„Horror w najlepszym wydaniu. Wciąga i trzyma w napięciu”. ”Film twórców kobiety w czerni”. „Na podstawie prawdziwej historii Jane Harper”. Takimi hasłami mamił mnie nowy film Johna Pogue’a, na który postanowiłem się wybrać, nie zważając na nudne zwiastuny, coraz bardziej nadużywane hasło „prawdziwa historia” oraz fakt, że nie znalazłem żadnego potwierdzenie, na to że twórcy Uśpionych z Kobietą w czerni kontakt mieli większy niż na sali kinowej. Jak było?
Słabo
Nie jestem fanem horrorów. Są trochę jak porno. Podobne do siebie, grające na zmysłach, z mało znanymi aktorami i fabułą napisaną na kolanie, żeby usprawiedliwić jakoś wydarzenia na ekranie. Nie wielu filmom udaje się wybić ponad sztampę. Uśpieni na tle tego twierdzenia wypadają trochę lepiej, jednak dużo gorzej niż zeszłoroczna Obecność.
Fabuła opowiada o profesorze na pewnej uczelni i jego studentach, którzy chcą udowodnić, że zjawiska nadprzyrodzone są niczym innym jak imaginacją i ucieleśnieniem ludzkich wyobrażeń, zamkniętych gdzieś głęboko w podświadomości. Obiektem badań jest młoda czarnowłosa dziewczyna w koszuli nocnej (zawsze straszne). Aby później móc przedstawić dowody na poparcie swojej teorii, zatrudniają młodego kamerzystę Briana (ujęcia z kamery też zawsze spoko), który pełni najważniejszą rolę w całym filmie tuż obok obiektu badań, Jane. Charakterystyka drugoplanowych bohaterów sprawia, że wydaje się jakby zostali stworzeni tylko po to, żeby uśmiercić ich w jakimś ciemnym pokoju. Bo to horror, trupy muszą być. For glory of satan of course! Jeśli chodzi o fabułę, teoria o zjawiskach nadprzyrodzonych z biegiem wydarzeń na ekranie staje się coraz bardziej naciągana, jednak jeśli przymknąć na nią oko to opowieść ma jako taki sens i jest całkiem dobrze przedstawiona. Jakby się zastanowić jest sporo nieścisłości, ale nie raziły mnie tak podczas seansu.
Zaczyna się nieźle. Sam Jared Harris w roli głównej sprawił, że liczyłem na coś oryginalniejszego od typowego przedstawiciela horrorów. O ile jednak początki obiecują coś ciekawego, tak całość bardzo szybko przechodzi do typowych realiów. W momencie kiedy bohaterowie z uczelni przenoszą się do jakiegoś starego i wielkiego domu gdzieś na zadupiu, byłem już pewien co mnie czeka.
Sorry, to tylko ja, wpadłem na perkusje
Film jest nudny. Fakt na początku kontrolowanego eksperymentu sprawia, że często było jasno określone, kiedy będzie straszyć, a kiedy nie. Jeśli jest noc, to już wiemy, że pewnie coś się stanie. Nie ma tu wiele zaskoczeń. Przez cały film bardzo łatwo przewidzieć strachy. Spokojnych momentów kiedy można się wyluzować jest sporo, powiedziałbym, że pół na pół. To sprawia, że Uśpieni prawie w ogóle nie trzymają w napięciu.
Sposób straszenia w filmie jest bardzo prymitywny i mało efektowny. Cisza, wszyscy skupieni, nic się nie dzieje i nagle JEB! Kamera się przewraca, a ludzie dostają po uszach jakimś bliżej, niezidentyfikowanym dźwiękiem. Jednak gdyby nie monstrualne, kinowe nagłośnienie, cały plan legnie w gruzach. Tylko jeden poziom dzieli Uśpionych od typowego screamera.
Czy jest ktoś komu poleciłbym ten film? Może ludziom, którzy dopiero poznają gatunek i wolą przyzwyczaić się do realiów przed czymś bardziej hardkorowym. Gdybym wystawiał liczbową ocenę, oscylowałbym wokół 5/10.