Dzień bezpiecznego Internetu - Pani Krysia z Księgowości - siwy - 8 lutego 2015

Dzień bezpiecznego Internetu - Pani Krysia z Księgowości

Muszę przyznać, że ten tytuł brzmi trochę jak tytuł opowiadania wzbudzającego emocje ze stron dla samotnych, niezależnych kobiet. Jednakże tworząc ten tytuł (co nie było skomplikowaną operacją) chciałem przekazać, że dzisiaj nietypowo będziemy mieli dwie historie w jednym wpisie. Niby dwie całkiem różne sytuacje, ale mające kilka punktów wspólnych. A takim największym punktem wspólnym jest to, że jestem takim Panem, który naprawia komputery. Przez niektórych zwany „informatyk”, przez niektórych „serwisant”… generalnie pomagam Panu Bogdanowi – głowie rodziny i Pani Krysi – Księgowej w średniej firmie, w zrozumieniu i okiełznaniu świata komputerów. A korzystając z okazji, że jesteśmy jeszcze na początku – wstępie warto dodać, że tekst został zmotywowany przez Dzień Bezpiecznego Internetu. Który to wypada właśnie dzisiaj (8 lutego).

Pierwsza historia zaczyna się od zgłoszenia malutkiej firmy zatrudniającej około 10 osób. Brzmiało ono mniej więcej tak: „nic nie działa, proszę przyjechać jak najszybciej, bo nic nam nie działa”. Spokojnie, zaraz naprawimy – pomyślałem, uspokoiłem klientów i wyruszyłem w drogę. Oczywiście wcześniej spakowałem do samochodu praktycznie wszystko co niejednemu inżynierowi z NASA wystarczyłoby do skonstruowania jakiegoś łazika. Gdy dojechałem na miejsce i parkowałem samochód moje oczy wysłały do mózgu dobrą wiadomość – budynek stoi, więc nie jest tak źle jak słyszałem przez telefon. Dobra… skończmy te drętwe żarty, sytuacja była naprawdę poważna… chodziło o bezpieczeństwo całej firmy. To znaczy jedyne co wywnioskowałem przez telefon, to informacja, że poczta nie działa. Po przybyciu na miejsce, po zrobieniu drobnego rozeznania i po przeprowadzeniu wywiadów z pracownikami sytuacja przedstawiała się dość jasno.

Pozwolę sobie na poukładanie stanu rzeczy, otóż:

  • Z poczty korzystały dwie osoby, na dwóch różnych komputerach, Pani Krysia i Pani Barbara.
  • Konto pocztowe znajdowało się na jednym z Polskich portali. Pani Krysia obsługiwała je przez przeglądarkę. Pani Barbara chyba też, ale Jej nie było, a dostępu do jej komputera też nikt nie miał. Więc tak do końca nikt nie był wstanie mi powiedzieć.
  • Pani Krysia nie znała hasła do poczty.
  • Pan, który zajmuje się w tej firmie komputerami i administrował tym wszystkim był na długim urlopie, daleko stąd (ja do tej firmy trafiłem z polecenia, po znajomości, choć wcześniej zdarzało mi się tu bywać i troszkę znałem środowisko, w którym przyszło mi tego dnia pracować).
  • A główny problem polegał na tym, że Pani Krysia miała hasło zapisane w przeglądarce, a teraz, ono nie działało.

Więc łatwa sprawa, postanowiłem zacząć od komputera Pani Barbary. Dostałem się do niego przy pomocy magicznej kartki, którą przechowywał u siebie nieobecny administrator. Były tam praktycznie wszystkie hasła, które mogły posłużyć do przejęcia władzy nad tą firmą. Ale nie zamierzam krytykować Pana administratora, bo może to był jego sposób na wymuszanie podwyżki od szefa. Wszak jedną kartkę łatwiej sprzedać niż kilka… Dobra, zostawmy te drętwe żarty (po raz kolejny). Właśnie! Jak już mamy słowo „drętwę” – komputer Pani Barbary pracował tak wolno, że zanim zareagował na jakiś rozkaz, to z powodzeniem mógłbym posadzić hektar lasu.

Więc gdy moje lipy i sosny podrosły i stały się dużymi, ładnymi drzewami to okazało się, że na komputerze Pani Barbary zainstalowany jest program Thunderbird. I na dodatek odbiera pocztę. Co prawda była to bardzo stara wersja, prawdopodobnie tego wydania używał Bóg do wysłania Mojżeszowi dziesięciu przekazań, ale wszystko działało. Ucieszony tym faktem postanowiłem dokonać małego porównania. Wziąłem działające hasło z komputera Pani Barbary i niedziałające z komputera Pani Krysi, i jak nie trudno się domyśleć miałem dwa całkiem różne hasła. Więc wszystko zaczynało być jasne. Pani Barbara zmieniła sobie hasło i nikomu nic nie powiedziała. Tą tezę potwierdzała historia przeglądarki Pani Barbary oraz zapisane tam (w przeglądarce) hasło.

To teraz byliśmy już na ostatniej prostej, pozostało mi jedynie delikatnie posprzątać komputer Pani Barbary (mam już zboczenie zawodowe, gdy widzę jakiś problem to wolę poświęcić trochę czasu i dokonać kontroli oraz naprawy komputera), przywrócić dostęp do poczty dla Pani Krysi i cieszyć się, patrząc jak wszystko działa. Skoro jedna Pani używa programu pocztowego to zaproponowałem takie rozwiązanie również drugiej i ku mojemu małemu zaskoczeniu przyjęła je.

I w tym momencie interwencja była zakończona, a kilka dni później okazało się, że rzeczywiście to Pani Barbara zmieniła hasło do poczty. Do tego zmotywował ją jeden z wielu artykułów w Internecie na temat tego, żeby zmieniać okresowo hasła. I nawet dostała poparcie Pana administratora, który owe hasło wpisał do programu Thunderbird. Więc intencje były dobre, aczkolwiek zabrakło rozmowy z pozostałymi zainteresowanymi pracownikami. W tej sytuacji zabrakło rozmowy, ale w drugiej sytuacji już nie. To co zaraz opiszę jest podręcznikowym przykładem jak ze sobą rozmawiać.

Żartowałem… tu również zabrakło rozmowy i właśnie teraz pojawia się tytułowy Denis. Ale zanim Denis pojawi się na dobre, to zacznijmy od początku. Tak się złożyło, że ta interwencja miała miejsce w tym samym dniu co historia opisana przed chwilą, z tą różnicą, że ta zdarzyła się wczesnym popołudniem. Zapytacie pewnie co ma pora dnia do rzeczy… Według mnie wczesne popołudnie to godzina 14, 15, czyli czas kiedy dzieci przychodzą ze szkoły. Więc pojawiłem się na interwencji kilkanaście minut przed 14 w domu Pana Jana. Problem polegał na tym, że Pan Jan próbując znaleźć coś na komputerze doznał szoku. Po otworzeniu przeglądarki jego oczom ukazała się strona z treściami dla dorosłych.

„Pewnie jakiś wirus” – postawiłem taką szybką diagnozę w rozmowie telefonicznej. I po przybyciu na miejsce kontynuowałem ten trop. A Pan Jan niecierpliwie wyczekiwał na werdykt. Jego niecierpliwość była mocno uzasadniona gdyż posiadał on syna, który właśnie zaczął pierwszą klasę szkoły gimnazjalnej. Dało się wyczytać z jego słów, że byłoby niedobrze gdyby to właśnie syn takie treści zobaczył. Natomiast ja im dłużej analizowałem komputer i im dłużej szukałem przyczyny, to tym bardziej byłem zdania, że jednak będzie niedobrze. Niedobrze dla Denisa, ponieważ komputer był całkowicie wolny od złośliwego oprogramowania, czysty jak łza. W systemie panował totalny porządek

Jedyne co mi się udało znaleźć to nieusunięta historia przeglądarki z wczorajszej wieczornej sesji. Oj Denis, Denis, Denis… Tak się złapać. Trzeba jeszcze dodać, że Chrome przy starcie pamiętał ostatnią sesję (tak był ustawiony). I w ten oto sposób tata Denisa zobaczył stronę z treściami dla dorosłych gdy rano włączył komputer i uruchomił przeglądarkę. Swoją drogą historia młodego była bardzo bogata, aż się Ojciec przeraził od tych treści. Razem z przerażeniem zaczęły się w nim uruchamiać złości oraz groźby… jak nakrzyczy, jak ukarzę i takie tam różne w stylu „niech tylko wróci ze szkoły…”. Powiem więcej, historia w przeglądarce Denisa była tak bogata, że nie jeden dorosły facet pozazdrościłby mu znajomości takich miejsc w sieci. Tymczasem z godziny około czternastej zrobiło się dziesięć po piętnastej i nasz bohater wrócił ze szkoły do domu.

W tym momencie musimy się zatrzymać, a ja musze dać ostrzeżenie, że za chwilę nastąpi naprawdę mocny dialog. Wyglądało to dokładnie tak:

Ojciec Denisa: Co tam w szkole młody?

Denis: Dobrze tata.

Ojciec Denisa: To dobra.

To by było na tyle jeśli chodzi o rozmowę między nimi. A mi nie pozostało nic innego jak zbierać orkiestrę i kończyć interwencje. Ale zanim wyszedłem próbowałem proponować Panu Janowi jakieś dyskretne rozwiązania, które zablokują przynajmniej część nieodpowiednich treści, pozwolą na kontrolę itp. Pan Jan odmówił. Więc Interwencja zakończona… I niczym taka mała drewniana łódeczka na środku oceanu zmierzająca do najbliższego brzegu, zmierzamy do końca tego tekstu. I wniosek z tego wszystkiego taki, że najistotniejszym elementem bezpieczeństwa w Internecie jest człowiek.

PRIVATE: Pod Skrzydłami M.

siwy
8 lutego 2015 - 11:07