Kubrick nigdy za życia do Polski nie przyjechał, choć zamierzał. Piętnaście lat po jego śmierci w Muzeum Narodowym w Krakowie możemy obejrzeć wystawę poświęconą filmowej twórczości reżysera. Wystawa przygotowana została przez Deutsches Filmmuseum we Frankfurcie oraz spadkobierców Stanleya Kubricka, między innymi jego żonę – Christiane Kubrick, malarkę, której prace również przy tej okazji można podziwiać w Muzeum Narodowym w Krakowie. Do zorganizowania tej wystawy przymierzały się jeszcze dwa polskie miasta, prócz Krakowa - Warszawa i Wrocław. Po długich negocjacjach wystawa, która ruszyła w świat w 2004 roku i gościła już w 10 europejskich krajach, w końcu zawitała do Polski. Mimo tego, że po wejściu do Muzeum możemy trafić na delikatny opór (a to z powodu urzędniczo nastawionej pani z kasy, a to z powodu ceny biletów - 25 zł może zaskoczyć), wystawa jest warta grzechu!
Wedle informacji wyczytanych w Internecie, każda ekspozycja w danym kraju nieco różni się w zakresie prezentowanego materiału. Historia dorobku Kubricka zaczyna się we wczesnych latach czterdziestych, gdzie jako młody chłopak zajmował się fotografią. Na ścianie ponad czarno-białymi fotografiami widnieją słowa reżysera – Aby zrobić film całkowicie samodzielnie - jak ja na początku - można nie znać się zbytnio na innych rzeczach, ale trzeba się znać na fotografii.
Historia z fotografią to takie swoiste preludium do tego, jakim reżyserem stał się w kolejnych latach. Znajdziemy tu również fragmenty pierwszych filmów dokumentalnych. Twórcy wystawy postanowili przedstawić trzy wątki w karierze Kubricka, dzieląc wystawę na ścieżki: wojny, technologii i szaleństwa. Kiedy nie ma się pojęcia, że wystawa dzieli się tak, a nie inaczej, trudno jest to wywnioskować podczas zwiedzania. Wątek wojenny tworzą między innymi: Full Metal Jacket, Dr Strangelove, czyli jak przestałem się bać i pokochałem bombę, Ścieżki chwały czy nigdy nie zrealizowane Aryjskie papiery i Napoleon.
Trasa technologii to głównie urządzenia, dzięki którym Kubrick zrealizował większość filmów. Mamy okazję poznać produkcje reżysera od zaplecza. Podziw budzi bogata kolekcja obiektywów, gdzie każdy jest opisany. W futurystycznych kapsułach produkcyjnych możemy obejrzeć filmy dokumentalne oraz fragmenty dzieł Kubricka. Wielką gratką jest możliwość znalezienia się na planie z Odysei kosmicznej, gdzie wykorzystana została tak zwana przednia projekcja – za pomocą luster, kamer, slajdów ujęcia plenerowe można było zrealizować w skromnym studio.
Szaleństwo to siła napędowa m.in. Lolity, Mechanicznej Pomarańczy, Oczu szeroko zamkniętych czy Lśnienia.
Prócz mnóstwa zdjęć, fragmentów scenografii, kostiumów, obejrzeć można kopie scenariuszy z odręcznymi notatkami reżysera. Wielkim plusem jest to, że nie musimy ich oglądać za szybką, lecz otrzymujemy całość rękopisu w postaci zgrabnego wydruku. Upubliczniono kilka listów, a wśród nich jeden autorstwa którejś z organizacji chrześcijańskich, dotyczący sprzeciwu wobec ekranizacji Lolity (to taki akcent bardzo na czasie, biorąc pod uwagę oprotestowaną sztukę Rodrigo Garcii w ramach Festiwalu Malta). Wrażenie robią wszelkie makiety, począwszy od War Room z filmu Dr Strangelove, aż po centryfugę wykorzystaną w Odysei kosmicznej. I nie powiem Wam, co odkryjecie za drzwiami z napisem REDRUM...
Wystawa skupia się tylko na twórczości Kubricka. Dystansuje się wobec życia prywatnego czy też wielu plotek, krążących na temat reżysera. Nie mniej jednak przyglądając się jego pracy nie sposób jest nie wysnuć kilku własnych spostrzeżeń na temat jego osoby. Do gustu bardzo przypadła mi część dotycząca niezrealizowanych projektów. Olbrzymie wrażenie robi wielki regał, w którym Kubrick zbierał informacje na temat każdego znanego, zrelacjonowanego w literaturze czy dokumentach historycznych dnia z życia Napoleona. Uśmiech budzą zdjęcia z planów w towarzystwie córek, czy żony.
Stanley Kubrick w krakowskim Muzeum Narodowym gości jeszcze do 14 września i jeśli tylko będziecie przejeżdżać przez gród Kraka, koniecznie zajrzyjcie do tego monumentalnego gmachu. Wystawa jest „must see” dla kinomaniaków, ale wszyscy inni bez wątpienia też znajdą tam coś dla siebie.