Zdecydowanie zbyt często miałem okazję poczuć rozczarowanie i smutek gdy zespół wraz z kolejną płytą porzucił swój wcześniejszy dorobek na rzecz bardziej przystępnego masom brzmienia. Może kiedyś dowiem się co jest tego przyczyną, teraz jednak zajmę się tym co się dzieje na Ocean by Ocean, najnowszym krążku The Boxer Rebellion.
Wciskam Play. Pierwszy utwór i… o nie. Czyżbym miał zaraz spisać kolejny zespół na straty? Otwierającego całość Weapon nie powstydziłby się żadny współczesny wokalista pop. Mógłby bez większej sensacji lecieć z jakiejś nadmorskiej budy przy plaży. Niesmak spory, dalej na szczęście było już tylko lepiej.
W pierwszych krążkach grupy było miejsce na wszystko - klaustrofobie, zadziorność, chwilę zadumy i rozmach. Jednak przy trzecim albumie pt. Cold Still słychać było, że zespół zaczyna coraz bardziej zwracać się w pompatyczną i wygłaskaną stronę na koszt agresji i „undergroundu” poprzedników. Najnowsze dzieło Brytyjczyków wyraźnie kontynuuje styl jaki zespół obierał sobie od ostatnich lat. Trzeba jednak oddać Ocean by Ocean, że próbuje stworzyć swój własny charakter. Okładka całkiem trafnie sugeruje, że muzyki którą reprezentuje świetnie wpasowałyby się neony, plaża i zachodzące słońce. Szybsze rytmy i miejscami bardziej funkowe brzmienie od czasu do czasu przeplatane syntezatorami. Chociaż zmiany w całokształcie bardzo delikatne tworzą swój własny klimat na wzór lat 80., pozwalając wierzyć, że nie jest to tylko kolejna, nafaszerowana pogłosem pozycja zespołu.
Nie zapominając o pierwszych dokonaniach, mam mieszane uczucia co do najnowszego dzieła Brytyjczyków. Nie twierdzę, że jest to płyta zła. Przeciwnie, to dalej bardzo przyjemna w odsłuchu pozycja, która miejscami potrafi pozytywnie zaskoczyć. Całość jak najbardziej warta poznania. Gdybym jednak chciał zaciekawić kogoś twórczością The Boxer Rebellion nie wybrałbym Ocean by Ocean. Mam również nadzieję, że ich następny krążek nie zatraci się całkiem w stylistyce pop.