Iron Man 3 - mogło być lepiej... - evilmg - 11 maja 2013

Iron Man 3 - mogło być lepiej...

Na wstępie warto zaznaczyć, że tekst, który czytacie jest napisany z perspektywy człowieka, który nic o komiksowych przygodach Iron Mana wiem tyle, że były i jedyne o czym będę pisał to film. Nie mam podstawy by porównywać go do komiksu...

 

Jeśli ktoś z Was dopiero niedawno został wydobyty spod lodu arktycznego zapewne zastanawia o czym jest ten film. Szczerze mówiąc Ci którzy widzieli poprzednie dwie części i trailery trzeciej też mogą ne być w stanie zgadnąć o czym to jest. Oglądając trzeciego Iron Mana człowiek ma wrażenie, że trailery mogły być z zupełnie innego filmu...

Tony Stark ma problemy. Tak znowu, ale tym razem nie umiera tylko prześladują go wspomnienia związane z fabułą Avengersów. Tony ma koszmary, chodzi wiecznie nie wyspany, wydaje się rozkojarzony i ma napady stanów lękowych. Będąc w takim stanie Tony rzuca wyzwanie tajemniczemu Mandarynowi i jak to zwykle bywa w takich filmach zbiera solidne lanie. Oczywiście całość nie jest aż tak prosta. Stark próbuje dogadać się z samym sobą, poukładać sobie życie tak żeby jego "superbohaterskość" nie kłóciła się z normalnym życiem jakie chciałby wieść u boku ukochanej Pepper. Problem w tym, że ten film lepiej radziłby sobie jako komedia romantyczna w klimatach science fiction niż jako film o Iron Manie. Wątki związanie z przeszłością głównego bohatera, jego podejściem do życia i nauką życia w związku są lepsze od jego walki z Manarynem, zresztą postać tego ostatniego została w pewnym momencie potwornie wykastrowana (nie dosłownie :P) i gdy widz dowiaduje się czegoś więcej o tym antagoniście to traci on kompletnie cały urok i film zmienia się w festiwal dowcipów Starka. Czarnego charakteru mogło by tak naprawdę nie być.

Nie zrozumcie mnie źle, gość jest niebezpieczny, walczy z głównym bohaterem i generalnie jest "tym złym", ale ja jakoś nie poostrzegałem go jako godnego wyzwania dla Iron Mana. Nawet jeśli jest w stanie rozwalić kilka wersji pancerza Starka. Antagonista jest tak wyprany z jakiegokolwiek wyrazu, że człowiek od pewnego momentu traktuje go jak zwykłego dupka z przerostem ambicji i sporą dozą "pierdolca". Nawet sam Iron Man wydaje się z nim walczyć dlatego, że musi niż dlatego, że chciałby się mścić jak to pięknie w trailerze pokazano.

 

Wspomniałem o kilku modelach zbroi Starka? W filmie jest ich całkiem sporo, ale nie ma to większego znaczenia, bo jak się okazuje zaczęły nagle rozpadać się od byle czego. W poprzednich częściach przyzwyczajono nas, że takie cudo jest prawie niezniszczalne. Stark obrywał niemal wszytkim co uchodzi jeszcze za broń konwencjonalną. W Avengersach okazało się, że Iron Man jest w stanie walczyć z kosmitami, bogami i Hulkiem na dokładkę i przetrwać. A tutaj zderzenie z ciężarówką potrafi skończyć się kupą kolorowych części porozrzucaną na drodze...

 

Od strony technicznej Iron Man prezentuje się świetnie (kogoś zaskakuje takie stwierdzenie?). Efekty specjalne są przyjemne dla oka, muzyka przyjemnie mizia po uszach, a aktorzy spisują się nawet nieźle. Problem w tym, że wszyscy znów są tylko tłem dla Roberta Downey Juniora. Gość daje z siebie wszystko i to właśnie jego aktorstwo do spółki z efektami specjalnymi i kilkoma nawet zabawnymi scenami ratuje ten film i winduje jego ocenę ostro w górę. Od strony fabularnej, jak już wspominałem, nie ma niczego co mogłoby się z tym równać... Jeśli chcieć porównać Iron Mana 3 do poprzednich części to powiedziałbym, że jest gdzieś pomiędzy pierwszą, a drugą częścią...

evilmg
11 maja 2013 - 10:43