Bardzo długo nosiłem się z zamiarem opisania moich przygód z systemem mobilnym od potentata rynku w kategorii systemów operacyjnych na desktopy – Microsoftu. Jakiś czas temu, a nie pamiętam już dokładnie kiedy to było, w sieci pojawił się rumor podnoszony przez wszystkich fanów tego systemu dotyczący możliwości instalacji aktualizacji Windows Phone z numerem 8 do wersji 8.1 ze znaczącym wyprzedzeniem w stosunku do planów oficjalnego wydania. Rozpoczęły się testy, padł sklep aplikacji mobilnych Microsoftu, a potem… no właśnie? Warto było?
Przez bardzo długi czas byłem zdecydowanym przeciwnikiem wszelkiego rodzaju „telefonów” z bardzo rozbudowanymi funkcjami innymi, niż dzwonienie i wysyłanie wiadomości. Rynek niestety zadbał o takie ewenementy jak ja i zmusił mnie do wskoczenia w wir „dotykowości” i bycia smart. Kiedy padła moja stara Nokia, ostoja wytrzymałości zarówno fizycznej, jak i pod względem czasu pracy na baterii, musiałem sięgnąć po coś nowego, dotykowego, bo "padła" - jak to się określa klasyczne telefony - nie warto przecież już produkować. Padło na HTC Wildfire S. Wybór ten sprawił, że znienawidziłem smartfony jeszcze bardziej. Odraza, jaką do nich żywiłem, przekraczała wszelkie granice, a w efekcie w mojej kieszeni pojawił się stary Samsung z klawiaturą QWERTY. Długo korzystałem z jego usług, niestety i na niego przyszła także pora. W dobie stałego dostępu do sieci nie byłem w stanie utrzymać się z moim archaicznym telefonem. Każda górnolotna usługa wymagała od klienta posiadania jednego z trzech popularnych systemów mobilnych. Musiałem się podporządkować. Ostatni bastion upadł jakieś pół roku temu.
Wtedy też, te parę miesięcy temu, kupiłem sobie Nokię Lumię 520. Nie chciałem wydawać wielkich kwot na produkt, do którego nigdy nie byłem do końca przekonany. Jako zwolennik systemu operacyjnego Windows, nie miałem większych obaw co do Windows Phone na pokładzie kupowanego przeze mnie smartfona. Miałem okazję przyjrzeć się temu wcześniej i ujęły mnie swoją prostotą wszędobylskie kafelki (w przypadku mobilnego systemu przynajmniej mają one rację bytu). Desing bardzo mi odpowiadał, był bowiem bardzo zachowawczy, stonowany i nigdy nie wykraczał poza pewne nakreślone granice. Każda aplikacja była jedynie wtyczką, udoskonaleniem tego, co zawarto w kodzie źródłowym samego systemu, a nie niepodległą, działającą we własnym, wyimaginowanym świecie aplikacją tak, jak ma to miejsce w przypadku najbardziej otwartego z trzech królujących na rynku systemów – Androidzie.
Ostatnia aktualizacja otworzyła w Windows Phone nowe drzwi, które dotychczas były skrzętnie zamurowane dla potencjalnego turysty. System stał się odrobinę bardziej user-friendly, gdyż o wersji oznaczonej samą ósemką nie można było tego do końca powiedzieć. Nie mówię, że mobilny system rodem z Redmond jest dziełem mającym szanse na miano perfekcyjnego. Przed nim długa droga, którą przemierzyć musi w pojedynkę, bo nikt nie traktuje okienek zbyt poważnie. Jeszcze nie. Zamknięty system, taki jakim jest iOS i właśnie WP 8.1, to strzał w dziesiątkę dla ludzi takich, jak ja. Gdzieś w mojej szafie leży tablet Samsung Galaxy Tab 10.1, pierwszej generacji oczywiście, za którego dałem swego czasu, niesiony falą gadżeciarstwa, prawie 2 tysiące złotych. Dziś jest to sprzęt, który wart na rynku wtórnym jest zaledwie od 3 do 5 setek. Technologiczne starzenie wyniszczyło potencjał tego produktu w parę miesięcy. Android, będący na jego pokładzie, wcale nie jest argumentem za tym, aby kupować takie coś gdzieś na Allegro. Porzucony jakiś czas temu system zatrzymał się na wersji 4.0.4 i kisi się w tej zgrabnej obudowie. System zniechęcił mnie do siebie całkowicie. Otwartość, która miała być „added value” w przypadku produktu od Google, tutaj stała się zmorą. Wobec tego cieszę się, że Windows Phone jest przygotowany na personalizację według wytycznych i stara się nie wypuszczać swojego klienta poza nadzorowane obszary. Nie muszę martwić się o to, że coś można zepsuć. Nie czuję się też zbytnio ograniczany (nie licząc braku menadżera plików, ale to już niedługo także się pojawi).
Tekst ten nie miał być jakąś analizą technologicznego postępu Windows Phone na tle konkurencji. To zaledwie zbiór paru uwag i wniosków zebranych przez osobę, która na początku nie wiedziała czego oczekiwać od smartfonów, a teraz znalazła w końcu dla siebie rozwiązanie. Nie ma sensu wywoływać przy tym typowej, internetowej wojny, podczas której fanboye każdego z systemów toczyć będą pianę z ust w reakcji na argumenty przeciwnika. Mówię tylko, że Windows Phone, jako względnie zamknięty i dość dobrze kontrolowany przez Microsoft system sprawia, że czuję się bezpieczny. Nie grozi mi, przynajmniej w teorii, zalew aplikacji zawierających złośliwy kod, którego celem będzie dobranie się do wszystkich newralgicznych danych na moim telefonie. Sklep Windows Phone nie jest tak mocno zapchany wszelkiego rodzaju chłamem tak, jak w wypadku Androida. Z kolei w porównaniu do iOS, jest odrobinę tańszy w użytkowaniu. Nie mam też wrażenia, że dostałem produkt uniwersalny (dla każdego = dla nikogo). Mogę sobie Windows Phone w zgrabny sposób zrobić pod siebie, a to obecnie jest jedna z najważniejszych cech wszystkich urządzeń ze „smart” z przodu, które sprawiają, że niektórzy ludzie zmieniają się w „stupid” na końcu.