Żarty żartami, jednak zajmiemy się nieco innym tematem. Ciągle będziemy się obracać w tematach książkowych, odsuwając pingwiny na nieco późniejszy plan. Czytanie to ważna czynność, zwłaszcza w moim życiu, jednak czym dłużej interesuję się polską i zagraniczną fantastyką tym bardziej zaczynam uważać, że takowa się stacza. Na chwilę obecną jedynie się zatacza jak pijaczyna po denaturacie bez chlebka, jednak czym bliżej przyglądamy się tej całej sprawie dostrzegamy, że bliska przyszłość sceny fantastyki nie jest w żaden sposób przejrzysta i zachęcająca. Raz na jakiś czas wybieram się do Empiku by przysłowiowo "obczaić" co nowego jest na topie, bądź cóż nowego ukazało się ostatnio na rynku. Nie przepadam za badaniem stron wydawnictw, bo jednak zasypują nas często niepotrzebnymi i mocno zakłamanymi reklamami super mega wybitnych bestsellerów.
Wracając do przechadzki po Empiku, podchodzę do mojej ulubionej półeczki z fantastyką, na szczęście w tym sklepie, w którym lubię się pojawiać, jest pokaźny regał. Przelatuję szybko okiem po okładkach. (ostatnio również nabrałem przekonania, że czym ładniejsza szata graficzna, tym uboższy środek). Nie widzę nic ciekawego, żadnych "nowych twarzy", wszystko to dość starzy wyjadacze, którzy już nie raz zaszczycili moją małą biblioteczkę zacnymi tworami. Przyglądam się jednak bliżej i widzę nowy tytuł, choć sam autor jest dla mnie również nieznany. Biorę książkę do ręki i czytam: "6 tom bestsellerowej trylogii Młota nieumarłych", przecieram oczy i czytam znów tym razem już tylko odpowiednie słowa "6 tom trylogii". W tym momencie zamieram, mały chomik w mojej głowie zaczyna napędzać kołowrotek, trylogia, trylogia, gdzieś to już słyszałem... No tak, trylogia czyli powiedzmy trójksiąg(gdy mowa o książkach oczywiście). Przecież to ma sens, pominę fakt, że tytuł jest nowy, co widać po autorze i tytule, a jest nazwany bestsellerem. Trylogia podłamuje mój światopogląd, ale przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni. Szperam dalej.
Szperam, szperam i w sumie dość licho, co chwilę tylko "Gra o tron" bądź nowa książka Pilipiuka albo natykam się na przygody Mordimera. Nie ma za bardzo w czym wybierać, przeszukuję, bo w końcu półeczek jest kilka i książek nie mało. Biorę kolejną książkę do ręki i czytam: "Świetna, bestsellerowa opowieść o młodej kobiecie, która zakochuje się w pięknym Franku, który okazuje się potomkiem Frankensteina", no fajnie. Odkładam, przecieram rączki by niczym się nie zarazić i sięgam po następny tytuł. "Wybitna, debiutancka książka, młodej autorki opowiadająca historię burzliwej miłości dwojga tak podobnych, jednak tak bardzo różnych sobie osób, Ann i Johna. John to zwykły chłopak, jednak Ann to wiedźma która....". Zrozumiałem subtelną aluzję, jeżeli jesteś młodą dziewczyną pragnącą poczytać romansidła, jednak troszku w innym stylu, to znajdzie się dla Ciebie dużo ciekawych tytułów. Bo to nie była ostatnia książka, której skrót w ten sposób wyglądał. Tolkien się w grobie przewraca. Czemu romans paranaturalny zmonopolizował rynek fantastyki, tego nie wiem. Wiem za to, że nie mam czego tutaj szukać i muszę zmykać czym prędzej, póki jeszcze nie przesiąkłem do końca tymi zacnymi tytułami.
Odchodząc od półek z fantastyką z opuszczoną głową, bije się z myślami, zastanawiając kiedy ostatnim razem czytałem dobry, debiutancki tytuł. Myślę i przypominam sobie, że na polskim rynku od czasów, gdy Robert M. Wegner wydał swoją pierwszą książkę, nie widziałem żadnego tytułu albo bardziej nowego autora który przykułby moja uwagę choć na sekundę. Sam Wegner wciąga w swój świat, osobiście nie tyle uważam że jest to dobry "nowy" autor, co jestem pewny, że jest to wybitny pisarz ze świetnym warsztatem. Jego tytułu klasują się bardzo wysoko w moim osobistym rankingu. Oczywiście pojawiły się też książki z uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a, które mnie zainteresowały, ale trzeba to mocno lubić. Na rynku zagranicznym(mówię o tym co trafia do Polski) też nie było przełomowych dzieł, dwóch autorów na których warto spojrzeć to Joe Abercrombi i Patrick Rothfuss. Ich tytuły przykuły moja uwagę na dłużej, samego Abercrombiego mam wszystkie tytuły jakie wydało Mag i ISA. Moja przygoda z nowościami w Empiku zakończyła się nieszczęśliwie, nie znalazłem nic co by mnie choćby zaintrygowało. Jednak to, że każdy teraz może wydać książkę jest tragiczne w skutkach, bo kolejnych 20 tomowych trylogii może być więcej. Za to zaczynam żałować, że nie jestem młodą dziewczynką, miałbym wtedy tyle fajnych tytułów do przeczytania. A o pingwinach napiszę innym razem.