W co się gra w Poznaniu - targi Poznań Game Arena 2014 - Kamil Brycki - 27 października 2014

W co się gra w Poznaniu - targi Poznań Game Arena 2014

Masa nowości, rzeczy niedostępne nigdzie indziej, premierowe pokazy, interesujące konferencje, wszechstronne stanowiska, rozgrywki e-sportowe, konkursy i losowania, futurystyczne technologie, piękne hostessy… Tak powinny wyglądać prawdziwe targi dla graczy. Czy Poznań Game Arena 2014, trzydniowe, październikowe expo, spełniło wszystkie te kryteria?

Na PGA udałem się w piątek, w tzw. Vip Day, dzięki czemu udało mi się uniknąć tłumów i ze spokojem odwiedzić wszystkie interesujące mnie stanowiska. Był to jednak, w pewnym sensie, strzał w stopę – może udało mi się dopchać do kilku obleganych atrakcji, lecz niektóre stanowiska dopiero były „budowane” i oczekiwały na rozkręcenie imprezy. Nie udało mi się również zobaczyć wielu interesujących cosplayów, które pojawiły się dopiero na sobotę i niedzielę. Ale zacznijmy od początku...

DZIKI GON
Ogromny plakat zwabił z pewnością nie tylko mnie – stoisko opatrzone logiem trzeciego Wiedźmina szybko zostało zapełnione ludźmi siedzącymi na dywanie i układającymi wiedźmińskie puzzle. Twórcy przygotowali kilka zestawów do ułożenia, a każda grupa ludzi mogła wygrać parę gadżetów oraz koszulkę z logiem gry.

Znacznie większe wrażenie zrobiła na mnie wystawiona edycja kolekcjonerska. Mimo, że steelbook, medalion, opakowanie i „książeczki” zasługują na uznanie, to jednak nic nie przebije efektu wywołanego przez figurkę Geralta ujeżdżającego gryfa. Mimo, że swoją kopię mam zamówioną od jakiegoś czasu, a zdjęcia obejrzałem wszem i wobec, nie byłem przygotowany na to, co ukazało się moim oczom. Figurka jest ogromna (biorąc pod uwagę to, czego oczekiwałem) i sprawia wrażenie solidnie wykonanej. Niestety, oglądałem ją tylko przez szybkę i nie mogłem sprawdzić, jaka jest jej waga. Jej widok utwierdził mnie jednak w przekonaniu, że słuszną decyzją było zamówienie edycji kolekcjonerskiej.

XBOX ONE
Stanowiska z konsolami Xbox One oraz Kinectami do nich podpiętymi mieściło się zaraz obok, więc nie mogłem się tam nie udać. Z ciekawości spróbowałem chwilę pograć w Forza Motosport 5, lecz odrzucił mnie dość długi czas ładowania – jakoś nigdy nie byłem fanem gier wyścigowych i nie są one dla mnie niczym szczególnym, dlatego też nie czułem większej potrzeby przeczekania tej minuty na oglądaniu obrazków z gry. Ze znacznie większym entuzjazmem podszedłem do konsoli obok, aby zagrać w najnowszą część serii Assassin’s Creed. Przeniosłem się do Rewolucyjnej Francji, aby pobiegać trochę po mieście i sprawdzić, czy ta część rzeczywiście będzie taka rewolucyjna (he-he).

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to brak wygładzania krawędzi – gra niestety wcale nie wyglądała tak super, jak na trailerach i gameplayach (historia lubi się powtarzać?), lecz może to po prostu wina dema. Później było na szczęście już tylko lepiej – miasto autentycznie jest wypchane po brzegi, a animacje nowego bohatera robią fenomenalne wrażenie. Złapałem się na tym, że zamiast wykonywać powierzone mi zadanie, biegałem sobie z punktu do punktu i starałem się nacieszyć oczy naprawdę świetnymi skokami, przewrotami i wspinaczkami. Od czasu do czasu zdarzały się „haki”, lecz ten element z pewnością zostanie jeszcze dopieszczony do granic możliwości. A przynajmniej taką mam nadzieję.

Walka była ciut trudniejsza ze względu na wszechobecną broń palną. Myślę jednak, że po prostu nie znałem żadnych sztuczek, aby się przed nią obronić. Ataki i kontry standardowo są szalenie efektowne i dają masę przyjemności, jednocześnie nie sprawiając problemów. Z potyczkami jednak wiąże się też jedna z największych bolączek dema, w które miałem okazję zagrać – kiedy zabiłem kilku strażników i postanowiłem rozpocząć ucieczkę, Xbox One zaczynał „czkać” – nie mogłem tego nazwać stałymi trzydziestoma klatkami na sekundę. W tym wypadku również zwalam winę na dopracowanie podrzuconego przez twórców fragmentu kodu i mam nadzieję, że Unity będzie porządnie zoptymalizowane. Przynajmniej na PC.

W tym miejscu warto też wspomnieć o padzie do młodszego brata 360-tki – tak, jest wygodny. Guziki wciskało się „miękko i delikatnie”, analogi trzymało się wyjątkowo dobrze, a krzyżak w końcu jest prawdziwym krzyżakiem. Czy jest sens jednak przesiadać się ze starszej generacji padów, ciężko stwierdzić. Aż tak kolosalnej różnicy to chyba nie ma.

DYING LIGHT
Przy tym stanowisku nie spędziłem za dużo czasu, ponieważ zrozumiałem na nim jak bardzo wyszedłem z wprawy, jeżeli chodzi o granie na padzie. O ile w Unity nie przeszkadzało mi to, że pada nie trzymałem w dłoniach na poważniej od czasów liceum, tak w Dying Light płynna rozgrywka przychodziła mi z trudnością. Udało mi się jednak chwilę pobiegać, poskakać i porozwalać zombie i stwierdzam, że ta gra ma potencjał. Trzaskanie umarlaków było zabawą przednią i satysfakcjonującą szczególnie wtedy, kiedy starałem się celować w głowy czy inne newralgiczne punkty. Odwzorowanie ciosów stoi na wysokim poziomie – i dobrze, bo trupów do miażdżenia jest cała masa.

Pobiegałem też troszkę po mieście (w porze dnia) i nie czuję systemu poruszania się – miał on przypominać Mirror’s Edge (z tego co kojarzę), lecz wydawał się bardziej toporny. Wszystkie akrobatyczne akcje wykonuje się jednym guzikiem, co ułatwia „ogarnięcie” wszystkich sztuczek, w moim przypadku jednak będzie potrzeba znacznie więcej czasu, aby zaczął przemieszczać się w miarę płynnie.

ROCCAT
Na stanowisku Roccat nasłuchałem i naczytałem się trochę o ich najnowszych myszkach, klawiaturach i ogółem o sprzęcie dla graczy – żadną nowością chyba nie będzie, jeżeli powiem, że gryzoni dla leworęcznych z wyższej półki nie ma co szukać. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak pozostać przy moim wysłużonym Lachesisie od Razera i liczyć, że może kiedyś w końcu będę mógł kupić myszkę z wysokiej półki wyprofilowaną specjalnie dla mnie. Kto wie, kto wie…

Po zamianie kontrolerów miejscami usiadłem na moment przy Firefall. Uczucia mam mieszane, lecz akurat w tę grę grałem zdecydowanie za krótko – chwilę polatałem z jetpackiem, postrzelałem do kosmicznych pajączków… I to w zasadzie tyle. Jakiegoś większego wrażenia tytuł na mnie nie zrobił – uważam, że powinniśmy mieć okazję zagrać w ciut późniejszy etap gry, niż jej początek, ponieważ tutaj było po prostu nudno.

GOPRO
Kamerka, którą można przyczepić gdziekolwiek i zawsze mieć ze sobą staje się bardziej i bardziej popularna. Stanowisko z GoPro było w zasadzie puste, co pozwoliło mi się dokładnie przyjrzeć kilku bajerom. Jakimś wielkim znawcą nie jestem, ale i tak sprzęt zrobił na mnie wrażenie – latające drony, specjalne uchwyty na czapki, deski, możliwość przyłączenia w różnych miejscach na zewnątrz samochodu – to wszystko z pewnością sprawi, że już niedługo będziemy w stanie nagrywać przez prawie cały czas. Z wielką chęcią sprawiłbym sobie taką kamerkę wraz z tym „małym samolocikiem”, bo z pewnością nawet samo latanie musi sprawiać masę frajdy.

SŁUCHAWKI
Znalazłem też chwilę na odwiedziny stoisk Creative oraz Steelseries. Jeżeli chodzi o tych pierwszych, każdy uczestnik targów mógł przetestować cztery modele słuchawek o różnej jakości. Niestety nie wygłuszały one zbyt dobrze wszechobecnego hałasu towarzyszącego aurze targów, więc nie jestem w stanie porządnie ich ocenić – miałem jednak wrażenie, że czegoś mi w nich brakowało… A kiedy założyłem najnowszy model Siberii, zrozumiałem, że chodziło o głębię. Dość spore słuchawki z regulacją głośności na nauszniku sprawdziły się znacznie lepiej od wystawionego modelu Kreatywnych i z ochotą wypróbowałbym je w normalnych warunkach, w trakcie samotnej rozgrywki.

E-SPORT
Na całych targach na bieżąco można było wziąć udział w kilku e-sportowych rozgrywkach. Widziałem komputery z League of Legends, Dotą, World of Tanks, a przede wszystkim z Counter Strike: Global Offensive. Tych ostatnich było najwięcej – na stoisku Logitecha można było nawet wygrać jedną z ich wiodących myszy i każdy mógł wziąć udział w grze. Jeżeli ktoś jednak nie jest Mistrzem CSa, mógł spróbować swoich sił w recenzowaniu produktu tejże firmy zaraz obok, na stanowisku z kamerą, mikrofonem i dobrym oświetleniem. Chcesz zostać znanym YouTuberem? Mamy coś dla ciebie!

Wracając jednak do e-sportu – w trakcie Vip Day miał odbyć się turniej World of Tanks, a rozgrywki miały potrwać od godziny 13 do godziny 20. Wielkość sceny i ilość poświęconego miejsca wskazuje, że e-sport zaczyna odgrywać coraz większe znaczenie również i u nas, co mnie niezmiernie cieszy, ponieważ sam również lubię czasem obejrzeć jakiś mecz League of Legends.

Pojawił się również plakat Intel Extreme Masters Katowice wraz z datą oraz możliwość obejrzenia pucharu na stoisku Intela. U Roccatów nowy członek zespołu grającego w League of Legends i po krótce opowiedział o sobie. „Komentator” za to wyciągał ludzi z tłumu i wypytywał o ich przygody z LoLem. Po drugiej stronie, czyli już na stoisku SteelSeries, miał pojawić się Shushei – MVP pierwszego sezonu – jednak nie udało mi się go spotkać.

SKLEPIK
Na takim wydarzeniu nie mogło oczywiście zabraknąć sklepu z gadżetami. Niestety szału nie było – praktycznie same koszulki, kubki czy podkładki pod myszkę. Jedynymi ciekawszymi rzeczami były minecraftowe kostki.

TWÓRCY GIER
Cała osobna hala była poświęcona na stanowiska dla mniejszych i większych twórców gier. Tutaj były rozstawione małe bloki, gdzie bodajże około 40 twórców mogło pochwalić się swoimi projektami. Można było przetestować Oculus Rift, jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji (osobiście miałem do czynienia z tym sprzętem w zeszłym roku i bardzo mi się podobał – po dwóch minutach jazdy na rozpikselowanej kolejce górskiej ludzie przewracali się z uśmiechami na twarzy, a ja byłem jednym z nich) czy też pograć w całą masę mniejszych i większych niezależnych produkcji. Najciekawsze w tym wszystkim były jednak stoły, gdzie znalazło się miejsce na oldschoolowe konsole i telewizory. Chcesz zagrać w Kontrę tak, jak grało się kiedyś? Nic nie stoi na przeszkodzie!

Większość z tych stanowisk nie miało za bardzo czym zachwycić widza – ot, zwyczajne gry indie, jakich pojawia się aktualnie cała masa. Nic nie zwróciło mojej większej uwagi, a jedyne stoisko, przy którym zatrzymałem się na dłużej to takie, przy którym można było rozwalić klawiaturę własną głową. Czad. Całkiem możliwe, że coś ukryło się przed moim wzrokiem i ominąłem jedną z najciekawszych atrakcji targów – jeżeli tak, to niestety nie dane mi będzie się o tym dowiedzieć.

PODSUMOWANIE
Jakoś szczególnie nie odczuwałem euforii związanej z targami PGA. Poszedłem tam w zasadzie nie wiedząc, czego oczekiwałem i myślę, że dzięki temu przynajmniej nie czuję się zawiedziony. Miałem nadzieję, że uda mi się sprawdzić najciekawiej zapowiadające się produkcje na PS4 w akcji, a otrzymałem tylko haczącego Xbox One z wartym uwagi najnowszym Assassin’s Creed. Chciałem w końcu kupić charakterystyczną czapkę Teemo z League of Legends, lecz jedyne, w co mogłem się zaopatrzyć, to średniej jakości podkładki pod myszkę z motywami z gry lub ewentualnie malutkie poduszki. Cosplay, przynajmniej na oglądanych zdjęciach (mi niestety nie udało się zobaczyć zbyt wielu postaci na żywo) wypadł bardzo dobrze.

Czy żałuję, że poszedłem na PGA? Nie. A czy żałowałbym, że mnie tam nie było? Pewnie też nie.

Kamil Brycki
27 października 2014 - 20:06