Akame ga Kill! - gildia zabójców kontra Imperium - Satyr - 19 stycznia 2015

Akame ga Kill! - gildia zabójców kontra Imperium

Gatunek: anime, shounen, fantasy, przygodowe / Premiera: 7 lipca 2014

Naiwny młodzieniec o idealistycznym podejściu do życia trafia w progi olbrzymiej stolicy Imperium. Fechtunek i pokonywanie wielkich kreatur to dla niego nie pierwszyzna, toteż bohater w wielkim mieście szuka sławy i poklasku, a co najważniejsze, pieniędzy.

Bynajmniej nie z egoistycznych pobudek, a dla głodujących ziomków z wioski z której pochodzi. Tatsumi, bo takie też jest jego imię, szybko jednak przekonuje się, że wspaniała stolica, do której miał trafić jest jednak miastem bezprawia, w którym panoszy się wiele różnego pokroju gnid i niegodziwców, do których niestety należy duża część wpływowych i znanych obywateli. Już pierwszego dnia bohater daje się okraść, a to wydarzenie jest początkiem reakcji łańcuchowej, która sprawia, że wplątuje się on w walki pomiędzy Cesarzem Imperium a rebeliantami, którzy próbują go obalić. Tak oto staje się członkiem grupy zabójców działającej z ramienia buntowników, a ich zadaniem jest eliminacja największych imperialnych kanalii i złoczyńców z najwyższych szczebli władzy. 

To tyle jeśli chodzi o zarys fabularny i spoilery. Część śledzących ten tekst oczu zapewne przeniosła się już na pierwszy odcinek omawianego tytułu. Z tymi którzy zostali pragnę podzielić się moją opinią…

Bohaterowie umierają...często, gęsto i bynajmniej nie z przyczyn naturalnych

Jak wywnioskować można ze wstępu anime to skupia się w olbrzymiej części na walce, a ta jest przednia. Jucha leje się strumieniami, nie brakuje tu brutalnych scen i naprawdę drastycznych sytuacji. Brutalność jest tu pewnego rodzaju kontrastem dla kolorowego i sympatycznego wyglądu postaci oraz sielanki i prostego humoru prezentowanego w dialogach. Świetna kreska i animacje, różnego rodzaju broń o wielu unikatowych właściwościach, a także same umiejętności bohaterów sprawiają, że na potyczkach przyjemnie jest zawiesić oko. Muzyka dobrze komponuje się z całością, choć warto zaznaczyć, że lepiej wypada w sentymentalnych momentach, których serii tej nie brakuje. Niemniej jednak w pamięci najbardziej pozostają ciosy przynoszące śmierć, na widok których oczy wychodziły mi z orbit, a sam widok sprawiał ból. Wspominając o śmierci warto powiedzieć, że nie giną wyłącznie ci, którzy na to zasługują, więc jeśli lubicie anime, którego główni bohaterowie zawsze cało wychodzą z opresji to możecie się srogo zawieść.

Skoro jesteśmy już przy bohaterach to tu niestety rewelacji nie ma. W mojej opinii poza Tatsumim na uwagę zasługuję wyłącznie ich garstka, która plasuje się po obu stronach barykady. Tak oto nieźle wypadają: kokietka, zboczeniec, muskularny gej, dziwak piroman oraz chłopak z rybackiej wioski. Cała reszta cóż…po prostu jest, jakaś tam. Bardzo ciekawie natomiast przedstawiane są pobudki, którymi kierują się niektórzy bohaterowie tzw. walka o słuszność sprawy. Ich historie i poglądy pokazują, że nie ma wyłącznie czarnego i białego, a świat mieni się odcieniami szarości i często punkt widzenia zależy od perspektywy. Dzięki temu można dostrzec, że pozytywne postacie tego anime znajdują się po obu stronach konfliktu i choć zależy im na tym samym to z powodu swoich poglądów opowiedziały się po różnych stronach wojny.

"Nożyk" Tatsumiego zbyt duży nie jest, niemniej jednak do smarowania chleba nie służy...

Zakończenie niegodne serii

Ta seria naprawdę wciąga. Dziewiętnaście jej odcinków minęło mi w pozytywnych odczuciach jak z bicza strzelił, a potem…cóż...potem zaczyna się bolesny upadek, który psuje wszystko na co dotychczas anime to zapracowało. Ostatnie pięć odcinków to istna tragedia, twórcy zarżnęli ten tytuł jak świniaka i na dodatek zrobili to z gracją pierwszego lepszego rębajły. Od 20 epizodu seria zaczyna gnać ku końcowi w zastraszającym tempie, konsekwencją czego jest masa chaotycznych scen i bezsensownych walk wszystkich postaci. Część wątków odchodzi w zapomnienie i nigdy już nie wraca, a inne zostają po prostu szybko, niedbale i głupio rozwiązane. Wszystko to sprowadza się do wielkiej z lekka tandetnej batalii oprawionej przesadzoną rozpierduchą i absurdalnym zachowaniem niektórych postaci. Głupota sięga zenitu w ostatnich minutach serii…ale jako, że miało być bez spoilerów to nie zdradzę Wam o co konkretnie chodzi. W każdym razie zakładkę przeglądarki z epizodami tego tytułu wyłączyłem z zażenowaniem i pogardą dla osób odpowiedzialnych za ostatnie tragiczne odcinki oraz zwyczajnie złe i bezmyślne zakończenie dobrej serii.

Akame ga Kill!?

Jedna rzecz nie daje mi jeszcze spokoju. Praktycznie całą opowiedzianą tu historię śledzimy niemalże będąc w skórze Tatsumiego. Z jego perspektywy poznajemy realia wojny pomiędzy Imperium, a buntownikami. W gildii zabójców to on jest tym nowym, który wszystkich poznaje, tym najsłabszym ogniwem potrzebującym treningu. Po prostu niezaprzeczalnie jest to główny bohater serii. Skąd więc tytuł odnoszący się do imienia jednej z jego towarzyszek? I to jeszcze do postaci, która w porównaniu do wymienionych wcześniej bohaterów wypada naprawdę blado, a wątek z nią związany jest zwyczajnie bardzo słaby i dziwny. Cóż, tego nie rozumiem, być może manga zaprezentowała tę historię z innej perspektywy (nie wiem, nie czytałem), w każdym razie jeśli o anime chodzi to moim zdaniem tytuł jest zupełnie nietrafiony…

OCENA LEŚNEGO DEMONA

7-/10

PLUSY:
+Kreska
+Kilka ciekawych postaci
+Efektowne i brutalne walki
+Historie i motywy niektórych bohaterów
+Przyjemna, wciągająca i niezobowiązująca fabuła... 

MINUSY:
-...która kończy się na 19 odcinku
-Niedokończone bądź beznadziejnie zwieńczone wątki
-Odstające od reszty, bardzo słabe epizody 20-24 i głupie zakończenie serii

Grafika: mat. prasowe
(źródło ukazane po kliknięciu w obraz)
– SATYR 

Satyr
19 stycznia 2015 - 15:47