Piąty i zarazem ostatni sezon jednego z ciekawszych seriali ostatnich lat od początku różnił się od poprzednich czterech. Skrócili liczbę odcinków, przyspieszyli akcję o kilka lat i dodali retrospekcje. Tak oto zniszczyli „Zakazane imperium”. Finał był dokładnie taki jak cały ten sezon.
Od pierwszych minut piątego sezonu, domyślałem się, że twórcy spróbują spiąć gangsterską historię pewną klamrą i dlatego też wprowadzili retrospekcje. Nie myliłem się. Szkoda tylko, że historia dorastania Thompsona została już opowiedziana w poprzednich czterech sezonach. W kilku miejscach przewijał się wątek jego dzieciństwa. Sam Nucky się do niego odnosił lub ktoś inny kreślił jego historię. Retrospekcje nie wprowadziły kompletnie niczego nowego. Teraz tylko mogliśmy sobie popatrzeć jak młody Thompson wyglądał. Tutaj akurat udało się twórcom znaleźć aktora łudząco podobnego do Buscemiego, który ma przecież dość niestandardową urodę.
Piąty sezon ślamazarnie zmierzał do ukończenia wątków Luciano, Lansky’ego i Capone. Każdy, kto odrobinę zna historię mafii dobrze wiedział, jak skończą. Zagadką pozostawał sam Thompson, który jedynie opierał się na historycznej postaci, ale już pod innym nazwiskiem, więc nic nie stało na przeszkodzie, by pobawić się jego życiorysem, z czego twórcy skorzystali.
Jedźmy jednak po kolei. Lansky i Luciano, którzy na początku serialu byli zaledwie płotkami, kończą jako rozdający karty w przestępczym półświatku. „Zakazane imperium” pokazuje ich historię do pokazowego ustalenia zasad działania przestępczego syndykatu. I tutaj można to było zrobić lepiej. Spotkanie bossów w jakiejś spelunie przy niewielkim stoliku kompletnie nie wygląda na zebranie wielkich gangsterów. Patrząc na Luciano i Lansky’ego też ciężko uwierzyć, że to właśnie oni staną się najskuteczniejszymi amerykańskimi gangsterami pierwszej połowy XX wieku.
Jeszcze gorzej wypadło zakończenie, a właściwie brak sensownego zakończenia wątku Capone. Twórcy „Zakazanego imperium” postanowili rozstać się ze swoim bohaterem, gdy ten wchodzi na rozprawę. Później jedynie jest przywoływany w przemówieniu Luciano. Aż prosiło się pokazać proces i skazanie bossa chicagowskiej mafii. Jeszcze brakowało, żeby twórcy „Zakazanego imperium” dodali napis: „Resztę doczytajcie na Wikipedii”. Brat Nucky’ego stał się monotematyczny i już nie wiem, który raz kończy w ten sam sposób, a Thompson znowu go zostawia. Mogliśmy się już przyzwyczaić do słabego zamykania wątków w tym sezonie (White, Van Alden i przede wszystkim Rothstein), to jednak ciągle boli.
Kontrowersyjne przyśpieszenie akcji o kilka lat w porównaniu do czwartego sezonu można byłoby jakoś obronić, gdyby nie trzymanie się wątków, których większość widzów miała dosyć. Na samą gangsterską fabułę w piątym sezonie mieli mniej, bo zaledwie 8 odcinków, to jeszcze dodatkowo ten czas skrócili bezsensownymi retrospekcjami i trzymaniem się dwójki "ulubionych" pań: Margaret i Gillian. Ta druga przewijała się tylko dlatego, by domknąć klamrę jaką scenarzyści wymyślili na zakończenie. Przypomnieli, że Nucky sprzedał małą Gillian komandorowi. To miało zaszokować? Przecież dobrze o tym wiedzieliśmy już wiele odcinków temu. Margaret z kolei chyba trzymali tylko po to, by pokazać jak wyglądał wielki krach finansowy i na koniec dać nadzieję na względny happy end.
W końcu jest i Nucky, który w ostatnich minutach serialu wyjątkowo polubił samotne wycieczki po Atlantic City. Poczuł się tak bezpiecznie, że najwyraźniej zwolnił swojego ochroniarza. Dostaje kulkę, bo to nie mogło się inaczej skończyć skoro za produkcję odpowiada Martin Scorsese. Kulkę posłał syn Jimmiego, którego z kolei przed laty sprzątnął Thompson. Bez pomysłu to wszystko. Nadal mam jednak nadzieję na spin off z Lanskym, Luciano i upadłym Capone. To nie może się tak skończyć.
Tak o serialu pisałem na chwilę przed premierą piątego sezonu.