Po kilku miesiącach dotarliśmy w końcu do dziesiątego odcinka Pani Krysi. Zatem nie pozostaje nam nic innego tylko świętować mały jubileusz serii, w której niczym taki wioskowy gawędziarz opowiadam jak to fajnie jest w pracy jako informatyk. Serwisant! Zresztą nie ważne, jakby tego nie nazwać jest to chodzenie po domach, firmach, różnych ludziach i naprawianie im sprzętu komputerowego oraz usuwanie problemów z systemem. Ups… (właśnie w tym momencie autor zorientował się, że to jednak nie jest 10 odcinek Pani Krysi). Cóż… Wine za taki stan rzeczy, mogę zrzucić na obecność cyfry dziesięć w tytule. Odgryzę się, pojadę po Widnowsie 10, ostro go skrytykuje... Nie, nie mogę pojechać po nim, jest za dobry. Ale może uda się to Pani Krysi, która wraz ze swoim komputerem zmierzy się z nowym systemem Microsoftu.
Mimo, że pierwszy kwietnia już za nami, to ja pozwoliłem sobie na mały żart. I to nie z tego powodu, iż pomyliłem się w liczeniu i chciałem, jakoś z tego wybrnąć, Chciałem chamsko przyciągnąć uwagę. Tak naprawdę, to Pani Krysia nie zmierzy się bezpośrednio z Windowsem 10. Po prostu ja jestem trochę leniwy i ostatnio czas szybciej biegnie, dlatego postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W dzisiejszym wpisie połączę nowy odcinek Pani Krysi oraz moje wrażenia z Windowsa 10, który to rośnie jak trawa na wiosnę. Jak takie dziecko, z którego rodzice są dumni, bo ma dobre oceny w szkole i jestem takim małym geniuszem. Rośnie i rozwija się pretendując do miana świetnego systemu operacyjnego zostawiając w tyle swoich poprzedników. I wbrew pozorom Microsoft nie sponsoruje tego teksu… Chociaż nie pogardziłbym gdyby przyjaciele z polskiego oddziału przysłali mi chociaż długopis z logiem, albo dyplom – bym sobie powiesił na ścianę.
Ale poważne… Nowy Windows jest świetny, obecny bulid ma numer10049 (przynajmniej bulid, który jest najnowszy w momencie pisania tego tekstu), a całe wydanie ma status Technical Preview. Ekipie pracującej przy najnowszym dziecku należą się duże pochwały. I nie żebym bardzo chciał zapracować na ten długopis – zasadniczo to mam czym pisać, jednak te pochwały są uzasadnione. Troszkę mniej uzasadnione są pochwały kierowane do zespołu odpowiedzialnego za Windowsa 8. To znaczy, to nie jest zły system – i broń Boże proszę mi nie wkładać tego w usta. Założenia są w zasadzie dobre, wykonanie solidne, sporo fajnych pomysłów, ale brakuje czegoś, takiego błysku, takiego czegoś, że człowiek włącza komputer i mówi sobie: „i to jest to”. Żartuje… Po prostu brakuje Menu start. Słynne Menu Start można co prawda przywrócić i jest do tego sporo programów. Jest też potężna aktualizacja do ósemki – zwana 8.1 i sprawia ona, że system robi krok w dobrą stronę. Jednak niesmak pozostaje. Dziesiątka nie ma tego problemu, bo tam coś na wzór Menu start jest. I jest dużo lepsze rozwiązanie niż w poprzednich systemach.
Ale wyjdźmy z tej kolorowej krainy, dziesiątej z kolei wersji systemu Windows (licząc według matematyki Billa Gatesa) nie ma jeszcze w sklepach. Obecnie większość maszyn ma poprzednią wersję systemu. I problem się pojawia kiedy Pani Krysia całe życie siedziała na Windowsie XP, a tu nagle wleciał Zenek komputerowiec, postawił maszynę z ósemką i wybiegł zanim komputer zdążył się uruchomić. Jednak najczęściej spotyka się sytuację gdzie zainstalowany jest program, który przywraca Menu Start na wzór tego, z poprzedniej wersji systemu. I jeśli wszystko działa prawidłowo to jest dobrze, ale jeżeli coś się zepsuję?
To mamy wezwanie… Choć Krysia – Krystyna, to nie jest popularne imię i raczej kojarzy się ze starszą kobietą, to Pani, którą spotkałem na tej interwencji była młoda, grubo przed trzydziestką. Sprawnie poruszała się „w komputerze” i z chęcią udzielała wskazówek swoim nieco starszym koleżankom z biura. Pani Krysia posiada komputer o całkiem niezłych parametrach jak na biurowy sprzęt, posiada też na nim Windowsa 8. Posiada też w tymże Windowsie zainstalowaną nakładkę przywracającą te słynne już Menu Start. I tutaj wreszcie dochodzimy do sedna, nakładka uległa awarii i w rezultacie Menu Start zniknęło, a ekran startowy Windowsa 8 wyświetlał się nie do końca tak jak powinien. Ewidentnie system był na coś chory. Od użytkowniczki tego komputera dowiedziałem się, że już od samego początku nie wszystko działało jak trzeba, a problem, o którym teraz mówimy pojawił się po tym jak Windows coś zaktualizował.
Siadamy do pracy i jedziemy z tematem. Pierwszym co zrobiłem po przejęciu sterów było wywalenie aplikacji przywracających funkcjonalność siódemki. Później pomyślałem, że wykorzystam wbudowane w system narzędzie do sprawdzania spójności plików (sfc). I tak też zrobiłem. Choć wielu pewnie teraz pomyśli, że się nie znam, ponieważ wystarczyłoby zrobić przywracanie systemu i dociągnąć na nowo aktualizację. Pewnie rozważyłbym takie rozwiązanie, gdyby ta funkcja działała. Pan instalator tego zestawu wyłączył przywracanie systemu. Albo zepsuło się one z powodu jakiegoś błędu. Nie wiem… może ktoś (instalator zestawu) nie chciał żeby dysk SSD, który był zamontowany w komputerze się męczył (co jest dosyć głupim wyjaśnieniem). Tak czy inaczej zamierzałem włączyć te przywracanie. Czekałem tylko, aż narzędzie SFC skończy działanie. Czekałem, czekałem dłuższą chwilę. Ale w kategorii długość trwania operacji zwycięzca był inny i wszystko wskazywało na to, że czekało mnie spotkanie z nim.
Tymczasem narzędzie SFC zakończyło działanie, co tchnęło nowe w życie w system, aż się chciało klepnąć ten komputer po plecach i powiedzieć „no chłopie, będą z Ciebie ludzie”. Mimo, iż to narzędzie nie jest jakoś specjalnie precyzyjne ani uniwersalne, to tym razem udało się. Teraz druga część naprawy: to ten zwycięzca, o którym wspominałem w poprzednim akapicie. Mam na myśli aktualizacje z Windowsa 8 do wersji 8.1. W zasadzie komputer działał prawidłowo i można by uznać, że interwencja zakończona, ale nie umiem zostać tak sprawy niedokończonej. Więc trzeba było zrobić tą aktualizację oraz zainstalować dla Pani Krysi coś co przywróci Menu Start. Bo aktualnie mieliśmy czysty interfejs Metro, albo inaczej mówiąc Modern UI, albo jeszcze inaczej jeb*ne kafelki… Co!? Jakie kafelki? Jakaś kaszanka mi chyba wlazła do notatek… Ale taka mała kaszanka. Taki kęs, mały kęs – rzekłbym kęsik.
Okazało się, że to nie żadna kaszanka, to po prostu mój system piszący artykuły (tak górnolotnie nazwijmy moje wpisy) się zepsuł. W sumie to by wyjaśniało dlaczego moja twórczość jest taka drętwa. To coś jest pisane przez zera i jedynki, a ja leżę leniwie i patrzę na to co wychodzi. Spokojnie… mam nad tym kontrolę… No może poza małymi wyjątkami, jak ten powyżej. Kontroli nie miałem za to podczas gdy komputer instalował potężną łatkę do systemu. Naprawdę wielką. Czasem mam wrażenie, że podczas aktualizacji z 8 do 8.1 można urządzić podróż na któryś z biegunów. W moim przypadku ratunkiem było posiadanie dysku SSD. Jednak poprawka waży swoje (ponad 4 GB) i jej pobranie oraz instalacja musi trwać.
Zdecydowałem, że nie pójdę na ten biegun. Podczas planowania podróży Microsoft skończył aktualizację. Co prawda nawet po zainstalowaniu 8,1 Windows Update miał dla mnie coś jeszcze, ale wtedy oprócz dysku SSD doceniłem także w miarę szybki Internet. Niemniej jednak zasiedziałem się tego dnia, w tej firmie. Jednak wszystko skończyło się dobrze. I możemy powiedzieć słynne zdanie „Interwencja zakończona”. Pani Krysia zadowolona. Słabe flow, ale zanim się wszyscy zorientują to zacznę taki wątek, że pewnie Ci bardziej spostrzegawczy (w ogóle to szacunek jeśli ktoś dotrwał do tej części tekstu) zauważyli, że wstawiam obrazki zupełnie niezwiązane z historią Pani Krysi. Jest to moja próba powiedzenia, że Windows 10 jest naprawdę fajny i w dniu premiery na pewno zacznę z niego korzystać.
Odkąd tylko pojawił się do ściągnięcia używam go na moim służbowo-serwisowym laptopie. Jest to laptop, który chodzi praktycznie całe dnie, na najwyższych obrotach, miał w sobie więcej pednrivów niż jakiekolwiek parówki mięsa i ogólnie jest to mój podręczny wół roboczy. A Windows działa niczym stabilna wersja. Oczywiście skłamał mówiąc że nie ma problemów – są i na pewno będą, ale biorąc pod uwagę całokształt, takie problemy to żadne problemy. Windows 10 to przykład dążenia do doskonałości przez Microsoft, to przykład tego, że Windows 10 jest na końcu drogi do miejscowości „ideał”… Dobra, dosyć wchodzenia w te pajęcze sieci antypoeazji… albo raczej pseudopoezji.
Najciekawszy jest fakt, że każdy może sprawdzić jak się prezentuje nowy Windows na własnej skórze. Ja nie jestem jakiś wyjątkowy. Bill Gates z przyjaciółmi udostępnia obrazy systemu zupełnie za darmo. Więc jeśli macie chwilę czasu, wolną partycję, dysk, miejsce na maszynę wirtualną to dlaczego by nie sprawdzić nowego produktu. I dlaczego by nie wypełnić ankiety, która być może zmieni przyszłość systemu…. Dobra, dobra, miał być koniec z poezją. Broń was Boże traktować go jako pierwszy i podstawowy system, to toż byłby grzech i totalna głupota – pamiętajmy, że jest produkt nieskończony. I wiem, że znalazło się kilku Januszów Biznesu, którzy potraktowali wydanie Technical Preview jako darmowy system, ale to się skończy niedługo i będzie po systemie za darmo. Wszystkim innym normalnym polecam poczekać na pierwsze recenzje i opinie takich napalonych ludzi jak ja. O wszystkim i o niczym piszę pięć po pierwszej, pewnie po to żebyś mówił, że to kiepskie, ale… dośpiewajcie sobie dalej sami, a ja kończę.
Linki:
http://windows.microsoft.com/pl-pl/windows/preview-iso
https://support.microsoft.com/en-us/kb/929833/pl?wa=wsignin1.0