A miało być tak pięknie. Snowpiercer - recenzja filmu - promilus - 10 kwietnia 2014

A miało być tak pięknie. Snowpiercer - recenzja filmu

To mogło być kapitalne poważne s-f. Szkoda, że twórcy stanęli w rozkroku między mocnym społecznym kinem, które apokalipsę stawia gdzieś w tle a komiksowością (to adaptacja) z typowym dla gatunku przerysowaniem i akcją polegającą w dużej mierze na pokonywaniu kolejnych bossów. O ile czasem mieszanie gatunków wychodzi zdecydowanie na plus, tak tutaj film się rozjechał. Joon-ho Bong to nie Tarantino, mimo że momentami “Snowpiercer” przypomina “Kill Billa”.

Sam opis fabuły filmu nastraja do niego bardzo pozytywnie. Oto mamy czasy, w których świat skończył się wiele lat temu. Apokalipsę spowodowała nieporadna próba walki z globalnym ociepleniem (a macie, ekolodzy!). Mądrzy ludzie wysłali do atmosfery coś, co spowodowało gwałtowny spadek temperatury. Ci, co przetrwali utknęli w pociągu, mknącym wśród zamrożonych miast i wsi. Jak w każdym pociągu tak i w tym podzielono ludzi na klasy. W pierwszej znajdującej się na czele ludzie toną w luksusach. Z tyłu znaleźli się biedni, którzy są terroryzowani przez żołnierzy na usługach tych bogatych i samego Wilforda - tajemniczego twórcę pociągu.

Już na początku filmu mamy jasna sytuację. Pociąg symbolizuje cały nasz współczesny świat ze swoim podziałem na biednych i bogatych. Ubodzy nie poddają się i próbują przejąć władzę nad terroryzującymi ich bogaczami. W filmie słyszymy o rewolucjach, które zakończyły się niepowodzeniem i sami podczas projekcji jesteśmy świadkami kolejnej rebelii. Brzmi cudownie, tylko problem w samym jej przedstawieniu. Ludzie z końca pociągu, by dostać się do lokomotywy, a tym samym Wilforda, muszą przejść przez wiele wagonów. Po drodze napotykają kolejne grupy ludzi, którzy próbują ich powstrzymać. Wygląda to jak gra. O ile czasem udaje im się pokazać coś ciekawego jak np. przedszkole pełne indoktrynowanych od małego dzieci, to z reguły jest śmiesznie w miejscach, gdzie raczej powinno być poważnie.

Scenariusz podziurawiony jest jak sito. Z jednej strony mamy idiotycznie zachowujących się bogaczy, a z drugiej to samo czyniącą biedotę. To taki symbol, że wszyscy ludzie to idioci? O ile intryga z czasem zaczyna się zazębiać i już nie polega jedynie na “idą do przodu i pokonują kolejnych dzikusów”, to aż chce się dać z liścia reżyserowi, który to co mogło być w tym filmie najlepsze zdeprecjonował do kilku wspominkowych zdań włożonych w usta głównego bohatera.

Samo rozwiązanie fabuły i symbolika z nim związana jest bardzo łopatologiczna. Wręcz kilkukrotnie powtarzane jest to samo, co by widz mógł zrozumieć i zadumać się nad losem ludzkości. Pojawiło się nawet nawiązanie do twórczości Chaplina i jego “Dzisiejszych czasów”.

Świat od zawsze był i na zawsze będzie rozwarstwiony społecznie. Żaden komunizm tego nie zmieni, ani tym bardziej zamknięcie całej ludzkości w pociągu. Truizm jakich wiele został w “Snowpiercerze” podniesiony do roli motta. Skąd te płynące ze Stanów porównania do “Matrixa” i “Obcego” - nie wiem. Podczas projekcji lepiej nie zastanawiać się się za wiele, bo zamiast zadumać się nad podziałem klasowym, zaczniemy zastanawiać nad tym, jak ten film mógł wyglądać, że faktycznie mógł się stać kultowy jak wymienione produkcje. I wtedy dopiero zrobi się nam smutno.

promilus
10 kwietnia 2014 - 18:03