Ostatnie lata to według mnie świetny czas nie tylko dla walki z piractwem, ale i dla rozpowszechniania oryginalnych dóbr. Rynek PC stanął na nogi dzięki ofertom dystrybucji cyfrowej, szalonym przecenom na Steamie i rozrostowi gier niezależnych, do których uruchomienia wystarcza starszy sprzęt. Konsole oferują abonamenty, są podpięte do sieci, a ich producenci wprowadzają aktualizacje... mimo to ciągle mówi się o konieczności nowych zabezpieczeń. Czy naprawdę warto?
Ja bym już odpuścił. Jeżeli chodzi o gry to jest TYLE studiów zarabiających TAKIE pieniądze, że na pretensje tych, którym się nie udało spuszczam po prostu zasłonę milczenia. Przykro jest czytać o rozwiązywaniu kolejnych ekip, o tym, że niektórzy tracą pracę przez niską sprzedaż swojego produktu, ale bądźmy szczerzy – najczęściej w takich przypadkach wina spada albo na słabe dopracowanie gry, albo na ludzi od marketingu, którzy nie byli w stanie zapewnić jej odpowiedniej reklamy. Shit happends.
W międzyczasie najwięksi wydawcy, których serie i tak mają zapewnioną sprzedaż, ścigają się o to kto wymyśli lepszy sposób na osłabienie konkurencji, zwiększenie cen, uzależnienie ludzi od zawartości DLC, wciśniecie season passa, zabezpieczenie online passem, cięcie kosztów przez coraz krótszy czas zabawy i robienie przez 5 lat gier na jednym silniku, najlepiej korzystając ciągle z tych samych assetów... To co nazywa się maksymalizacją zysków dla nas, zwykłych konsumentów, oznacza ostre rżnięcie po kieszeniach. Takie zachowanie jest co najmniej wątpliwe moralnie, ale to tylko moja uwaga, w biznesie przecież o moralności się nie dyskutuje.
Z czasem firmy zaczynają kopać pod sobą dołki, jednak tak naprawdę zachodzą za skórę tylko grupce zaangażowanych graczy, których procentowo jest coraz mniej na rynku opanowanym przez świeżaków/casuali, którzy dopiero teraz masowo zapragnęli kupić sobie pierwszą konsolę. A z kogo można ściągnąć więcej pieniędzy ten ma rację, i nie biję tutaj do ogólnego poziomu dzisiejszych gier (moim zdaniem jest dużo lepiej niż wielu narzekaczy sobie wyobraża), tylko do tego, że „nowi” gracze łatwo wpadają w te wszystkie pułapki pełne krzykliwych reklam, wątpliwie rzetelnych recenzji i napisów "najlepsza gra ever” wrzuconych na okładkę.
Przy wciąż rozrastającym się rynku, na którym leży tyle pieniędzy, można już dać spokój piratom... a nie, przepraszam graczom. Obecne zabezpieczenia, DRMy i wszechobecne zdrapki, które mają uderzać w osoby bezprawnie kopiujące oprogramowanie są już wystarczająco skomplikowane, zatrzymajmy się. Ludziom już się nie chce kraść gier, i tak nie mają na nie czasu. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie obserwując fora, sieć i komentarze na serwisach – użytkownicy zachwalają na nich wyprzedaże, dzielą się tym co ostatnio zamówili, pokazują swe osiągnięcia, biblioteki Steama i inne zbiory – bycie legalnym stało proste, przyjemne i jakieś dziesięć razy bardziej opłacalne niż w 2003. Ludzie chcą płacić za wygodę, chcą otrzymywać dobre produkty i być wierni jakiejś marce, jest to zatem najlepszy czas na to, by dać już sobie spokój z mnożeniem zabezpieczeń i przeznaczyć ich środki po prostu na lepszą zawartość, na jakiś fizyczny gadżet, na wytłoczenie płyty CD ze ścieżką dźwiękową i dołączenie jej do pierwszego rzutu gry, tak jak to robi często Atlus USA... Są przynajmniej trzy powody, przez które twierdzę, że warto olać na chwilę temat piractwa i zająć się uczciwymi konsumentami.
(1) Osoby, które teraz nie piracą, nie będą już tego robić. Grube miliony konsumentów, które każdego roku kupują coraz więcej gier nagle nie porzucą tego zwyczaju. Zdecydowanie częściej przeskakuje się przecież z grupy „pożyczającej” do kupującej, niż na odwrót. (2) I właśnie dlatego należy zwrócić uwagę na swych obecnych klientów. Kiedyś np. robiono instrukcje z prawdziwego zdarzenia, wprowadzające w grę, przedstawiające bohaterów, ilustrowane i ciekawie napisane, a dziś coraz więcej firm dołącza co najwyżej broszurkę i reklamę innej gry... Za takie coś i płytkę płacić 200 złotych? Kpina, do której nas przyzwyczajono. (3) Poza tym pirat chce być piratem – czasem już tak bywa. Mimo obecnych cen, mimo skomplikowanych zabezpieczeń niektórzy wciąż biorą swe gry z Torrentów. Skoro tak jest to znaczy, że są to przypadki nieuleczalne, z którymi się nie wygra, albo zwyczajnie osoby, które naprawdę nie mogą sobie pozwolić na zakup gry. Pamiętajmy, że nie każdy siedzi w złotej klatce i czasem komuś jest ciężej. Wiem, w cyfrowym świecie zer i jedynek nie jest to usprawiedliwienie, ale ja się cieszę, że dzieciaki mogą sobie pograć, bo pewnie w przyszłości przejdą na oryginalną stronę, i pewnie pierwszą wypłatę nie tylko przepiją, ale i przeznaczą na ulubiony tytuł.
Czy zabezpieczenia są dobre, czy powinny się dalej rozwijać? Oczywiście, że tak, zwłaszcza te związane z naszymi płatnościami, danymi i numerami kont – bo to jest właśnie ważne. Za to wszechobecna mania na zatrucie życia piratom trochę mnie przeraża. Do tego wystarczą aktualizacje systemów, a nie kody sieciowe (które uderzają przez to w rynek wtórny), miliony profili i zachęcanie premierową zdrapką na mapę do multi i unikalne pantalony. Z masowym kopiowaniem plików powinny raczej walczyć wytwórnie muzyczne i filmowe, bo to z pożyczaniem ich twórczości ludzie nie widzą najmniejszego problemu... Rynek gier wygląda przy nich niczym żniwa wyciągnięty rąk z kartą kredytową między palcami.
Czas na nowy model walki z piractwem, trzeba skończyć je piętnować i dawać coraz więcej, i więcej, uczciwym konsumentom. Mówi się o tym od dawna, ale jak widać, tylko mówi.