House of Cards 3 sezon - 5 rzeczy których nie chcę w nim zobaczyć - Pani Panda - 27 lutego 2015

House of Cards 3 sezon - 5 rzeczy, których nie chcę w nim zobaczyć

Już dziś w USA, a jutro w Polsce premiera kolejnego sezonu House of Cards. Serialu okrzykniętego mianem hitu ostatnich lat, wprowadzającego widza w osłupienie, szokującego i budzącego wiele obaw, które można wrzucić do worka z napisem: „a co jeśli tak jest w prawdziwej polityce?”

Fani niecierpliwie przebierają nóżkami, ostrzą zęby na kolejne polityczne smaczki (i nie tylko), licząc, że kolejny sezon zaskoczy jeszcze bardziej niż poprzednie. Doskonałe kreacje postaci, wyśmienita gra aktorów, nieszablonowy scenariusz, niesamowite zwroty akcji - to wszystko chcielibyśmy oglądać. Czego zatem nie chcemy (a raczej ja nie chcę) widzieć w 3 sezonie House of Cards ?

1. Mniej bezpośrednich relacji Franka z widzem

Pomysł na zwracanie się głównego bohatera wprost do kamery, w najmniej spodziewanych momentach, często nawet bez słów, za pomocą jednego wymownego spojrzenia czy teatralnego gestu jest zdecydowanie tym, co w serialu lubię najbardziej. Frank obdarza widza uwodzicielskim uśmiechem, demonicznym spojrzeniem czy kąśliwą uwagą, sprawiając, że serial przyciąga jeszcze bardziej. Czuję się jak wspólnik Franka, powiernik, przyjaciel, aż chce się krzyknąć: Frank, przybij piąteczkę! Mniej tych scen to coś, czego zdecydowanie oglądać nie chcę.

2. Przyspieszenia lub zwolnienia akcji

Chyba nikt nie lubi, kiedy oglądany przez nas film czy serial toczy się zbyt powoli, usypia nie tylko scenariuszową nudą, ale też kiepską dynamiką postaci. Z drugiej strony produkcje (szczególnie serialowe) trzymające w napięciu od początku do końca, nie dające chwili wytchnienia to także duże wyzwanie i ryzyko zmęczenia widza. "House of Cards" w tej kwestii jest mistrzowskie. Tempo praktycznie w każdym odcinku jest moim zdaniem doskonałe. Odcinek rozkręca się powoli, daje nam chwile wytchnienia, momenty zawieszenia, dozuje napięcie, by w pewnym momencie uderzyć w widza ze z dwojoną siła tak, że opada nam wszystko, nawet to co nie powinno. Liczę, że ta tendencja w kolejnym sezonie się nie zmieni, że serial nie znudzi, ani nie zmęczy.

Czy "domek" Franka wytrzyma kolejny sezon?

3. Śmierć jednego z czołowych bohaterów

Nie, to nie "Gra o Tron" i mam nadzieję, że twórcy serialu (czy wcześniej autor książki) nie wzorowali się na popisach Martina. Uśmiercenie np. Claire to coś, czego moja mała pandowa głowa nie jest w stanie sobie wyobrazić. Poza tym małżeństwo państwa Underwoodów to majstersztyk. Przypadek nie tylko dla prokuratora, ale też dla psychologa, psychiatry, Bóg wie kogo jeszcze. Zoe? No cóż, poprzedni sezon zaczął się potężnym zaskoczeniem, ale odnoszę wrażenie, że serial wiele na jej braku nie stracił. Jej wątek został bardzo ciekawie zastąpiony szeregiem intryg, zagadek i zwrotów akcji, jakoś nie tęskniłam za błyskotliwą dziennikarką. Kogo zabraknie w kolejnym sezonie? Strach pomyśleć.

4. Utopienie widza w zagwozdkach amerykańskiej polityki

Zwiastun kolejnego sezonu serialu wskazuje, że spotkamy się tym razem z ważną postacią międzynarodowej polityki, przywódcą wielkiego państwa, wzbudzającego strach i kontrowersje, który nieźle zamiesza w Waszyngotnie. Jestem na tak. Przyznaję, że ciekawie ogląda się walkę bohaterów w amerykańskim systemie, mam jednak nadzieję, że twórcy nie chcą robić nam przyspieszonej lekcji wielkiej polityki i nie pójdą w kierunku jeszcze bliższego poznania nas z ustawodawstwem i rozwiązaniami prawnymi. Cała polityczna otoczka stanowi doskonałe tło dla działań bohaterów, ale… liczę na umiar i rozwagę. Polski widz, który raczej na co dzień do obiadu nie ogląda relacji z posiedzenia sejmu, może się łatwo znudzić, nie zrozumieć i zrazić. Trzymam kciuki za rozsądne zbilansowanie tych atrakcji.

5. Odejście od sprawdzonych motywów

House of Cards jest symetryczny, w zasadzie prosty, choć skomplikowany w szczegółach. Prostota wnętrz, symetria, klasyka ubioru (perfekcyjny i prosty styl Claire), muzyka, która pozornie nie zwraca uwagi, ale doskonale dopełnia całości,  ograniczona paleta barw (biel, czerń, szarości, granat), bardzo symetryczne kadry, wykorzystanie doskonałych ujęć, przykuwających uwagę szczegółem, rozpraszając ją na ogół. To wszystko potwierdza, że serial wygląda tak zupełnie nieprzypadkowo, a każdy szczegół został starannie zaplanowany. Odejście od tych rozwiązań nie byłoby moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem. Nieuzasadniona pstrokacizna obrazu czy dźwięku to coś, czego nie chcę oglądać. Klasyka wielu aspektów tej produkcji to coś, co wyróżnia serial wśród innych i liczę, że tak pozostanie.

Mam cichą nadzieję, że serial zaskoczy, bez zmiany tego, co lubię w nim najbardziej i z niecierpliwością (większą niż panda na świeżego bambusa) czekam na kolejne poczyniania Franka i spółki.

Grafika mat. prasowe
(źródło po kliknięciu w grafikę)
- PANI PANDA 

Pani Panda
27 lutego 2015 - 13:40