W 1989 roku rozpoczęto zdjęcia do filmu Przebudzenia, powstałego na bazie historii pacjentów Olivera Sacksa, którzy w latach dwudziestych XX wieku stali się ofiarami pandemii śpiączkowego zapalenia mózgu. Na tę chorobę zapadały głównie dzieci i młodzież. Jedni zdrowieli po 2 tygodniach, u innych rozwijały się bardzo silne objawy neurologiczne, na skutek których następowała śmierć. Istniała również trzecia grupa pacjentów zapadająca na przewlekłe śpiączkowe zapalenie mózgu – chorobę, która pozostawała z nimi na całe życie, dając objawy zbliżone do tych, które towarzyszą chorobie Parkinsona. Oliver Sacks mógł tylko podejrzewać, że zagranie osoby z chorobą neurologiczną stanowi nie lada wyzwanie. Lekarz zadawał sobie pytania - „Czy aktor z normalnie funkcjonującym układem nerwowymi fizjologią może stać się kimś z głęboko upośledzonym układem nerwowym i zachowaniem? Czy możemy zdobyć doświadczenie – psychologiczne, czy nawet fizjologiczne – które by to nam umożliwiało?”. I wówczas pojawił się Robert De Niro, odtwórca roli Leonarda.
Robert De Niro jest jednym z tych aktorów, którzy stosują rozwiniętą przez Lee Strasberga metodę Stanisławskiego. Metoda ta opiera się o realizm psychologiczny postaci. Punktem wyjścia dla aktora jest jego wyobraźnia, zbiór doświadczeń – wszystko to, co dzieje się w umyśle odgrywanej postaci. Jednak nie mniej ważna jest cielesność. Aktor wykorzystujący w swojej grze tę metodę skłonny jest do największych poświęceń, by przyswoić sobie nową osobowość. W przypadku Przebudzeń, Oliver Sacks organizował aktorom spotkania z postencefalitykami, pokazywał nagrania z różnymi zespołami objawów, charakterystycznych dla chorych. Robert De Niro spędzał całe dnie z chorymi, próbując dowiedzieć się o nich, jak najwięcej. Sytuacja była o tyle nietypowa, że wszystko działo się pod okiem wybitnego neurologa. Pewnego dnia De Niro musiał zagrać napad oddechowy oraz napad odwiedzenia gałek ocznych. Aktor zrobił to w sposób tak realistyczny, że przed myśl neurologa przeszła zatrważająca myśl, czy aby aktor rzeczywiście nie dostał ataku i że może powinien zrobić mu EEG, by przekonać się, czy jego system nerwowy funkcjonuje prawidłowo.
Aktorów wchodzących w rolę całym sobą jest jednak więcej. W „szpitalnych warunkach” znalazł się również Jack Nicholson. Kilka tygodni w zamkniętym zakładzie dla psychicznie chorych zaowocował oscarową rolą w Locie nad kukułczym gniazdem. Podobną przygodę ma za sobą również Dustin Hoffman. W Rain Manie stał się autystycznym sawantem, mężczyzną upośledzonym umysłowo, jednak z fantastyczną zdolnością do zapamiętywania. Dustin Hoffman przez wiele miesięcy przebywał z osobami autystycznymi, próbując zrozumieć istotę tego schorzenia oraz próbując przeniknąć do świata chorych.
Cillian Murphy przed wystąpieniem w filmie Śniadanie na Plutonie, gdzie gra transwestytę, spotykał się w gronie transwestytów i oddawał się w ich ręce. Ci, dobierali mu odpowiedni strój, malowali i razem wychodzili na imprezy. Dzięki temu Murphy mógł swobodnie obserwować towarzystwo, a nawet stać się jego częścią. Przy okazji kręcenia Sali Samobójców, Jakub Gierszał opowiadał, by przypomnieć sobie, jak to jest być siedemnastolatkiem otaczał się szkolnymi lekturami, spotykał się z rówieśnikami odgrywanej przez niego postaci, którzy nie mieli pojęcia, że jest aktorem. Razem bawili się, on zaś poznawał problemy współczesnego nastolatka. Ryan Reynolds w Amityville przyjął zupełnie inną postawę. Aby przekonująco zagrać rolę opętanego ojca, nie mającego skrupułów, by skrzywdzić swoich najbliższych, postanowił trzymać swoje „filmowe dzieci” na dystans. Skutek był taki, że mali aktorzy skarżyli się, że Reynolds ich nie lubi.
Ciekawe zadanie realizował Tom Cruise. W Zakładniku wciela się w płatnego zabójcę. Aby nie ściągnąć na siebie uwagi, zabójca musi umieć zlać się z otoczeniem. Jak Tom Cruise, aktor, którego pełno w plotkarskich gazetach, mógłby stać się niewidzialny? Przebrał się w strój kuriera, założył czapeczkę z daszkiem, okulary przeciwsłoneczne i chodził po centrum handlowym, rozdając paczki. Nie dość, że trzeba się poruszać po zatłoczonym centrum, to jeszcze rozmawiać z ludźmi, prosić ich o podpis itp. Misja zakończyła się sukcesem – Tom wypił kawę z nieznajomym, pogadali o bieżących wydarzeniach i nikt nie podejrzewał, że pod strojem kuriera kryje się gwiazda Hollywood. Jednak ta historia ma się nijak do poświęcenia Adriena Brody'ego. Aktor zagrał w Pianiście Władysława Szpilmana, pianistę żydowskiego pochodzenia, który przeżył II wojnę światową. Brody, by zbliżyć się emocjonalnie do bohatera, pozbył się swego majątku – wszystkich, wygód, do których był przyzwyczajony. Ponadto zerwał ze swoją wieloletnią dziewczyną, by móc prawdziwie cierpieć, jak Szpilman po utracie swojej rodziny. Brzmi to niemożliwie i szalenie, ale Oscar na półce stoi. Cóż, nie łatwo jest chyba być dziewczyną aktora...
Psychiczne przygotowania aktorów to jedna sprawa, druga – fizyczność. Ostatnio świat obiegły zdjęcia Matthew McConaugheya – wychudzony, zabiedzony, z zapadniętymi policzkami. Aktor przygotowuje się do roli narkomana, chorującego na AIDS w filmie The Dallas Buyer's Club. Jared Leto, by zagrać w Requiem dla snu zrzucił 13 kilogramów. Z kolei by wcielić się w postać Marka Chapmana, zabójcy Johna Lennona, przytył 30 kilogramów. Sposobem na wzrost wagi były rozpuszczone lody zmieszane z oliwą z oliwek z dodatkiem sosu sojowego. Szybki wzrost wagi, a później jej utrata odbiły się na zdrowiu aktora. Również Renee Zellweger zdecydowała się, by Bridget Jones była naturalnie okrąglutka. Christian Bale, by zagrać wycieńczonego psychicznie i fizycznie, cierpiącego na bezsenność Trevora Reznika w Mechaniku trzymał dietę 260 kalorii dziennie – zjadał dwa jabłka oraz wypijał jedną kawę (i nie zapominajmy, że niewiele później musiał mocno przytyć do roli Batmana).
Przykłady niezwykłych przygotowań do ról można mnożyć. Oglądając film, nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele wysiłku bądź też poświęceń poniósł aktor, by stać się jednością umysłem i ciałem z odgrywaną przez niego postacią. Ładnie podsumowują temat słowa Roberta De Niro, który podczas współpracy z Oliverem Sacksem wyznał: „To nie jest tylko metoda, tylko technika – to jest wrażliwość. Musisz czuć to, co jest właściwe, czuć to, co wykracza poza twoje doświadczenie i wiedzę”.