sposób wierny, sprawny  i pozwalający wczuć się w klimat opowiadanej historii. Ubolewam nad tym, dlaczego nie nakręcono normalnej ekranizacji, bo wyszłoby zapewne coś o wiele lepszego, ale z drugiej strony obejrzałem nawet niezły musical, stojący na bardzo wysokim poziomie jeśli chodzi o realizację, niestety na trochę niższym w sferze najważniejszej dla musicalu – wokalnej.  

OCENA - 6/10

k42a_
27 stycznia 2013 - 01:25