Ci z Was, którzy od dawna czytają teksty pojawiające się na gameplayu mogą pamiętać, że jestem dość upierdliwym typem, ale na książki Pilipiuka nie zwykłem specjalnie narzekać. Właściwie każda z nich trzymała podobny, dość solidny poziom. Może z wyjątkiem tych o Wędrowyczu, bo kondycja tych tytułów to raczej sinusoida. W każdym razie, gdy na zeszłorocznym Pyrkonie Pilipiuk przyznał się, że jest w trakcie pisania kolejnej części "Kuzynek" niezmiernie się ucieszyłem, bo poprzednie 3 części cyklu to całkiem porządne "czytadła" i całkiem dobrze się przy nich bawiłem.
"Zaginiona" to w rzeczywistości dwa teksty: tytułowa minipowieść i krótsze opowiadanie pod tytułem "Czarne Skrzypce". Szczerze mówiąc to drugie bardziej atmosferą przypomina przygody Roberta Storma albo doktora Skórzewskiego, niż poprzednie 3 powieści o losach Stanisławy i Katarzyny). Mamy tutaj historię młodej dziewczyny, która niespodziewanie zapadła na zagadkową chorobę psychiczną, której żaden lekarz nie zdołał nawet rozpoznać, nie mówiąc już o wyleczeniu. Zdesperowani rodzice sięgali po coraz to dziwniejsze środki, aż w końcu natrafili na ślad naszych alchemiczek i to właśnie one spróbują rozwikłać zagadkę, wobec której medycyna i... egzorcyści okazali się bezradni. Muszę przyznać, że to właśnie "Czarne Skrzypce" były dla mnie mocniejszą stroną nowej książki Pilipiuka. Niestety nie dlatego, że jest to wybitne opowiadanie, ale dlatego, że w "Zaginionej" co chwila coś mi zgrzyta.
Może to tylko moje zboczenie, ale wydaje mi się, że Pilipiuk nieco za bardzo zwlekał z wydaniem kolejnego tomu przygód kuzynek Kruszewskich. Wszystko stało się jakieś takie... inne. Trochę jakby pomieszane. Czterystuletnia Stanisława zaczęła się posługiwać całkiem współczesnym językiem i gdzieś zniknęła jej maniera budowania zdań w nieco bardziej konserwatywny sposób. Z drugiej strony, znacznie przecież młodsza Katarzyna postanowiła chyba bardziej dbać o czystość języka i częściej mówi o tradycyjnych wartościach jednocześnie znacznie przewyższając starszą krewniaczkę w zakresie wiedzy ogólnej, w tym historycznej. Widać szkoły, na które Pilipiuk zwykle psioczy, zdołały wbić jej do głowy więcej faktów i ciekawostek, niż w ciągu swojego długiego życia zdołała zapamiętać Stanisława.
Kolejną rzeczą, która mi przeszkadzała była jakaś czuwająca najwyraźniej nad bohaterkami siła wyższa, która zsyłała im informacje i wspomnienia, które akurat w tej sytuacji powinny się przydać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak to właściwie normalne dla tego gatunku literackiego. Gorzej, że owa wiedza siedziała sobie uśpiona gdzieś w głębi umysłu obu bohaterek przez poprzednie 3 tomy i postanowiła ujawnić się dopiero teraz. Dlaczego szukając informacji o golemach w "Księżniczce" bohaterowie szukali niemal na ślepo biblioteki Salomona Storma, ryzykując czasem nawet życiem? Można było przecież skorzystać z usług innego przybytku zawierającego podobne księgi, a dostępnego znacznie łatwiej i praktycznie bez żadnego ryzyka, o którym nie wspomniano poprzednio nawet słowem. Przy okazji ktoś doznał też olśnienia jeśli chodzi o wampirzą krew, która ma, jak się okazuje, całkiem przydatne właściwości. Niestety w poprzednich tomach nikomu nie przyszło do głowy jej wykorzystać.
Może i jestem małostkowy, ale wszystko to sprawia, że "Zaginiona" zamiast być godną kontynuacją poprzednich trzech tomów wisi sobie gdzieś w próżni powiewając fabularnymi nitkami, które trudno do czegoś w ogóle przywiązać, a ilość problemów rozwiązanych dzięki spadającym z nieba rozwiązaniom zaczyna się zbliżać do tego z przygód Wędrowycza. Osobiście wolałbym, by szło to jednak w stronę przygód doktora Skórzewskiego, który rozwiązuje swoje problemy w jakoś tak bardziej... wiarygodnie.