Andriej Diakow 'Do światła' - Uniwersum Metro 2033 - Qualltin - 27 lutego 2015

Andriej Diakow "Do światła" - Uniwersum Metro 2033

Czytając książkę Metro 2033, prekursora całego Uniwersum, które liczy obecnie 52 książki*, zastanawiałem się, czy często poruszany przez mieszkańców metra wątek dotyczący prawdopodobnego istnienia innych ośrodków ludzkości, która jakoś przetrwała nuklearny kataklizm, zostanie kiedykolwiek rozwinięty. Metro 2034 do końca sprawy nie rozwiązało, jednak z czasem stało się jasne, że na dwóch dziełach się nie skończy. Strzałem w dziesiątkę było utworzenie całego Uniwersum Metro 2033, w ramach którego pod wspólnym sztandarem jednej historii publikować swoje książki mogli różni autorzy, z lepszym bądź gorszym skutkiem dla całego świata z książki. Dziś krótkiemu prześwietleniu poddam książkę „Do światła” Andrieja Diakowa, w której przeniesiemy się do petersburskiego metra.

Recenzowanie książki, nawet w najkrótszej formie, to sztuka znajdowania kompromisu między odpowiednią ilością informacji, które można przekazać bez nadmiernego odkrywania całej historii, a ich niedoborem, co może poskutkować przedstawieniem książki w nieodpowiednim, niewystraczającym świetle, a to z kolei już rzut kamieniem do odrzucenia jej przez potencjalnego kupca. Jak więc określić „Do światła”, aby przekazać Wam, że to książka co najmniej dobra, zdecydowanie warta przeczytania, a przy tym nie zepsuć zabawy ze zwrotów akcji, którymi Diakow nas raczy?

Zacznijmy od tego, że petersburskie metro ma się co najmniej tak dobrze, jak moskiewskie. Podobne rozwiązania rodem z Moskwy wprowadzono w życie także tutaj, zdecydowanie na północ, nad samą Zatoką Fińską. Filtry powietrza pełną parą pracują nad oczyszczaniem powietrza dla mieszkańców stacji trudniących się hodowlą, rzemiosłem w pierwotnej formie, czy też zbieractwem dostosowanym do nowych okoliczności, którym zajmują się tzw. stalkerzy. I to właśnie jeden z nich, Taran, uznawany za jednego z najlepszych przewodników po „nowej Ziemi”, poproszony zostaje o poprowadzenie grupy śmiałków do Kronsztadu, wyspy, znajdującej się na północny zachód od Petersburga, na której zauważono światło, mogące świadczyć o obecności ludzi. Misja od początku wydawała się zadaniem dla straceńców, bo jak inaczej określić nieliczną grupę śmiałków, których można policzyć na palcach obu rąk, którzy przedrzeć muszą się przez zmutowaną gęstwinę nowego świata? O tym właśnie jest książka „Do światła” – o podróży naznaczonej pułapkami, przygodami, zwrotami akcji i… pierwszym doświadczeniu z powierzchnią Gleba, dwunastoletniego chłopca, sieroty, który wybrany został przez Tarana z tylko jemu wiadomego powodu. I to właśnie nastolatkowi towarzyszyć będziemy przez trwającą ponad 300 stron przygodę, której wydarzenia potrafią zaciekawić, zaintrygować i wprawić w lekkie osłupienie.

Dzieło Andrieja Diakowa to zarazem pierwsza część trylogii spod jego pióra, której historia osadzona została w postapokaliptycznym świecie Metro 2033. Przy pierwszym kontakcie język polskiego wydania wydał mi się dość specyficzny, choć nie jestem w stanie przytoczyć żadnych konkretów z wyjątkiem wrażenia, jakie odniosłem podczas czytania, że ogromną ilość razy natrafiam na powtórzenia imienia głównego bohatera, co z czasem stawało się męczące. Po chwili jednak przywykniemy do charakteru książki, a całość stanie się lekka, przyjemna i, co najważniejsze, nie będzie w żadnym momencie nużąca. To dobra lektura dla tych, którzy lubią po prostu dobrą książkę, a obowiązkowa dla tych, którzy uwielbiają postnuklearny klimat Metro 2033. Z pewnością to jedna z tych książek, która pracuje na dobre imię uniwersum.

„Do światła” to nie tylko zmagania z owocem mutacji wśród zwierząt, to także historia ludzi, którym w przeciwieństwie do obecnych mieszkańców petersburskiego metra nie udało się z godnością poprowadzić własnego żywota, sprowadzając ich na zwierzęcą, pozbawioną moralności drogę. To historia o bestialstwie, wyższości interesów i zatraceniu człowieka w obliczu nuklearnej zagłady. A przede wszystkim to historia o nadziei, które trwa w człowieku do samego końca. Polecam.

* według [1], choć w Polsce wydano zaledwie kilka z nich.

Grafika: własne.

Qualltin
27 lutego 2015 - 13:34